Kryzys uderzy bardziej w banki niż w gospodarkę realną mówi Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego
Globalna recesja lat 2007-2011 okrzyknięta została największym kryzysem w sektorze finansowym od czasu II wojny światowej, tymczasem obecny szok zdaje się przybierać znacznie większe rozmiary.
Jan Krzysztof Bielecki zauważył, że rodzi on konsekwencje zarówno po stronie podażowej, jak i popytowej, generując recesję, z którą rodzima gospodarka nie miała do czynienia od 28 lat.
Odnosząc się do tej diagnozy, Brunon Bartkiewicz przypomniał, że obecne uwarunkowania różnią się istotnie od tych znanych sprzed dekady, choć zaobserwować można i pewne podobieństwa w obu przypadkach.
Powrót do normalności będzie szybszy niż 10 lat temu
– Przyczyny kryzysu lat 2007-2008 były oczywiście w miarę głębokie, i dotyczyły przede wszystkim wywartościowania aktywów finansowych, a następnie rozlały się w związku z tym na strefę gospodarki realnej – podkreślił prezes ING Banku Śląskiego.
Tymczasem obecnie mamy do czynienia z pewnymi kryzysowymi symptomami, które narastały jeszcze wcześniej. Pandemia oraz jej skutki, w postaci z jednej strony lockdownu i zamrożenia gospodarki, z drugiej zaś intensywnego wsparcia przedsiębiorców ze środków publicznych, istotnie zmieniły przebieg spodziewanego spowolnienia.
– W konsekwencji recesja, którą dzisiaj technicznie obserwujemy w takim kraju jak Polska, nie jest aż tak dramatycznie strukturalna jak kryzys lat 2007-2008 – wskazał Brunon Bartkiewicz, dodając, jednak, iż na chwilę obecną nie sposób odpowiedzieć, jak będzie wyglądać wyjście z aktualnego spowolnienia.
Potrzebna zmiana umowy społecznej
W przypadku kryzysu sprzed dekady proces ten trwał od trzech lat w państwach takich jak Szwajcaria i USA, aż po 7-8 lat w innych. Obecnie powrót do normalności może być znacznie szybszy.
Prezes ING Banku Śląskiego zauważył jednak, iż stanie się to kosztem znaczącego zwiększenia długu, a konsekwencje tego zjawiska będą bardzo długofalowe. – Wydaje mi się, że będziemy musieli wszyscy przemodelować nasze myślenie i trochę zmienić umowę społeczną, co jest dopuszczalne, a co nie jest dopuszczalne, jeśli chodzi o poziom zadłużenia państw i jakie są tego konsekwencje – dodał Brunon Bartkiewicz.
Tarcza antykryzysowa obniży apetyt na kredyty
Równocześnie wyraził on optymizm, jeśli chodzi o konsekwencje kryzysu dla sfery gospodarki realnej. Upadłości wielu firm nie da się najpewniej uniknąć, jednak proces ten nie przełoży się na głębszą zapaść, a to z uwagi na uruchomienie przez rząd tak silnych instrumentów pomocowych.
Skutki kryzysu mogą być natomiast dotkliwe dla instytucji finansowych. – Po pierwsze, banki w krótkim horyzoncie czasowym muszą utworzyć duże rezerwy antycypujące wystąpienie możliwych zdarzeń recesyjnych – wskazał prezes ING Banku Śląskiego. Koszty ryzyka będą oczywiście się zwiększać w zależności od liczby kredytobiorców, którzy wymagać będą przeprowadzenia postępowania restrukturyzacyjnego lub upadłościowego.
Do tego należy dodać spadek zapotrzebowania na kredyty wskutek wprowadzenia kolejnych edycji tarczy antykryzysowej.
– Na dzień dzisiejszy funkcję wspomagania finansowego realnej gospodarki, przede wszystkim przedsiębiorców średnich i mniejszych, wziął na siebie rząd poprzez programy pomocowe. Ten bardzo silny strumień gotówki, który popłynął z takich instrumentów jak programy PFR, wyparł w poważnym stopniu potrzeby kredytowe dużej części podmiotów gospodarczych na najbliższe 2-3 lata – podkreślił Brunon Bartkiewicz.
Burza w szklance wody
Zaznaczył on równocześnie, że na chwile obecną nie widzi powodów do szczególnych niepokojów jeśli chodzi o sytuację ekonomiczną kraju.
– Intuicja podpowiada mi, że będzie z gospodarką całkiem nieźle, jednak szykuję się na najgorsze, bo tak chyba powinno się postępować z punktu widzenia odpowiedzialnego biznesu w takich czasach. Na dzień dzisiejszy ja nie widzę ani w sektorze, ani tym bardziej w mojej instytucji jakichkolwiek poważnych sygnałów alarmowych. Czy jest to spokój przed burzą? Intuicja podpowiada mi, że to będzie raczej burza w szklance wody – dodał prezes ING Banku Śląskiego.
Przydałby się bank na złe długi
W dyskusji pojawił się też wątek tzw. ustawy restrukturyzacyjnej, nad którą obecnie pracuje rząd. Czy wprowadzenie szybszej ścieżki sanacji bądź upadłości firm, z pominięciem klasycznego postępowania sądowego, jest obecnie wskazane, i jakie jest stanowisko banków w tej kwestii?
– Jeżeli recesja miałaby być głęboka i faktycznie przyjąć formę głębokiego kryzysu, jeśli miałoby to doprowadzić do sytuacji, w której występuje znaczny wysyp podmiotów niebędących w stanie obsłużyć swojego swoich zobowiązań, (…) wówczas oczywiście potrzebujemy przyspieszonego tempa funkcjonowania takich procesów. Obecnie funkcjonujące formy restrukturyzacji (…) nie są dostosowane do sytuacji kryzysowej, nasze sądy sobie z tym nie poradzą, potrzebujemy więc nowych rozwiązań – wskazał Brunon Bartkiewicz.
Wątpliwości budzi natomiast przyjęty w obecnych pracach legislacyjnych model przyspieszenia restrukturyzacji poprzez wprowadzenie tak zwanych regulacji drugiej szansy.
– Pewnie formuła uproszczona jest nam potrzebna, ale mam wątpliwości, czy taka, która w poważnym stopniu opiera się na powołaniu głównego arbitra przez dłużnika – zaznaczył prezes ING Banku Śląskiego.
Sugerował on, że lepszym rozwiązaniem byłby powrót do koncepcji bankowego postępowania ugodowego, która sprawdziła się w pierwszej połowie lat 90. ubiegłego stulecia.
Odnosząc się do możliwości stworzenia tzw. banku na złe długi, czyli asset management company, wskazał on, ze tego typu mechanizm powinien być przygotowany, po to, by móc z niego skorzystać w razie potrzeby. O skuteczności „złych banków” świadczą choćby doświadczenia takich państw jak Słowenia i Irlandia sprzed dekady. Rzecz w tym, że stworzenie podstaw dla funkcjonowania asset management company trwa dość długo.
– Samo oprzyrządowanie prawne tego typu instytucji wcale nie jest takie proste, a więc dobrze by było, gdybyśmy zaczęli nad tym pracować – zaapelował Brunon Bartkiewicz.