Polska karta miała więcej szans w latach 90-tych. Nie teraz…
Rozmowa ze Zbigniewem Wiśniewskim, niezależnym ekspertem płatności bezgotówkowych, wcześniej wieloletnim członkiem zarządu PolCardu, współtwórcą polskiej karty sprzed dwudziestu lat
W miniony piątek zakończyła się międzynarodowa konferencja Conkarta. Jednym z tematów, często podejmowanych przez uczestników tego wydarzenia, była koncepcja odrodzenia polskiej karty płatniczej. Czy to ma sens? Rozmawiałem na ten temat ze Zbigniewem Wiśniewskim, dziś niezależnym ekspertem a w przeszłości członkiem władz PolCardu i współtwórcą polskiej karty, funkcjonującej na rynku w latach 90-tych ubiegłego wieku.
Karta PolCard pomimo pojawienia się w ofercie kilkunastu banków przegrała z produktami międzynarodowych organizacji MasterCard i Visa. Dziś wraca pomysł budowania krajowego instrumentu płatniczego. Co Pan sądzi o tym pomyśle?
Zbigniew Wiśniewski: Każdy czas ma swoje produkty. W latach 90. polski rynek kart płatniczych stawiał pierwsze kroki. Wielu banków, jak również ich klientów, nie było stać na karty międzynarodowe. To miejsce starały się wypełnić karty krajowe, nie tylko karta PolCard. Ale czasy się zmieniły, polski rynek jest już rynkiem dojrzałym, klienci mają dostęp do najnowocześniejszych rozwiązań, a pod wieloma względami Polska jest liderem zmian dla międzynarodowych organizacji. Nie widzę żadnych wartości dodanych dla klientów, które przyniosłyby nowe krajowe instrumenty płatnicze.
Wprost przeciwnie, mam wrażenie, że środki, które mogłyby dać nowy impuls w propagowaniu istniejących rozwiązań, przeznaczy się na tworzenie rzeczy podobnych, głównie w myśl obniżenia kosztów działalności banków. Niższe koszty miałaby zapewnić polska karta – tak przynajmniej twierdzą zwolennicy tego pomysłu.
Na ubiegłotygodniowej konferencji padło wiele argumentów, wskazujących na możliwe, bardzo znaczące korzyści finansowe dla gospodarki, jakie miałaby przynieść polska karta. Co Pan o tym myśli?
ZW: Mnie przedstawiane liczby nie przekonały. Łatwo jest rzucać dużymi kwotami, trudniej przedstawić rzetelne analizy, które by je potwierdzały. Deklarowanie wielu miliardów złotych dodatkowo z podatków osiąganych dzięki karcie krajowej jest nadużyciem – zwolennicy karty krajowej, używając takich argumentów szkodzą swojemu pomysłowi. Dlaczego bowiem wprowadzenie krajowego rozwiązania ma znacząco zwiększyć wartość obrotu bezgotówkowego?
Jeżeli banki zdecydują się na uruchomienie projektu i zrobią to dla deklarowanych wielokrotnie oszczędności, to jedynym sposobem na osiągnięcie celu będzie zamiana dotychczas działających kart na instrument krajowy. Czyli dotychczasowi klienci dostaną – w pewnym sensie z urzędu – nową kartę. Niezależnie od swojej opinii na ten temat. Czyli zmiana spowoduje konwersję obrotów realizowanych z użyciem dotychczasowych kart, na obroty realizowane nowym instrumentem. Skąd miałby zatem pochodzić dodatkowy przyrost ponad ten, który mamy obecnie, wynikający z niższego interchange, szerszego przyjmowania kart przez detalistów oraz promowania płatności bezgotówkowych przez nich, banki i organizacje?
Może z podatków zapłaconych przez banki od wyższego dochodu, wygenerowanego dzięki oszczędnościom na kosztach?
ZW: Moim zdaniem, a jestem obecny na polskim rynku płatności bezgotówkowych od 25 lat, na początku banki nie oszczędzą, a poniosą wysokie koszty przygotowania i wdrożenia nowego produktu. Samo przygotowanie sieci akceptacji, czyli podpisanie ponad 100 tysięcy umów z akceptantami i dostosowanie blisko pół miliona urządzeń płatniczych do nowego instrumentu, oznacza gigantyczny wysiłek dla agentów rozliczeniowych, za który ktoś będzie musiał zapłacić. Ale nie tylko o pieniądze chodzi. Agenci wykonując tę pracę nie będą wykonywać innych prac, chociażby pozyskiwania kolejnych akceptantów. Na tym ucierpi rozwój polskiego rynku.
Czyli nie wierzy Pan w to, że polska karta pozwoli bankom oszczędzić na opłatach dla MasterCarda i Visy?
ZW: Nie znam kwot, jakie banki uiszczają międzynarodowym organizacjom płatniczym. Dlatego trudno mi odnieść się do spekulowanych oszczędności. Tym bardziej, że nowy system też będzie generować koszty operacyjne. Jednak mam poważne wątpliwości, co do wiedzy na temat poziomu kosztów, które banki będą musiały ponieść, żeby zbudować, wdrożyć i utrzymać nowy system płatności, w tym zapewnianie jego bezpieczeństwa.
Pomysłodawcy polskiej karty podnoszą często, że może ona pomóc w zasypaniu dziur powstałych po obniżce opłat od transakcji bezgotówkowych (interchange). Wskazuje to niestety, że autorom pomysłu przyświecają korzyści wyłącznie jednej grupy interesariuszy. Dlaczego jednak pozostali uczestnicy rynku mieliby ponosić znaczący wysiłek, dla poprawienia potencjalnej zyskowności banków?
Moim zdaniem potrzebna jest bardzo rzetelna analiza, poprowadzona wspólnie z przedstawicielami wszystkich interesariuszy, ale nie pod hasłem „budujemy nowy krajowy instrument płatniczy”, ale raczej pod hasłem „połączmy siły, żeby płatności instrumentami bezgotówkowymi stały się głównym sposobem regulowania zobowiązań przez Polaków”. Jeżeli z tej analizy wyjdzie, że faktycznie najszybszym sposobem i jednocześnie najkorzystniejszym dla wszystkich, będzie uruchomienie nowych, krajowych instrumentów płatniczych, nie wątpię, że rynek zareaguje odpowiednio.
Zwolennicy pomysłu budowania nowej, krajowej karty powołują się na przykłady innych rynków, na których takie rozwiązania mają się bardzo dobrze. I mówią, że w Polsce też się sprawdzą.
ZW: Ale jednocześnie nie negują, że krajowe systemy mają się dobrze na tych rynkach, na których powstały i zbudowały swoją potęgę zanim rozwiązania międzynarodowe zyskały odpowiednią popularność. Czyli w podobnej fazie rozwoju rynku, w jakiej Polska była w latach 90-tych XX wieku, a nawet trochę wcześniej.
Dziś na tych rynkach oba modele koegzystują dostarczając klientom potrzebnych produktów, ale tam klienci są przyzwyczajeni do rozwiązań krajowych od wielu dziesięcioleci. Niestety brakuje dziś przykładów rynków, na których krajowy system rozwinął się i zajął liczące się miejsce, mając w momencie startu wokół siebie dojrzały rynek oparty na kartach międzynarodowych. A taka jest dziś sytuacja polskiego rynku. My naprawdę mamy się czym chwalić. Pod względem rozwiązań technicznych jesteśmy jednym z bardziej zaawansowanych rynków w Europie.
Odnoszę wrażenie, że nie wierzy Pan, iż w Polsce jest miejsce dla krajowego systemu płatniczego…
ZW: Tego nie powiedziałem. Przecież już istnieje na rynku kilka krajowych rozwiązań, takich jak Blik czy PeoPay. Nie ma potrzeby budować kolejnych. Lepiej skupić wysiłki na promowaniu płatności bezgotówkowych, bo ciągle za 80 proc. rozliczeń detalicznych odpowiada gotówka.
Źródło: www.cashless.pl