mBank niesprzedawalny przez politykę?
Sektor bankowy w Niemczech przeżywa kłopoty, a Commerzbank musiał w minionych latach zaciągnąć nawet kilkumiliardowe państwowe kredyty i poprosić o gwarancje, żeby wydostać się z kłopotów po światowym krachu finansowym z roku 2008.
Groźba obniżenia ratingu
W końcu zeszłego roku agencja ratingowa Moody’s obniżyła notowania dla całej branży finansowej w Niemczech ze „stabilnej” na „negatywną”.
Eksperci z Moody’s wyrażali obawę, że – jak pisał wtedy dziennik „Handelsblatt” – z powodu „chronicznie minusowego oprocentowania” w ciągu kilkunastu miesięcy może zmniejszyć się rentowność i wiarygodność kredytowa instytucji finansowych. Pojawiła się groźba, że w roku 2020 agencja obniży ocenę konkretnie Deutsche Banku i Commerzbanku, co mogło skutkować wymiernymi stratami finansowymi.
Między innymi dlatego Commerzbank przystąpił do głębokiej restrukturyzacji i konsolidacji, żeby utrzymać reputację i konkurencyjność.
Czytaj także: Cezary Stypułkowski: dla mBanku lepszy byłby inwestor nieobecny jeszcze w Polsce
Jak polepszyć reputację?
Na przełomie roku 2019 i 2020 wykupił swą internetową filię Comdirect, włączając ją w swe główne struktury. Co ciekawe, wykupienie akcji Comdirectu za pierwszym razem jakiś czas wcześniej nie powiodło się, ponieważ akcjonariuszom zaoferowano tylko 11,4 euro za akcję i było za mało chętnych do ich sprzedaży.
Zresztą duży akcjonariusz w Comdirect, fundusz inwestycyjny Petrus Advisers, odradził wtedy drobnym ciułaczom wyzbywanie się akcji, czego ci posłuchali. Dopiero oferta 13,5 euro spotkała się z aprobatą.
Commerzbank musiał więc dołożyć do tego interesu i wykupił najpierw 90 proc. akcji (Petrus Advisers miał ich 7,5 proc.), a potem zgodnie z prawem mógł resztę akcji przejąć, wypłacając rekompensatę ich posiadaczom.
W żargonie finansowym mówi się, że tę resztkę akcjonariuszy „wypchnięto” (squeeze out) z puli. Commerzbank po wchłonięciu Comdirectu chce poszerzyć swoją ofertę internetową i trafić zwłaszcza do młodszych klientów.
1,6 mld euro na restrukturyzację
Na restrukturyzację Commerzbank zamierza przeznaczyć 1,6 mld euro i liczy na sfinansowanie tych planów ze sprzedaży mBanku.
Ważnym posunięciem oszczędnościowym będzie zamknięcie 200 z ok. 1000 oddziałów banku i likwidacja do 2023 roku 4300 stanowisk pracy. W ramach tych posunięć na wcześniejsze emerytury ma przejść – dobrowolnie za odprawą – około tysiąca zatrudnionych w wieku 56 lat.
Pod koniec zeszłego roku Commerzbank zatrudniał na pełnym etacie 40 400 pracowników. W ciągu bieżącego roku pod nóż pójdzie około półtora tysiąca miejsc pracy tak, żeby na koniec roku pełnoetatowy personel liczył poniżej 39 000 ludzi.
Rozmiar cięć nie jest zresztą znany do końca. W zeszłym tygodniu (13 lutego) nowa członkini zarządu Commerzbanku, odpowiedzialna za finanse, Bettina Orlopp, oznajmiła we Frankfurcie dość ezopowym językiem, że „zespół ds. projektów rozpoznaje potencjał dalszych oszczędności, wykraczający poza to, co już zapowiadaliśmy”.
W całą tę strategię wpisuje się sprzedaż bardzo dobrze funkcjonującego mBanku. Jego wartość giełdowa wynosi 3,8 mld euro.
Za swój niespełna 70-procentowy udział Commerzbank chciałby dostać co najmniej dwa miliardy euro. Kwotę tę obniżają jednak ciążące na mBanku kredyty frankowe i dwa miliardy zapewne trudno będzie uzyskać.
Polityka zniechęca potencjalnych nabywców?
Nad zakupem początkowo zastanawiały się obok polskich również banki zagraniczne. Wszystkie jednak w pewnym momencie wycofały się.
Według niemieckich analityków, nie z powodów finansowych, ale raczej politycznych. Konkretnie – jak zauważył magazyn giełdowy Pierwszego Programu Telewizji „boerse.ARD.de” – „z obawy przed mieszaniem się rządu w Warszawie” (aus Furcht vor einer Einmischung der Regierung in Warschau).
Niemieccy obserwatorzy wskazują na dużą wartość mBanku. Jak zauważa portal dla akcjonariuszy „Der Aktionär„, „mimo obciążenia kredytami frankowymi, mBank jest najzyskowniejszym składnikiem Commerzbanku”. Co więcej, według portalu, „lepiej by było, żeby mBanku nie sprzedawać i żeby dalej przynosił on zyski macierzystej jednostce”.
Nic więc dziwnego, że prezes Commerzbanku Martin Zielke w połowie lutego zrobił pół kroku do tyłu, oznajmiając: „Na dzień dzisiejszy pozostaje bez zmian – chcemy sprzedać mBank. Ale, dodał, i to także jest jasne – nie za wszelką cenę”.
Sprzedać albo nie sprzedać. Oto jest pytanie. Gra toczy się dalej.