Prof. Jerzy Hausner – gospodarka odbije na przełomie roku, ale później mogą się pojawić problemy z równowagą makroekonomiczną
Robert Lidke: Z przygotowanego pod Pana kierownictwem Alertu Gospodarczego „Możliwe scenariusze wzrostu polskiej gospodarki po pandemii COVID-19” wynika, że Polska może wyjść z recesji mniej poturbowana niż to się wydaje oceniającym nas takim instytucjom jak m.in. MFW, EBOR, czy Komisja Europejska. W Państwa opracowaniu są wymienione pewne specyficzne cechy Polski, które mogą spowodować, że nie będziemy tak dotknięci pandemią COVID-19 jak inne kraje. Jakich naszych cech nie wzięto dostatecznie pod uwagę?
Prof. Jerzy Hausner: Jesteśmy gospodarką opartą na potencjale wytwórczym. W szczególności rola turystyki w naszej gospodarce i innych usług – z wyjątkiem transportu i logistyki – nie jest tak duża jak w wielu innych państwach. Generalnie rzecz biorąc baza przedsiębiorczości, poziom aktywności przedsiębiorców jest w naszym kraju wysoki.
Cechy strukturalne naszej gospodarki wskazują na to, że ma ona relatywnie w stosunku do innych gospodarek wysoki poziom odporności na ten szok podażowy, z którym mamy do czynienia.
Ale jednocześnie pokazujemy dwa scenariusze. Scenariusz płytkiej recesji, który traktujemy jako bazowy i drugi scenariusz ostrzegawczy.
Pokazujemy też, i to jest o wiele ważniejsze, że spodziewając się, że nasza gospodarka nie pójdzie w dół bardzo głęboko i odbicie nastąpi stosunkowo szybko – bo możliwe, że na przełomie roku 2020/2021, wystąpić może później „echo” tego, co teraz się dzieje. Mianowicie, kiedy obecne problemy podażowe zostaną przezwyciężone i gospodarka zacznie się kręcić w górę, pojawią się problemy związane z równowagą makroekonomiczną.
Nie chodzi o to, że przewidujemy wystąpienie drugiej fali pandemii, bo tego nikt nie wie. Tak może być, ale tak być nie musi. Natomiast mówimy, że między innymi problemem stanie się inflacja.
Czytaj także: Możliwe scenariusze wzrostu polskiej gospodarki po pandemii COVID-19
Czy to echo wystąpi dlatego, że teraz pompujemy dużo pieniędzy do gospodarki?
‒ Nie tylko dlatego, że dużo pompujemy, ale dlatego, że pompujemy w ten, a nie w inny sposób. Na przykład to, że pompujemy poprzez mechanizmy, które „unieczytelniają” stan finansów publicznych, czynią go nieprzejrzystym.
Polski Fundusz Rozwoju nie jest częścią sektora finansów publicznych. A w związku z tym, jeśli Fundusz poprzez banki, które w 60% są własnością państwa, będzie dostarczał płynności – to nie będziemy mieli w istocie rzeczy obrazu tego, co się faktycznie dzieje w finansach publicznych.
Kto nie będzie miał obrazu? – opinia publiczna, uczestnicy rynku. Ponieważ analitycy rynków kapitałowych oczywiście potrafią to odczytać, Komisja Europejska potrafi to odczytać. Rząd wspomagany przez NBP sięga po niekonwencjonalne środki, po dodatkową emisję pieniądza i my tego nie kwestionujemy.
Mówimy tylko, że w państwach o ustabilizowanym ładzie instytucjonalnym i praworządnych sięgnięcie po niekonwencjonalne środki jest kontrolowane i tylko przejściowe. Nie prowadzi się tam polityki, która nie miałaby żadnych ograniczeń. I na dodatek prowadzi się ją na zasadach przejrzystości, czytelności stanu finansów publicznych.
U nas tego nie ma.
Istnieje przecież niebezpieczeństwo, że taki sposób działania będzie faworyzował spółki Skarbu Państwa w stosunku do sektora prywatnego. A to byłoby bardzo niebezpieczne, ponieważ siłą naszej gospodarki jest przedsiębiorczość prywatna.
Może być też tak, że środki popłyną do nie najbardziej efektywnych przedsiębiorstw, bez względu na to, kto jest ich właścicielem?
‒ Tak, na przykład do „swoich”, a co oczywiście powoduje, że będą mniej efektywnie wykorzystane. Trzeba też pamiętać, że generalnie mechanizm interwencyjny ma to do siebie, że pomaga tym, którzy ponieśli największe straty. A kto poniósł największe straty? Ten, kto nie był odporny.
W związku z tym dzisiaj pomagamy słabszym, de facto pogarszając sytuację silniejszych. Nie kwestionuję tego. Zapewne przez jakiś czas jest to dopuszczalne. Ale przez jak długi czas?
Rzecz w tym, że w naszej gospodarce mieliśmy okres bardzo dobrej koniunktury, który trwał 5 ‒ 6 lat. To wyjątkowo długi okres wysokiego wzrostu. Jest normalne, że w takich warunkach przedsiębiorstwa „tłuścieją”, stają się mniej sprawne. Ponieważ w warunkach wysokiej koniunktury nawet słabi sobie radzą. W warunkach wysokiego popytu konsumpcyjnego stymulowanego wydatkami państwa, każdy znalazł swoje miejsce na rynku.
Natomiast w momencie, kiedy przychodzi spowolnienie gospodarcze, nawet nie recesja, bo w naszym przypadku po raz pierwszy będziemy mieli do czynienia z recesją po okresie szoku transformacyjnego, przychodzi czas „oczyszczenia”. Mniej efektywni upadają. Co pobudza konkurencję i sprzyja innowacyjności. Silniejsza rywalizacja oznacza, że mechanizm rynkowy działa sprawniej.
Więc takie „odchudzanie, odtłuszczanie” przedsiębiorstw jest po prostu co pewien czas potrzebne. Jeśli wszystkim idzie łatwo, to nikt się nie stara, nie szuka bardziej innowacyjnych rozwiązań. A teraz to jest bardzo potrzebne.
I stąd nie chodzi o to, żeby nie pompować pieniędzy do gospodarki, lecz czynić to w sposób kontrolowany, nie faworyzować kogokolwiek politycznie, natomiast kierować się kalkulacją ekonomiczną. I nie zamazywać obrazu finansów publicznych, żebyśmy nie mieli efektu „ostrego cienia mgły”, że zacytuję Klasyka…