Turniej zamiast procesów
Jedna ze stron zorientowała się, że tej zupie bez smaku brakuje sporej szczypty pieprzu. No to zaczęła ją dodawać.
Frankowicze oto rozzuchwalili się. Coraz częściej decyzje polskich sądów są dla nich korzystne, a we wrześniu spodziewany jest pozytywny dla nich wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
No to pozwy idą już w tysiące. A banki na to – hola, hola! Pieniądze dostaliście? Dostaliście. Mieszkania kupiliście? Kupiliście. Taniej niż ci złotowi? Taniej. Raty wam się nie podobają? No to teraz się pobawimy.
Sąd stwierdza, że umowa kredytu indeksowanego do franka szwajcarskiego jest nieważna. To oznacza konieczność wzajemnego rozliczenia banku i klienta. A ten ostatni, jak pisał niedawno „Parkiet”, musi więc oddać bankowi wypłacone przezeń świadczenia, czyli kwotę kredytu i wynagrodzenie za korzystanie z kapitału.
Ale… Prawnicy frankowiczów zauważają, że żądanie przez banki opłaty za korzystanie z kapitału jest bezzasadne, bo zgodnie z polskim prawem roszczenie banku przedawnia się z upływem trzech lat od udostępnienia kredytu.
Zapowiada się ciekawa walka – tym bardziej, że banki ustępować nie zamierzają i zamiast słać klientom pod nogi kobierce, będą rzucać im kłody. Jak się komuś nie podoba to, co obecnie oferują, to… Nie będzie na tyle atrakcyjnych dla klientów warunków, aby dochodziło do przewalutowań. To naprawdę mogą być ciekawe walki sądowe, a gdyby tak jeszcze znaleźli się sprawni sprawozdawcy…
W czasach dawno minionych zdarzały się sytuacje, kiedy nawet spory międzypaństwowe udawało się rozstrzygnąć starciem – ale nie armii, lecz jej reprezentantów. Stawało oto naprzeciw siebie dwóch najlepszych rycerzy z obu stron i prali się aż do skutku – czyli do zwycięstwa jednego z reprezentowanych krajów/księstw/hrabstw/zaścianków.
Niech zatem spotkają się na przedstawiciel frankowiczów i reprezentant skalanych walutowymi hipotekami banków. Może niech nie będzie to przysłowiowa ubita ziemia, ale – zgodnie z normami cywilizacji – stadion czy ring.
Niech biegają, skaczą, rzucają, w ostateczności walczą o to, czy banki te miliardy oddadzą, czy nie. Byle potem przegrany – a dokładnie ci, których reprezentował nie mieli pretensji i nie poddawali w wątpliwość wyniku walki. Nawet jeśli będzie to 1 do 27.