Polska i Europa muszą same produkować panele fotowoltaiczne – lekcja z pandemii
Robert Lidke: W jaki sposób epidemia koronawirusa wpływa na branżę fotowoltaiczną w Polsce?
Grzegorz Wiśniewski: Skoncentruję się na firmach, które wygrały aukcje w grudniu 2018 roku. Firmy te mają czas do listopada 2020 roku, aby zgodnie z prawem zrealizować swoje inwestycje. Chodzi tu o ponad 500 megawatów mocy małych farm fotowoltaicznych o mocach poniżej 1 MW które powinny być przyłączone do sieci i zacząć sprzedawać energię przed grudniem br.
Jeżeli nie zdążą doprowadzić swoich inwestycji do końca, stracą kontrakty na 15 lat na sprzedaż energii po wylicytowanej w cenie. Przedsiębiorcy stracą też kaucję, którą wpłacili przy przystępowaniu do aukcji.
Czyli w tym momencie w zasadzie chodzi o spowolnienie procesu realizacji inwestycji, zarówno ze względu na utrudnienia wewnętrzne związane z utrudnieniami w zdobywaniu pozwoleń prawno- administracyjnych i realizacji inwestycji przez firmy instlacyjne, ale tez z uwagi na opóźnienia w dostawach komponentów spowodowanych spadkiem produkcji modułów fotowoltaicznych na świecie.
Jeśli chodzi o sprawy wewnętrzne, to chodzi o zakaz wychodzenia z domów osób, które nie pracują w strategicznych branżach?
‒ To jest ten problem dotyczący brygad instalacyjnych. Nie wiadomo czy firmy instalacyjne utrzymają pracowników i zdolność do realizacji tych inwestycji w sposób niezakłócony. I to dotyczy wszystkich branż, w tym inwestycji fotowoltaicznych.
Potrzebny sprzęt do zbudowania instalacji fotowoltaicznej jest produkowany głównie w Chinach. Jakie są tu proporcje?
‒ Mamy dwa główne komponenty w systemach fotowoltaicznych, moduły fotowoltaiczne i inwertery.
Największym problemem są oczywiście moduły fotowoltaiczne. Jeszcze 10 lat temu były one produkowane głownie w Europie. Ale przez ostatnich 10 lat to Chiny zdobywały pozycję lidera i w tej chwili mają pozycję dominującą.
W 2018 roku miały 68 proc. udział w produkcji światowej, w 2019 roku już 72 proc. I rzeczywiście, znaczna część fabryk chińskich była zlokalizowana w okolicy Wuhan, w prowincji w której rozpoczęła się epidemia. W związku z tym fabryki zawiesiły produkcję.
W tej chwili następuje powolny powrót chińskich fabryk na ścieżkę pełnej produkcji. Natomiast daleko jeszcze do pełnej wydajności. A były plany, że Chiny wyprodukują w granicach 100 gigawatów modułów fotowoltaicznych w 2020 roku.
Na pewno będzie to mniej, może o 20 proc., może o 30 proc. I jeszcze dochodzi kwestia ceny, jeżeli Europa i Stany Zjednoczone utrzymają tempo inwestycji w fotowoltaikę to przy mniejszej podaży ceny mogą wzrosnąć.
Jeśli chodzi o rynek polski, to jaka część produkcji paneli fotowoltaicznych pochodzi z Chin, a jaka część jest produkowana w Polsce lub innych krajach Unii Europejskiej?
‒ Te proporcje się zmieniają. Ponieważ polski rynek jest w tej dziedzinie w znacznym stopniu rynkiem prosumenckim to z uwagi na wielu uczestników do tej pory rozwijał się dość stabilnie. To dzięki temu w Polsce powstało sześć – siedem firm, które produkowały i montowały moduły fotowoltaiczne.
W tej chwili aktywnie działają tylko cztery – może pięć firm. Wcześniej polskie firmy zapewniały około 50 proc. dostaw modułów fotowoltaicznych.
Natomiast w sytuacji, kiedy narastała dominacja chińska na rykach i w sytuacji, gdy przyspieszył rozwój fotowoltaiki w kraju, udziały polskich producentów w inwestycjach fotowoltaicznych zrealizowanych na terenie kraju ‒ spadały, z 50 proc. do 25 proc. w 2018 roku.
Tutaj sytuacja nie była zła, bo bezpośrednio z Chin tylko 30 proc. modułów pochodziło. Mieliśmy jeszcze ok. 25 proc. modułów z Niemiec, i pewne ilości modułów z Włoch i z Wietnamu. A tu też obecnie pojawiły się kłopoty związane z epidemią, która ogranicza zdolności europejskiej przemysłu fotowoltaicznego do wypełnienia luki w dostawach.
Wracając do początku naszej rozmowy, najważniejsze jest w tej chwili to aby firmy dostały zgodę na przesunięcie terminów dotyczących dostarczenia odpowiedniej ilości zielonej energii na terminy późniejsze od obecnie obowiązujących?
‒ To jest na razie najprostsze działanie, żeby firmy, to co obiecały w wyniku aukcji, zakontraktowały – żeby zrealizowały w sensownym, możliwym w tych okolicznościach terminie. Ponieważ my tych zielonych mocy potrzebujemy.
Natomiast uważam, że oczekiwane przesunięcie tego terminu jest działaniem tylko doraźnym, choć potrzebnym.
Ale to nie rozwiązuje istoty problemu. Celem powinno być uruchomienie na terenie Polski, i w ogóle Unii Europejskiej znacznie większych zdolności produkcyjnych. I fotowoltaika jest tutaj tylko spektakularnym przykładem, bo problem dotyczy też energetyki wiatrowej, magazynów energii, technologii wodorowych i innych.
Sytuacja, z którą mamy w tej chwili do czynienia pokazuje, że działania doraźne przypominające leczenie objawowe, nie przyniosą odpowiednich i trwałych efektów, jeżeli nie będziemy myśleć całościowo.
A myślenie całościowe polega na dążeniu do ograniczenia, a nawet do całkowitego wycofania się z procesu delokalizacji produkcji, wyprowadzania jej z Polski i z Unii Europejskiej. Będą nam potrzebne miejsca pracy i nowe impulsy gospodarcze, również po stronie przemysłu.
I dlatego propozycja, która obecnie testuję w rozmowach zarówno z partnerami zagranicznymi w Unii Europejskiej, jak i z polskimi przedsiębiorcami, polega na odejściu od pozornego dylematu: czy patrząc krótkoterminowo wspieramy tanie dostawy komponentów, urządzeń z Chin kosztem braku rozbudowy potencjału produkcyjnego w kraju ‒ czy też wspieramy nasz przemysł, licząc na to, że na rynku globalnym będzie on w stanie konkurować w tych nowych warunkach również z dostawami z Chin?
Oczywiście byłoby naiwnością zakładać, że polskie firmy „tak jak stoją” porwą się na konkurencje i zaczną produkować moduły fotowoltaiczne bez wsparcia krajowego i bez europejskiego rynku. Ale to wsparcie w postaci funduszy UE jest i będzie wzmocnione Zielonym Ładem i środkami na badania i rozwój nowych technologii.
Czyli jest się na czym wesprzeć, ale sytuacji dominacji olbrzymiego gracza może to się okazać niewystarczające. Żeby zacząć skutecznie konkurować na dużą skalę, musimy wykorzystać instrumenty dodatkowe, wspierające unijny i polski przemysł.
Wiemy, że UE słusznie planuje wprowadzenie tzw. carbon border tax czyli podatku węglowego na granicy. A Chiny mają bardzo wysoki ślad węglowy w produkcji przemysłowej, który dodatkowo obciążany jest emisjami CO2 na etapie transportu.
Warto użyć funduszy europejskich do stymulacji gospodarki po kryzysie wywołanym przez pandemię w połączeniu z instrumentami ochrony rynku europejskiego. Do tego należałoby podejść na poziomie europejskim, przy wsparciu krajów członkowskich.
Czynnikiem sprzyjającym tej koncepcji jest fakt, że Niemcy – światowa potęga przemysłowa nastawiona na zielone technologie – przejmują przewodnictwo w UE.
Mamy zatem tylko parę miesięcy na to aby wychodząc z pandemii przymierzyć się do strategicznego planowania produkcji na dużą skalę modułów, ale też ogniw fotowoltaicznych na terenie Polski, na terenie Europy.
Przy poprzednim kryzysie, 10 lat temu, przez brak wyobraźni doprowadziliśmy do ucieczki przemysłu innowacyjnego poza granice Polski i Europy.