Kredyty hipoteczne: za 4 tysiące brutto rodzina kupi mieszkanie
Temat planowanej podwyżki płacy minimalnej do 4 tys. złotych brutto budzi skrajne emocje. Bez wątpienia jednak realizacja tego scenariusza może mieć bardzo mocny wpływ na sytuację na rynku nieruchomości. Powód jest prosty – dziś zarabiając płacę minimalną nie ma co liczyć na kredyt hipoteczny wystarczający na zakup mieszkania w największych miastach. Dotyczy to także rodzin gdzie na budżet domowy składają się dwie pensje minimalne. Banki spytane o maksymalną zdolność kredytową osób wychowujących jedno dziecko i inkasujących po najniższej krajowej odpowiadają, że taka rodzina może liczyć co najwyżej na kilkadziesiąt tysięcy złotych kredytu.
Czytaj także: Kredyt na mieszkanie to w istocie oszczędzanie?
4 tysiące robią różnicę
A co się stanie, jeśli przyjmiemy, że każdy z rodziców przynosi do domu po 4 tys. złotych brutto miesięcznie, czyli ponad 2,8 tys. zł „na rękę”? Wtedy z deklaracji banków wynika, że zdolność kredytowa rośnie do 410 tys. złotych. Jest to mediana, a więc znajdziemy zarówno banki chcące przykładowej rodzinie pożyczyć więcej, jak i takie, które pożyczą mniej. Do tej drugiej grupy można zaliczyć BOŚ Bank i Alior, gdzie zdolność kredytowa przykładowej rodziny nie przekracza 340 tysięcy. Na drugim biegunie znajdziemy Credit Agricole, ING i Pekao w których to wzięta pod uwagę rodzina mogłaby pożyczyć na mieszkanie ponad 430 tysięcy.
Czytaj także: Kredyty hipoteczne: rosnące ceny mieszkań każą pożyczać więcej >>>
Ale uwaga! Zakładamy w naszych obliczeniach, że rodzina chce zadłużyć się na 30 lat. Familia nie posiada żadnych zobowiązań finansowych (kart kredytowych i nie spłaca rat), ale zdążyła już zbudować pozytywną zdolność kredytową korzystając w przeszłości z produktów kredytowych.
Wciąż bez wkładu ani rusz
Aby jednak tyle pożyczyć potrzeba też niemało wkładu własnego. Przypomnijmy, że chcąc zadłużyć się na zakup mieszkania trzeba dziś posiadać minimum 10%, a najlepiej 20% wartości kupowanego lokum w gotówce. To znaczy, że jeśli rodzina chciałaby kupić mieszkanie za 456 tys. złotych, to 410 tysięcy mogłaby pożyczyć (wspomniana wyżej mediana zdolności kredytowej), a prawie 46 tysięcy musiałaby mieć na koncie. To wyraźnie utrudnia możliwość zakupu własnych „czterech kątów” szczególnie przez osoby kupujące pierwsze mieszkanie.
Gdyby tego było mało dodatkowe 15-35 tysięcy trzeba mieć w omawianym przypadku, aby pokryć tzw. koszty transakcyjne (podatki, prowizje, opłaty notarialne czy sądowe). W sumie daje to już konieczność posiadania 60-80 tysięcy złotych gotówki, a ani słowem nie wspomnieliśmy dotychczas o konieczności wykończenia, odświeżenia czy wyposażenia lokalu, co nierzadko pochłania znaczne kwoty. I choć wymagana kwota gotówki jest i wciąż pozostanie poważną barierą w myśleniu o własnym „M”, to bez wątpienia podniesienie płacy minimalnej do zapowiadanych poziomów oznacza, że dla wielu osób zakup mieszkania przy pomocy kredytu hipotecznego stanie się wizją bardziej realną niż dziś.
Komentarz prezesa HRE
Z analizy jaką przygotowaliśmy jako HRE Think Tank, wspólnie z Bankiem Światowym, wynika, że z punktu widzenia banku, ryzyko udzielania kredytów hipotecznych osobom kupującym pierwsze mieszkanie jest relatywnie niskie. Takie osoby spłacają kredyty znacznie sumienniej niż na przykład Ci, którzy zadłużają się na zakup kolejnych nieruchomości – szczególnie nabywanych w celach inwestycyjnych. Stąd utrzymywanie jednego – sztywnego – wymagania odnośnie wkładu własnego dla wszystkich kredytobiorców jest nieuzasadnione. Szczególnie osoby pożyczające relatywnie niewielkie kwoty w celu zakupu swoich pierwszych „czterech kątów” mogłyby korzystać z preferencyjnych zasad zadłużania się bez wkładu własnego. Nie powinno to stwarzać zwiększonych zagrożeń dla systemu bankowego, a wyraźnie ułatwiłoby drogę do własnego mieszkania oraz eliminowało wykluczenie społeczne, tej grupy osób w sposób systemowy.
Michał Cebula, prezes Heritage Real Estate