Na przedświąteczną chandrę puszczanie kaczek, ananasy, a najlepiej seler

Na przedświąteczną chandrę puszczanie kaczek, ananasy, a najlepiej seler
Jan Cipiur Fot. Autor
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Należy się chwila oddechu przed Świętami zwłaszcza, że zaraza ustępować nie chce, więc dać trzeba głowom odpoczynek od spraw trudnych. Przecież nie musimy zamartwiać się stale niczym purytanie. Trzy zatem historyjki pod choinkę w tle z bogactwem.

Pewien młodociany nabab zbił w Kalifornii majątek na „nowych technologiach”. Są takich tam tysiące, opisywanie ich majątków to już nuda.

Kaczki

Protagonista tej króciuteńkiej opowiastki cieszył się wszakże mamoną jak nikt inny. Był właśnie w jakiejś nad pacyficznej oazie dla bogaczy, przywołał chłopca na posyłki, wcisnął mu wielką garść studolarówek i wysłał do jubilera, żeby kupił mu za to, ile się tylko da, złotych monet.

Do wody, spokojnej tego dnia nad wyraz, było blisko. Wziął przyniesione przez boya monety po 1000 dolarów sztuka i zaczął nimi puszczać kaczki.

Zabawa była przednia, bowiem monety to nie kamienie, nawet te najbardziej płaskie, jak dobrą rękę masz do rzutów, kaczek może skoczyć nawet kilkanaście.

Siły wyższe widzieć musiały co wyprawiał, więc zbankrutował niebawem. Ponieważ już nic nie znaczył i reporterzy przestali go nachodzić, nie wiemy, czy nadal puszczał kaczki, tyle że już tylko kamieniami.

Był zepsuty, albo nie cenił swych osiągnięć, zdając sobie być może sprawę, że sukces odniósł np. przez przypadek.

Wystawiał na pokaz swoje bogactwo, ale w prostacki sposób, choć można to czynić z odrobiną klasy.

Anansy

Jesteśmy w Anglii sprzed kilku wieków, w 1668 r. sprowadzono tam pierwszego ananasa.

Owoc ten użyty został wkrótce w potyczce politycznej. Anglia spierała się z Francją, bo z kim innym przecie, nie po raz pierwszy i nie ostatni. Tym razem szło o małą wyspę St. Kitts na Karaibach, kształtem, jako żywo, jak ananas z okazałą wiechą.

Francuski ambasador zapisał się w sprawie St. Kitts do króla Karola II na audiencję. Jej termin był odległy, więc zdołano zadośćuczynić życzeniu władcy, sprowadzając na dwór z Barbados ananasa. Ustawiono go na szczycie wielkiej piramidy z owoców będącej głównym akcentem stołu podczas kolacji z dyplomatą.

Gdy audiencja zbliżała się do końca, Karol II zaczął odcinać kawałki ananasa, lecz raczył się nim sam dając do zrozumienia Francuzowi, że na takie zbytki stać jedynie angielskiego króla.

Ananas stał się przedmiotem wielkiego pożądania. Wkrótce zaczęto go hodować na wyspach brytyjskich, ale z powodów klimatycznych wychodziło strasznie drogo. Sztukę ceniono na 60 funtów – dziś byłoby to 5 000 funtów, czyli 25 000 złotych.

Uznano, że zjadać coś tak kosztownego rozsądnym obywatelom nie przystoi, więc rozwinął się osobny biznes. Kto chciał podkreślić swoje znaczenie i majątek, pożyczał sobie owoc na kilka godzin od zmyślnego przedsiębiorcy.

Jeden ananas obsługiwał w ten sposób kilka lub nawet kilkanaście imprez, dopóki nie dopadła go zgnilizna. Kto na dłuższy termin pozwolić sobie nie mógł, a chciał podbić swą pozycję społeczną, pożyczał ananasa np. na kwadrans, żeby przejść się po pryncypalnej ulicy z nim pod pachą, obwieszczając swój ponadprzeciętny status.

Dochodziło do ekscesów. W dokumentach głównego sądu kryminalnego dla Anglii i Walii zwanego Old Bailey zachował się wyrok z 1807 roku wydany na pana Goddinga skazanego na 7 lat zesłania do Australii za kradzież 7 ananasów.

Nadzwyczajny status ananasów przywiądł dopiero wraz z nadejściem ery parowców w połowie XIX wieku, które pływały na tyle szybko i regularnie, że dostarczały do Anglii ananasy w dużych ilościach i bardzo dobrym jeszcze stanie.

Seler

Coś z pola lub ogrodu zastąpiło jednak ten bajeczny owoc. Tylko pojedynczy znawcy epoki byliby w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie, co to było, jako że rolę stołowego celebryty wziął na siebie pospolity dziś jak ziemniaki seler.

Sekret jego wyjątkowości znów polegał na koszcie uprawy. Po to, żeby nie zzieleniał dokonując samo pauperyzacji, a nabrał właściwej, białej barwy, trzeba go było sadzić w dość głębokich rowkach, obsypując raz po raz ziemią, gdy podrastał.

Czynności to bardzo pracochłonne, ludzi na wsi angielskiej było mało, a maszyn na polach jeszcze długo być nie miało. W połowie XIX wieku jeden seler potrafił kosztować 33 szylingi (20 szylingów = 1 funt), dziś byłoby to 180 funtów, tj. ok. 900 złotych. Prawda, że nietanio?

Tak jak w przypadku ananasa, znowu hadko było chrupać coś tak kosztownego. Spece od PR wymyślili zatem „wazy selerowe” z rżniętego szkła, w kształcie wydłużonego kwiatu tulipana. Waza taka z kilkoma selerami i ich piękną, zieloną nacią była główną i stosownie ostentacyjną ozdobą stołów w najlepszych domach.

Jednak postępująca rewolucja przemysłowa puszczała z torbami nie tylko tkaczy. Począwszy od lat 80. XIX wieku, wraz z mechanizacją w rolnictwie, selery zaczęły tanieć. Los spotkał je niedobry, bowiem na wyspach, w USA i Japonii przodują dziś na listach najmniej lubionych potraw.

Morału nie będzie, bo i po co, skoro należy się cieszyć zamiast cierpieć i wyrzekać.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.

Źródło: aleBank.pl