Ochrona praw polskich pracowników zatrudnionych w zagranicznych firmach jest iluzoryczna?
– Polska gospodarka w relacji z wielkimi, światowymi monopolistami musi się zmierzyć z tym, że nadzór nad warunkami, w jakich pracują polscy pracownicy, jest iluzoryczny. Inspekcja Pracy, owszem, jest w stanie kontrolować takie miejsca jak sortownia Amazona czy call center różnych firm, które lokują u nas swoje filie. Niemniej kary, jakie można nałożyć na pracodawcę, który łamie Kodeks Pracy, są tak śmiesznie niskie, że pracodawca może je sobie wkalkulować w koszty – mówi Łukasz Komuda, ekspert ds. rynku pracy z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.
Polska przyciąga coraz więcej dużych zagranicznych inwestorów
Polska przyciąga coraz więcej dużych zagranicznych inwestorów, co jest korzystne dla gospodarki, ale rodzi pewne wyzwania. Jednym z nich jest zapewnienie atrakcyjnych warunków dla takich inwestorów, by chcieli oni w Polsce rozwijać swój biznes i tworzyć miejsca pracy. Temu służyć mają zachęty proponowane w ramach specjalnych stref ekonomicznych. Według ostatnich zmian w prawie preferencyjne warunki inwestowania będą mogły dotyczyć całego obszaru Polski, a nie tylko wybranych stref. Zdaniem ekspertów FISE nie zawsze ten sposób przyciągania inwestorów się sprawdza.
– Wiele krajów, w tym Polska, przekonało się, że tak szybko jak ulgi podatkowe i zwolnienia z opłat się kończą, zainteresowanie takiego inwestora również zostaje zawieszone. Nie pomaga to, że mają już wyszkoloną i dopasowaną kadrę. Szukają lepszych warunków, niższych kosztów działalności i przenoszą swoje miejsca pracy. To sprawia, że stale musimy się licytować z innymi krajami, zapewniając lepsze warunki. W efekcie tacy duzi gracze de facto konkurują z polskimi pracodawcami, którzy takich preferencyjnych warunków nie mają i muszą zapewnić polskim pracownikom lepsze warunki niż zachodni inwestorzy. A przecież to polscy pracodawcy płacą w Polsce podatki – podkreśla Łukasz Komuda.
Jakość tworzonych miejsc pracy
Druga kwestia to jakość tworzonych miejsc pracy. Przykładem może być duża inwestycja Amazona. Logistyczny gigant zainwestował na tutejszym rynku ponad 3 mld zł. Ma w Polsce pięć magazynów (w Poznaniu, dwa pod Wrocławiem, w Szczecinie i Sosnowcu) i zatrudnia około 14 tys. pracowników. Firma mogła liczyć w Polsce na specjalne traktowanie, m.in.: buduje magazyny w specjalnych strefach ekonomicznych, nie płaci podatku CIT i otrzymuje zwolnienia z konieczności przestrzegania przepisów przeciwpożarowych w celu jak najszybszej budowy magazynów.
Z drugiej strony, już kilka miesięcy po starcie Amazona w Polsce Państwowa Inspekcja Pracy kontrolowała logistycznego giganta z uwagi na lawinowo rosnącą liczbę skarg. Inspektorzy PIP w centrum logistycznym w Bielanach Wrocławskich stwierdzili szereg nieprawidłowości, m.in. nieprawidłowe naliczanie pensji i wynagrodzenia chorobowego, nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa pracy, sporządzanie błędnych świadectw pracy w zakresie wykorzystywania urlopów. PIP nałożyła na Amazona (i zatrudniającą dla niego pracowników agencję pracy tymczasowej) karę w wysokości zaledwie 2 tys. zł.
– Kontrole instytucji publicznych w takich firmach jak Amazon są jak najbardziej pożądane, bo instytucje publiczne są od tego, aby kontrolować pracodawców. Niestety kara jest absurdalna, biorąc pod uwagę majątek Jeffa Bezosa sięgający 150 mld dol. Państwo powinno promować firmy, które są wysoko wydajne, natomiast nie może się to odbywać w oderwaniu od tego, co te firmy wnoszą do społeczeństwa. Jeżeli firmy bogate i wysoko wydajne lokują się w Polsce, powinny również płacić dobrze swoim pracownikom. Wiadomo natomiast, że Amazon ma z tym problem. Stawki wynoszą 15-16 zł brutto, co daje 12-13 zł na godzinę. Nie jest to wysokie wynagrodzenie, biorąc pod uwagę to, że Amazon generuje miliardowe zyski – podkreśla Kamil Fejfer, analityk rynku pracy i ekspert ds. nierówności społecznych.
– Związkowcy w Amazonie mówią, że niemalże każda sekunda pracy jest zliczana, pracownicy są ciągle ponaglani, pokonują dziennie nawet 20 km. Amazon w pewnym momencie po prostu wymieni tych pracowników na maszyny, co byłoby logiczne, ponieważ maszyny nie robią strajków i nie trzeba im płacić. Pytanie: co stanie się z tymi ludźmi, którzy i tak już dzisiaj wyrabiają ogromne normy. To będzie bardzo duży problem, z którym władze publiczne powinny się liczyć i już teraz się zastanawiać, co z tym zrobić – mówi Kamil Fejfer.
Od połowy lipca w Amazonie trwa okres wyprzedaży, tzw. Prime Day, który jest jednym z najcięższych dla pracowników firmy. Równolegle w oddziałach Amazona, m.in. w Niemczech i Hiszpanii, trwają głośne protesty, pracownicy domagają się m.in. podwyżek płac i mniejszych obciążeń, dodatków za nadgodziny czy pracę w nocy i respektowania czasu przeznaczonego na przerwę. W ramach protestu założyli maski z podobizną Jeffa Bezosa – właściciela Amazona, jednego z najbogatszych ludzi na świecie. Z protestującymi solidaryzują się też polscy pracownicy Amazona, którzy w zeszłym tygodniu w ramach akcji „Bezpieczna paczka” pracowali zgodnie z przepisami BHP, czyli wolniej niż zwykle.
– W kontekście Amazona warto zwrócić uwagę na szerszy kontekst, czyli nierówności. Majątek szefa Amazona Jeffa Bezosa jest szacowany na 150 mld dol., co przewyższa wpływy budżetowe Polski. Wygląda to co najmniej niepokojąco, jeżeli zastanowimy się, w jakich warunkach pracują pracownicy Amazona i ile dostają pieniędzy za swoją pracę oraz w jaki sposób budowane są takie fortuny – podkreśla Kamil Fejfer.
Źródło: Newseria