Oprocentowanie lokat najniższe w historii, 11 razy mniejsze niż w 2019 roku

Oprocentowanie lokat najniższe w historii, 11 razy mniejsze niż w 2019 roku
Fot. stock.adobe.com/Aga Rad
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
0,14% ‒ takie było przeciętne oprocentowanie rocznych lokat zakładanych w sierpniu 2020 r. - wynika z najnowszych danych NBP. To najmniej w historii ‒ podkreśla Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.

#BartoszTurek: Przez pół roku (licząc od lutego) z lokat bankowych „wyparowały” 63 mld złotych. W uproszczeniu ‒ Polacy zlikwidowali więcej niż co piątą #Lokata #Oprocentowanie #Depozyty @HeritagePolska

Powierzając bankowi 10 tysięcy możemy za 12 miesięcy liczyć na zaledwie 14 złotych odsetek, od których jeszcze trzeba odjąć 19% podatku.

Oprocentowanie depozytów systematycznie spada

Banki wciąż nie przestają ciąć oprocentowania depozytów – wynika z najnowszych danych NBP. Teraz jest ono dosłownie symboliczne. Osoby, które odkładały kapitał na rok zadowalały się w sierpniu przeciętnymi odsetkami na poziomie mniej niż półtora promila, a dokładnie 0,14%.

Tak źle nie było jeszcze nigdy w historii. Mało tego, obecna oferta depozytowa jest przeciętnie aż 11 razy gorsza niż rok temu.

Czytaj także: Oszczędzać najbardziej opłaca się w Grecji, w Polsce najniższe w UE realne oprocentowanie lokat

Wytrwali zarobią na promocyjnych lokatach

Oczywiście wciąż w bankach znaleźć możemy szereg depozytów kuszących lepszymi warunkami, ale przeważnie są one uzbrojone w szereg dodatkowych gwiazdek.

I tak ostatnie zestawienie najlepszych lokat i rachunków bankowych przygotowane przez HRE Investments sugerowało, że w 6 instytucjach znaleźć można łącznie 7 ofert kuszących oprocentowaniem na poziomie 2-3% w skali roku.

Problem w tym, że mogą z nich skorzystać przeważnie tylko nowi klienci, a do tego przez relatywnie krótki okres i będzie ono naliczane przeważnie do kwoty rzędu 10‒20 tysięcy złotych.

Inflacja pochłania siłę nabywczą oszczędności 14 razy szybciej

I tym sposobem dochodzimy do problemu, który dotyka coraz więcej osób, a więc tego, że bankowe depozyty ‒ co do zasady ‒ przestały chronić oszczędności przed destrukcyjnym działaniem inflacji.

Co gorsza, prognozy sugerują, że jeszcze długo tak będzie. Spójrzmy na konkrety – na przykład roczne lokaty zakładane we wrześniu 2019 roku były oprocentowane na 1,5%. Niestety, w trakcie trwania tejże lokaty ceny w sklepach, na stacjach benzynowych czy w punktach usługowych (mierzone inflacją) rosły przeciętnie o 3,2%, czyli ponad dwa razy szybciej niż banki dopisywały odsetki do oszczędności.

Jeszcze gorzej wygląda perspektywa kogoś, kto chciałby założyć lokatę dziś. Jeśli banki przeciętnie kuszą oszczędzającego oprocentowaniem na poziomie 0,14% (minus podatek), a bank centralny spodziewa się za rok inflacji na poziomie 1,6%, to banki będą dopisywały do oszczędności odsetki aż 14 razy wolniej niż inflacja będzie pochłaniała siłę nabywczą oszczędności.

Czytaj także: Inflacja przyspieszyła do 3,2 proc. rdr we wrześniu, szybki szacunek GUS

Polacy inwestują w co się da

Nie powinno więc dziwić, że przez pół roku (licząc od lutego) z lokat bankowych „wyparowały” 63 miliardy złotych. W uproszczeniu ‒ Polacy zlikwidowali więc więcej niż co piątą lokatę.

Przy tym najnowsze badanie zlecone przez Credit Agricole sugeruje, że w wyniku epidemii 47% Polaków oszczędza więcej, a 7 osób na 10 lepiej przygląda się swoim wydatkom. Gdzie więc te pieniądze wędrują?

Spora część chomikowana jest na rachunkach bankowych (zwykłych i oszczędnościowych). Te pomimo rachitycznie niskiego oprocentowania dają jednak pewność, że nikt pieniędzy nam nie ukradnie.

Całymi miliardami oszczędności płyną jednak też do ministra finansów sprzedającego detaliczne obligacje skarbowe, do funduszy inwestycyjnych, a nawet na giełdę.

Za zyskowną i relatywnie bezpieczną przystań uchodzi też rynek mieszkaniowy – o ile nadmiernie nie zapożyczamy się przy zakupie i mamy intencje długoterminowe, a nie spekulacyjne.

Wiele wskazuje też na to, że inwestorzy, szczególnie mocno obawiający się konsekwencji liberalnej polityki monetarnej czy gospodarczych efektów epidemii, kupują też złoto w formie sztabek czy monet.

Słowem – pieniądze wędrują wszędzie tam, gdzie mamy chociaż cień szansy, że dadzą zarobić lub przynajmniej uda się ochronić kapitał przed inflacją.

Bartosz Turek,

główny analityk HRE Investments.

Źródło: aleBank.pl