Pogrzeb z „Pogrzebaczem”

Pogrzeb z „Pogrzebaczem”
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Polak potrafi - głosi stare powiedzenie. Na pewno różne rzeczy. Gorzej czasem z inwencją. Wystarczy popatrzeć na nazwy. Na przykład firm. Jak przypomina portal innpoland.pl, po wybuchu demokracji mieliśmy wysyp nowych firm. Duża część nazw kończyła się na "pol" albo na literę "x".

Fala przeszła, ale za to pojawiły się nazwy branżowe. Proszę wpisać w wyszukiwarkę „denta”, a pojawi się długa lista gabinetów stomatologicznych. Choć może to i lepsze niż gabinet „Bzzzzzzzyk”. „Polak potrafi” – blogi, platformy biznesowo-finansowe itp. „Kalamis” – kolejna długa wyliczanka gabinetów kosmetycznych i fryzjerskich. Kalamis to greckie narzędzie do wykonywania ondulacji na gorąco. Dlatego fryzjerów nazywano kalamistrami. Poza tym Kalamis był greckim  rzeźbiarzem z V wieku p.n.e.

Czasem jednak lepiej mieć nazwę standardową niż silić się na oryginalność. Zakład pogrzebowy Nowe życie – no, dla wierzących może i tak. Gorzej z usługami pogrzebowymi „Larwa” (brr!). W sieci krążą również nazwy niezweryfikowane, typu „Game Over”, „Było, minęło” czy „Bongo”. Ale zakład „Pogrzebacz” jest autentyczny!

A czy chcieliby Państwo kupić wędliny, sprzedawane przez firmę Kupska albo wytworzone w Masarni Stolec? Albo przyznać się do zakupów w sklepie zoologiczno-wędkarskim Zoofilek? Niezbyt zachęca do skorzystania ze swoich usług firma zajmująca się pracami wysokościowymi, nazwana „Jebud”. W sieci można znaleźć różne śmiesznostki typu „Staropolskie jadło – pizzeria”. Ładnych parę lat temu, kiedy byłem w Zakopanem, reklamowała się pizzeria na Gubałówce o wdzięcznej nazwie „Gubałceria”. Ciekawie nazwano też producenta analizatorów gazów technicznych: “Anal-Gaz”.

Falami przychodzą mody na używanie pewnych słów, często mocno na wyrost. Jak informuje innpoland.pl, słowo „Solutions” jest już w nazwie 274 polskich firm. A przeróżne „transy”, „centra” czy „instytuty”? Pamiętam takie „Centrum gier”: pomieszczenie tak gdzieś 2 na 3 metry, w środku trzy automaty. Są jeszcze „akademie”. Na przykład paznokcia.

No i akcent końcowy: nazwy „zagraniczne”. O ile broni sie wspomniany „Solutions”, bo na ogół nazywają się tak firmy oferujące jakieś rozwiązania, to wiele jest przypadków, świadczących już nie tylko o braku znajomości języka obcego, ale i umiejętności posługiwania się słownikiem. Mariusz Słowik pisze na stronie copywriting.pl o „atelie fryzur” albo o sklepie z wyrobami skórzanymi „Skin Shop”. Skojarzenie z Ilse Koch natychmiastowe (dla znających język i odróżniających „skin” od „leather”).

A że można śmieszenie, a nie ośmieszająco, świadczą takie nazwy jak ciuchlandy „KupCiuszek” czy „TaniArmani”, sklep ze śrubkami „Jasny gwint” czy „Artykuły Metalowe – Jan Żelazny”. A zamiast dentalnego stomatologa można iść do gabinetu „Dent Worry”.

Przemysław Szubański