Pomieszanie materii

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Profesor Zyta Gilowska to niewiasta pełna pasji. Wyrazista i ekspresyjna. Stan zdrowia stonował nieco jej temperament, lecz jak się okazuje nie do końca. Wydawało się, że droga jaką przebyła - od skromnego wykładowcy akademickiego, przez pracę ekspercką w zapleczu formacji politycznej, po czynne uprawianie polityki w ławach poselskich, gdzie cięty język, pasja polemiczna i kompetencje uczyniły z niej osobę powszechnie rozpoznawalną - to szczyt ambicji i możliwości. Nic podobnego! Wprawdzie alians z formacją, która wyniosła Zytę Gilowską na warszawskie salony skończył się wkrótce potem, jak jej lidera nazywała bratem, lecz nie oznaczało to wcale końca kariery.

Główni adwersarze polityczni i programowi Platformy zaproponowali spektakularny transfer – dokonany za cenę tyleż prestiżowej funkcji wicepremiera, co odpowiedzialnej teki ministra finansów. Ukoronowaniem pracy w rządzie PiS było obniżenie podatków i składek rentowych.

Dominantę tej, jakże wielostronnej i bogatej drogi zawodowej, stanowi bez wątpienia członkowstwo w Radzie Polityki Pieniężnej. Nie ulega kwestii, że dla profesora ekonomii, legislatora, wreszcie demiurga ustalającego priorytety i reguły polityki budżetowej to miejsce tyleż prestiżowe, obudowane konstytucyjnymi prerogatywami, co dalekie od polityki w jej partyjnym wymiarze. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy dowiedziałem się, że pani profesor zamierza czynnie wspierać w kampanii wyborczej jedną z partii politycznych.

Fakt, że ta partia to Prawo i Sprawiedliwość, nie ma tu żadnego znaczenia. Decyzje i wybory, których przychodzi dokonywać RPP zdają się bowiem abstrahować od osobistych poglądów członków tego gremium na kwestie stanowiące treść i materię partyjnych gier. Wszyscy członkowie Rady mają swoje sympatie polityczne, nie manifestują ich jednak w trosce o bezstronność trudnych decyzji, które przychodzi im podejmować. Z tego powodu Zyta Gilowska zdaje się mieszać porządki, ze swej istoty rozdzielne!