Pozew dla audytora Silicon Valley Bank i First Republic
Podobnie jak sprawozdania finansowe wszystkich wielkich firm, również raporty banków podlegają obowiązkowemu przeglądowi eksperckiemu zwanego audytem.
Badanie sprawozdań ma na celu wychwycenie ewentualnych nieprawidłowości w działalności, ale przede wszystkich zagrożeń na drogach ku przyszłości.
Audytorem wszystkich trzech upadłych w USA w marcu i kwietniu 2023 r. banków była firma KPMG, która zakończyła badania ich sprawozdań niedługo przed niespodzianymi finałami ich istnienia.
Czterej muszkieterowie
Niezbyt często, ale zdarzają się jednak audyty będące kwiatkiem do kożucha. Takiego zdania są najwyraźniej fundusze emerytalne stojące za pozwaniem KPMG w związku z rzekomo nietrafnymi audytami banków Silicon Valley i First Republic.
W przewidywaniu zarzutów jeszcze w marcu cytowany przez Financial Times szef KPMG Paul Knopp mówił więc, że „biorąc po uwagę wszystko to, co wiemy dzisiaj, stoimy za raportami, które wydaliśmy i uważamy, że spełniliśmy wszystkie profesjonalne standardy”.
Losy sporu rozstrzygać się będą długo. Również dlatego, że nie ma doskonałych sposobów odbioru zawoalowanych niekiedy sygnałów dobiegających z ksiąg rachunkowych i wynikających z rozmów audytorów z zarządami.
Firmy ze szpicy zatrudniają zazwyczaj audytorów z tzw. wielkiej czwórki, do której poza KPMG należą także Deloitte, EY i PwC. Są one jak „Trzej Muszkieterowie”, których – jak wiadomo – było, oczywiście, czterech i którzy, wbrew swej nazwie, z muszkietów nie strzelali, woleli wymachiwać szpadą.
Złośliwi twierdzą, że te cztery niekoniecznie muszą być najlepsze, a wielkie honoraria, jakie pobierają są bardziej pochodną ich świetnego PR niż wybitnych umiejętności, ale złośliwców i zazdrośników wysłuchiwać trzeba z ostrożnością.
Przypadek brytyjski
KPMG jest wiodącym audytorem banków z USA. Wychodząc od tezy, że audyty często nie spełniają swojej roli, profesor Atul K. Shah z City, University of London, renomowany specjalista od księgowości i finansów zbadał historię cięższego przypadku katastrofy biznesowej w Wielkiej Brytanii, która przydarzyła się w 2008 r. bankowi HBOS i doprowadziła niemalże do jego unicestwienia.
Z aktywami rzędu 690 mld funtów, HBOS utworzony w 2001 r. po fuzji Halifax plc (finansowanie budownictwa) i Bank of Scotland był wówczas piątym największym bankiem w Wielkiej Brytanii.
Pierwszym, bardzo głośnym sygnałem, że coś dzieje się w nim nie tak było ostrzeżenie o zbyt wielkim podejmowanym przezeń ryzyku – przekazane najważniejszym dyrektorom HBOS przez szefa pionu ryzyka regulacyjnego. Był w nim w HBOS Paul Moore, który został za to wylany „na zbity pysk” przez CEO Jamesa Crosby. Nawiasem, po zwolnieniu z HBOS, jako wyrzutek kalający własne gniazdo, Moore nigdy już nie znalazł pracy w tamtejszym sektorze finansowym.
W celu dochowania procedur władze HBOS zatrudniły do zbadania opinii Moore’a audytorów z KPMG, którzy uznali w 2005 r., że Moore nie miał racji.
Jednak już trzy lata później szydło wyszło z worka. W marcu 2008 akcje HBOS spadły nagle o 18 proc. Na bank rzuciły się sępy od short-sellingu. Były podejrzenia (zapewne słuszne), że HBOS szukał wsparcia finansowego w Banku Anglii, i że ten właśnie papierek lakmusowy jego kłopotów wywołał grę na zniżkę akcji tego banku. Jednak państwowy nadzorca Financial Services Authority (FSA) uznał, że nie było związku między tymi pogłoskami a short-sellingiem.
Z powodu lekkomyślnej polityki kredytowej HBOS chwiał się przez kilka miesięcy 2008 roku na wszystkie strony, ale najpierw ówczesny premier Gordon Brown zapowiedział zasilenie zagrożonych banków, w tym HBOS, ze środków budżetowych, a następnie wydatnie wspomógł przejęcie go na początku 2009 r. przez Lloyds Bank.
HBOS nie znalazł się nad przepaścią przypadkiem. Był ostrzegany, ale zarówno zarząd jaki i audytor nie tylko puścili ostrzeżenia mimo uszu, ale odegrali się brutalnie na sygnaliście. KPMG nie brał wprawdzie bezpośredniego udziału w vendetcie, ale dał do niej podstawy.
Gdy chodzi o pieniądze i reputację City, która jest perłą w koronie brytyjskiego biznesu, młyny kontrolne mielą tak, jakby wcale nie mieliły. Dopiero po prawie dekadzie Financial Reporting Council, tj. nadzorca brytyjskich audytorów uznał, że nie jest w stanie postawić KPMG zarzutów (there is not realistic prospect) w sprawie HBOS.
Równolegle pracowała jednak również komisja wyłoniona przez Izbę Lordów, która uznała, że rynek usług audytorskich jest niezwykle skoncentrowany i niekonkurencyjny. Dominuje na nim „wielka czwórka” choć przecież identyczne usługi oferuje wiele mniejszych firm.
Profesor Shah uważa, że dominacja „wielkiej czwórki” może wynikać z uzupełniania się różnych działów tych firm. Nazywa to arbitrażem regulacyjnym, który zdarza się, gdy wiedza zdobyta w innym dziale (np. podatkowa) umożliwia klientowi unikanie pewnych kosztów lub ograniczeń.
Skazani na Wielką Czwórkę?
Z własnych długich doświadczeń biznesowych, w tym z pracy w kolosie z Płocka, dodam, że wielkie firmy są niejako skazane na „wielką czwórkę”. Zatrudniając jedną z tych firm, z jednej strony chronią się przed zarzutami, że wybrały jakiegoś „mikrusa” podatnego na naciski, a z drugiej zamykają usta potencjalnym krytykom, którzy albo nie mają odwagi, albo sił i środków, żeby wojować z ocenami globalnych liderów audytu.
Od dawna kursują opinie, że audyt wielkich firm, a już zwłaszcza banków, powinien być oddany państwowym rewidentom. Nie tędy prowadzi jednak lepsza droga. W pewnych okolicznościach (a także państwach) takie lekarstwo okazuje się gorsze od choroby. Z tego m.in. względu, że na urzędnika tkwiącego w strukturze hierarchicznej i nie znoszącej sprzeciwu – nacisnąć znacznie łatwiej (vide: obecna polska prokuratora) niż na eksperta na umowie.
Poprawę zapewniłoby natomiast zmniejszenie dominacji „wielkiej czwórki”, niekoniecznie wyłącznie metodami rynkowymi, jak również zamiana państwowego nadzoru z często blankietowego na rzeczywisty.
W sprawie byłego HBOS działo się potem jeszcze całkiem sporo. Brytyjskie organy kontroli rynków finansowych uznały, że winę za jego losy ponosi kierownictwo banku. Za to, że z powodu jego opieszałości nie udało się ukarać wszystkich winnych dostało się też urzędowi FSA.
Pogrzmiało, poszumiało, lecz nikomu z winnych lub odwracających oczu nic wielkiego się nie stało.