Prezes BNP Paribas: poranione banki w ciężkich czasach dla gospodarki
Witold Gadomski: Jak ocenia Pan miniony rok, z punktu widzenia branży bankowej?
Przemek Gdański: Jeszcze nigdy sektor bankowy w Polsce nie był pod tak dużą presją, jak obecnie. Przed laty z dumą opowiadaliśmy o polskich bankach, jak dobrze są dokapitalizowane, jak płynny jest rynek, jak dużo powstaje nowych rozwiązań. Wspominam te czasy z łezką w oku.
Rzeczywiście postęp technologiczny w polskich bankach był imponujący. Pod względem informatyzacji wyprzedzamy banki niemieckie.
Niestety ten postęp technologiczny się w Polsce zatrzymał. Banki nie mają już takich możliwości inwestycyjnych, jak przed laty. Nie mogą koncentrować się na rozwoju, ponieważ muszą sobie radzić z bieżącymi wyzwaniami.
O jakie wyzwania chodzi?
Większość z nich ma charakter historyczny, albo zewnętrzny. W 2016 roku wprowadzony został w Polsce podatek bankowy, który w niezmienionej postaci trwa do dziś. To jest najwyższy poziom tego podatku, który występuje w Europie i jest niefortunnie skonstruowany, gdyż jest de facto podatkiem od kredytów. Zniechęca do kredytowania i czyni je droższymi.
Na przełomie 2018 i 2019 roku zaczęły się ujawniać bardzo poważne problemy, związane z kredytami hipotecznymi we frankach szwajcarskich. Od tamtej pory banki systematycznie budują bufor w formie rezerw. W całym sektorze bankowym jest ich ponad 20 mld zł.
Obciążają one wyniki, a w efekcie nie przekładają się na wzmocnienie pozycji kapitałowej banków. Tylko w tym roku dochodzą do tego koszty wakacji kredytowych, zwiększonych wpłat na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców oraz utworzenia Systemu Ochrony Banków Komercyjnych.
Czy to, że frankowicze będą masowo występować do sądów, a te będą wydawały wyroki dla nich korzystne, było dla banków zaskoczeniem?
Nauczono mnie, że umowy są po to, aby ich dotrzymywać. Przez kilkanaście lat klienci, mający kredyty frankowe, tak się właśnie zachowywali. Portfele kredytów frankowych miały najlepszą spłacalność, koszty ryzyka i opóźnienia były bardzo małe.
Tak było, dopóki nie odwrócił się trend kursu franka. A odwrócił się nie z powodu problemów wywołanych przez banki w Polsce czy decyzji NBP, ale globalnego kryzysu finansowego. Zaczął się on za oceanem, wywołał globalną burzę i umocnienie walut, uznawanych za bezpieczne, szczególnie franka.
Raty i pozostające do spłaty kwoty kredytów w przeliczeniu na złote zaczęły rosnąć, a kredytobiorcom przestało się to podobać. W Polsce jest cała masa kancelarii prawnych, które żyją z kredytów frankowych.
Zdaje się, że niektóre z nich przestawiają się na kredyty złotowe, kwestionując oprocentowanie oparte na wskaźniku WIBOR?
Tak, w sposób masowy, bezrefleksyjny namawiają klientów do kwestionowania fundamentalnych komponentów polskiej gospodarki. Dla mnie zawód prawnika wymaga podwyższonych standardów etycznych i odpowiedzialności.
Nie potrafię tego zrozumieć jak to się dzieje, że na tak dużą skalę prawnicy namawiają ludzi do pozywania banków, mimo że nie ma ku temu żadnych podstaw. Kancelarie oczywiście na tym zarabiają, ale trzeba mieć jakieś fundamenty etyczne i nie dążyć do zarabiania za wszelką cenę.
A jak banki radzą sobie w czasie wysokiej inflacji?
Ten rok przyniósł nam cały koktajl wyzwań. Doszły wakacje kredytowe, które wbrew protestom branży bankowej zostały wdrożone w formie powszechnej. Mogą z nich korzystać, ci, którzy kupili na kredyt kawalerkę i ci, którzy kupili wielką rezydencję.
Obecny koszt dla banków to kilkanaście miliardów złotych i może on jeszcze wzrosnąć. Szereg banków ogłosiło w III kwartale straty, a jeden dobry bank został objęty programem naprawczym.
Do tego dochodzi fakt, że instrumenty o stałym oprocentowaniu, będące w portfelach banków w sytuacji rosnących stóp procentowych, są na rynku niżej wyceniane i to znów przekłada się na obniżenie kapitałów bankowych, które spadły o ponad 20 mld zł. Te wszystkie elementy w tym roku się skumulowały i w związku z tym sektor bankowy jest w sytuacji wysoce niepewnej.
Jakie mogą być tego skutki dla gospodarki?
W gospodarce idą ciężkie czasy i sektor bankowy wchodzi w ten okres poważnie poraniony. To oznacza, że jego zdolność do finansowania polskiej gospodarki poważnie się zmniejsza.
Powiem na koniec o jednej sprawie, która potencjalnie może być niezwykle ważna. Wcześniej czy później wojna w Ukrainie się skończy i rozpocznie się gigantyczny proces odbudowy tego kraju. Polskie firmy, aby w nim uczestniczyć, muszą mieć dostęp do kredytów bankowych.
Osłabienie banków może zatem spowodować, że stracimy ogromną szansę jaką może być partycypacja naszych firm w procesie odbudowy Ukrainy.
Życie nie znosi próżni, więc jeśli osłabione polskie banki nie będą w stanie wspierać polskich firm, to miejsce tych ostatnich zajmą przedsiębiorstwa z Niemiec, Francji czy USA.