Koronawirus „dobije” rynek motoryzacyjny? Oto czego możemy się spodziewać w Polsce i na świecie
Najnowsze szacunki LMC Automotive, firmy zajmującej się analityką sektora motoryzacyjnego na świecie, mówią, że z powodu koronawirusa globalna produkcja samochodów będzie w tym roku mniejsza o 3-4 miliony aut. Konferencja Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD) podała natomiast, że światowa branża moto straci w wyniku epidemii 7 miliardów dolarów. Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest globalizacja i uzależnienie światowego rynku od dostaw z Chin.
Samochód to wyjątkowo złożony produkt
Obrazowo wyjaśnia to Alfred Franke, prezes polskiego Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych (SDCM).
– W przeciętnym samochodzie znajduje się około 30 tysięcy części pochodzących od setek dostawców. Wystarczy, że zabraknie jednej z nich, by montownia musiała zatrzymać całą linię produkcyjną. Dlatego też dłuższe przerwy w dostawach, nawet tych pozornie mniej istotnych części i komponentów, to problem – stwierdził Alfred Franke w komunikacie wydanym przez SDPCM po wybuchu epidemii koronawirusa.
Zobacz więcej najnowszych wiadomości o wpływie koronawirusa na gospodarkę >>>
Chiny trzymają branżę moto
Według danych Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju, 20% części zamiennych i podzespołów do samochodów produkowanych jest w Chinach. Dane Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA) mówią z kolei, że na Chiny przypada 29% światowej produkcji samochodów. Nic więc dziwnego, że gdy chińskie fabryki stoją, problemy odczuwają montowanie samochodowe na całym świecie.
Warto przy tym zauważyć, że sytuacja w Chinach powoduje nie tylko ogólnoświatowe problemy z produkcją samochodów, ale też odbija się na wynikach globalnej sprzedaży ze względu na wielkość tego rynku. Według China Passenger Car Assosiation (CPA), w pierwszej połowie lutego sprzedaż detaliczna w Chinach zmniejszyła się do niepełna 5 tysięcy aut z prawie 60 tysięcy w tym samym okresie przed rokiem. Znacznie lepsze są na szczęście statystyki dla całego rynku chińskiego, gdzie podobnie, jak w Polsce, dominują zakupy flotowe. Być może dlatego China Association of Automobile Manufacturers (CAAM) nie wieści dramatu, tylko szacuje, że w pierwszym półroczu 2020 r. łączna sprzedaż samochodów w Chinach spadnie o 10%, a w całym roku skurczy się o 5%, czyli o ok. 1,3 miliona samochodów.
Koncerny mają problemy z produkcją
W jakiej sytuacji znajdują się w obecnie najwięksi światowi producenci? Z pomocą przychodzi serwis automanufactoringsolutions.com, który zebrał (publikacja z 5 marca) dane od największych producentów samochodów. Wynika z nich, że sytuacja nie jest obecnie zła jeśli chodzi o moce produkcyjne.
Stoi fabryka elektroniki we Włoszech
Zestawienie zaczyna się od koncernu Renault, który w Hubei, chińskiej prowincji, do której należy miasto Wuhan, ma aż dwie fabryki. Ich praca jest wstrzymana ze względu na decyzje władz prowincji. Przedstawiciele francuskiego koncernu zapewnili jednak, że wyłączenie tych dwóch chińskich fabryk nie ma wpływu na produkcję aut marki Renault w Europie. Tu większym problemem – nie tylko dla Renault, ale też innych koncernów – jest wstrzymanie pracy we włoskiej fabryce elektroniki samochodowej, MTA, zlokalizowanej w Lombardii, czyli od soboty w tzw. czerwonej strefie. Dlatego Renault rozważa zakup brakującej elektroniki w Japonii i bada obecne możliwości transportu jej do Europy drogą morską, gdzie też wprowadzone pewne ograniczenia.
Toyota, BMW i Volkswagen zapewniają o ciągłości produkcji
Żadnych problemów z produkcją nie przedstawiła na moment publikacji raportu Toyota. Z kolei koncern PSA, do którego należą m.in. marki Peugeot, Citroen oraz Opel, potwierdził ciągłość produkcji w Europie, choć zwrócił uwagę na możliwe problemy w przyszłości będące następstwem wstrzymania pracy w zakładach elektronicznych MTA. PSA ma w Chinach fabrykę w Wuhan i ta obecnie nie pracuje. Podobnie, jak w przypadku fabryk Renault w tym regionie, niewykluczone jest wstrzymanie produkcji do końca marca.
O ciągłości pracy, w tym również w fabrykach w Chinach, poinformował natomiast koncern BMW, choć w międzyczasie pojawiły się doniesienia, że 150 pracowników centrali w Monachium zostało poddanych przymusowej kwarantannie. Volkswagen poinformował z kolei, że większość jego fabryk w Chinach i wszystkie zakłady w Europie pracują normalnie.
Przestoje w zakładach Nissana i Hondy
Nieco bardziej skomplikowana jest sytuacja Nissana, który posiada wiele fabryk w Chinach. Wedle informacji z 5 marca, część z nich miała wznowić pracę po lutowych przestojach. Przymusowe wyłączenia były za to planowane w fabrykach w Japonii.
Honda ma dwie fabryki w Chinach – jedna wznowiła produkcję po przerwie 17 lutego, a druga ma wrócić do pracy w tym tygodniu. Jednak z powodu problemów z dostawami komponentów wytwarzanych w Chinach, japoński koncern rozważa czasowe przerwy w pracy swoich fabryk w macierzystym kraju.
Hyundai i KIA wznowiły produkcję
W połowie lutego prace w swoich montowniach wznowił koreański koncern Hyundai Motor Group, do którego należy też marka KIA. Hyundai, jako pierwszy światowy koncern, poinformował o wstrzymaniu produkcji w swoich zakładach z powodu problemów z dostawą komponentów z Chin. Niestety pod koniec lutego pojawiła się informacja o wstrzymaniu pracy w jednej z fabryk, w której wytwarzany jest m.in. Hyundai Tucson, z powodu wykrycia koronawirusa u jednego z pracowników. W efekcie konieczna była dezynfekcja zakładu i przymusowa kwarantanna dla pracowników.
Warto jednak zauważyć, że koronawirus może jedynie zbiegać się czasie z zaplanowanymi wcześniej przerwami w produkcji w związku z koniecznością dostosowania podaży do aktualnego popytu na nowe samochody. Przykładem może być koncern JLR, który zapowiedział kilkudniowe przerwy w jednej ze swoich fabryk w Wielkiej Brytanii w dniach 19-27 marca. Nie ma to jednak związku z koronawirusem, a jest jedynie efektem wcześniej zaplanowanych działań optymalizacyjnych.
Możliwe scenariusze dla Polski
Jak sytuacja na światowym rynku motoryzacyjnym może przełożyć się na dostępność oraz popyt na samochody w naszym kraju? Analitycy platformy Carsmile, zajmującej się wynajem oraz leasingiem pojazdów online, współpracujący z większością marek samochodowych, kreślą możliwe scenariusze dla Polski.
Początek roku nie był zbyt udany dla polskiej branży motoryzacyjnej ze względu na spadek sprzedaży. W styczniu i w lutym zarejestrowano 87 tys. nowych aut osobowych, o 13,2% mniej niż w analogicznym okresie przed rokiem – podał Samar. Bez koronawirusa branża szykowała się więc na niełatwy rok, z kilkunastoprocentowym spadkiem sprzedaży. Paradoksalnie jednak, dość duże zapasy aut na tzw. stockach dilerskich, których nie udało się sprzedać w styczniu i w lutym, teraz mogą się okazać przydatne na wypadek problemów z dostawami samochodów do Polski.
Przerwy w dostawach, dłuższy czas oczekiwania
Czy opóźnienia są już odczuwalne?
– Nie licząc pojedynczych przypadków, nie mamy jeszcze informacji od importerów, aby wydłużyły się terminy oczekiwania na indywidualnie konfigurowane samochody, ale spodziewamy się takich informacji w najbliższym czasie – mówi Michał Knitter, wiceprezes Carsmile.
Według badania przeprowadzonego przez Carsmile w grudniu, średni czas oczekiwania na indywidualnie skonfigurowany samochód (taki pojazd jest specjalnie zamawiany w fabryce) wynosił 3 miesiące. W najlepszym wariancie był to miesiąc, a w najgorszym – nawet 12 miesięcy (indywidualnie skonfigurowany Ford Mustang).
– Jeśli epidemia koronawirusa spowoduje przerwy w pracy fabryk w Europie, trzeba liczyć się z tym, że te terminy ulegną wydłużeniu, do 4-5 miesięcy. Czas oczekiwania na samochody będzie też zależeć od tego, jak koronawirus wpłynie na popyt na nowe auta w Europie – ocenia Michał Knitter.
Termin odbioru ważniejszy od wyposażenia
Wiceprezes Carsmile zwraca uwagę na nowe zjawisko obserwowane wśród użytkowników platformy.
– Osoby, które dziś zamawiają samochody są zdecydowanie bardziej wrażliwe na termin odbioru auta. Chcą je mieć jak najszybciej, rezygnując nawet z jakiegoś elementu wyposażenia. Z relacji klientów wynika, że powodem są rosnące obawy przed korzystaniem z komunikacji publicznej. Ten czynnik pojawił się w ostatnich dniach. Widzimy też większą skłonność do wyboru gotowych samochodów, które są dostępne od ręki, ale w konkretnej wersji wyposażenia zamiast indywidualnej konfiguracji, na którą zawsze czeka się dłużej – mówi Michał Knitter. Oznacza to, że w tej chwili użytkownikom dużo łatwiej pogodzić z tym, że lakier, skrzynia biegów, tapicerka, a nawet silnik nie będzie idealnie taki, jak chcieli. W ocenie Carsmile, ta tendencja będzie się nasilała. Odbiór gotowego auta następuje w czasie maksymalnie 2 tygodni od podpisania umowy wynajmu.
Większy popyt na tanie auta
Potrzeba znalezienia alternatywnego środka transportu może też stymulować popyt na tanie samochody z rynku pierwotnego i wtórnego. Osoby, które nie planowały w najbliższym czasie kupić auta, na przykład drugiego w rodzinie, mogą zdecydować na taki krok. W takiej sytuacji kryterium numer jeden będą możliwe najniższe koszty zakupu, co może spowodować pojawienie się większego zainteresowania relatywnie tanimi i skąpo wyposażonymi samochodami miejskimi i spadku sprzedaży aut z wyższej półki. W Polsce, w której średni wiek samochodu to 14 lat (dane ACEA), większy popyt na tanie auta stwarza niestety ryzyko pojawienia się na drogach kolejnych „gruchotów”.
Okazje cenowe mało prawdopodobne
Czy można liczyć na to, że perturbacje związane z koronawirusem spowodują spadek cen samochodów lub pojawienie się atrakcyjnych okazji dla klientów detalicznych? Wydaje się to niestety mało prawdopodobne. Po pierwsze, koncerny motoryzacyjne muszą spełniać w tym roku nowe, dużo bardziej rygorystyczne wymagania dotyczące emisji spalin narzucone przez Unię Europejską. Carsmile szacuje, że z tego powodu samochody z rocznika 2020 mogą zdrożeć nawet o 20% ze względu na większe koszty produkcji. Po drugie, dilerzy samochodowi, ponoszący spore wydatki na utrzymanie tradycyjnych salonów, pracują dziś na dość niskich marżach, a już mają za sobą słabe wynikowo dwa miesiące tego roku. To ogranicza możliwość udzielania rabatów przy jednostkowych transakcjach (innymi prawami rządzi się rynek flotowy).
Sprzedaż przeniesie się do internetu
Naturalnym następstwem epidemii może być w długim okresie przeniesienie sprzedaży samochodów do internetu. Dziś jest to trend dopiero raczkujący w motoryzacji, choć z pewnością nieunikniony biorąc pod uwagę tendencje w innych branżach. Strach przed zarażeniem powoduje dodatkowo, że ludzie unikają publicznych miejsc, najbezpieczniej czują się we własnym domu.
– Dostępne już na rynku narzędzia umożliwiają zawarcie transakcji zakupu samochodu online. Nie musimy jechać do salonu, bo wszystkie ważne informacje na temat danego modelu znajdziemy w Internecie, oglądając testy video, czy porównując różne samochody ze sobą dzięki nowoczesnym aplikacjom oraz narzędziom do wizualizacji – wylicza Łukasz Domański, prezes Carsmile. Z punktu widzenia sieci dilerskich jest to natomiast znaczna oszczędność kosztowa. Według szacunków Carsmile, diler, który zamiast otwierać kolejny salon uruchomi internetową platformę do sprzedaży aut, będzie mógł zmniejszyć swoje wydatki o ok. 30-50% (szacunek ten dotyczy kosztów obsługi klientów indywidualnych i mikrofirm, sprzedaż flotowa rządzi się innymi prawami).
Livestreaming zamiast targów
O tym, jak ważny jest internet mogliśmy się przekonać kilka dni temu przy okazji odwołanego salonu samochodowego w Genewie. Marki, które zaplanowały premiery w Genewie – mieliśmy zobaczyć m.in. elektrycznego Fiata 500, elektryczne BMW i4, nowego mercedesa E-klasę oraz elektryczne Audi E-Tron i nowe A3, nie odwołały szykowanych debiutów, decydując się na przeprowadzenie ich wyłącznie w livestreamingu. Kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia, a dziś pokazuje, że dla branży motoryzacyjnej internet jest nieuniknioną przyszłością. Targi motoryzacyjne już od pewnego czasu tracą na znaczeniu, jest coraz mniej odwiedzających i wystawców. W dobie internetu i licznych przecieków, rzadko który model ma szanse „dotrwać” do premiery. Czy odwołany salon w Genewie stanie się ważnym precedensem?
Świat obniża stopy, ale Polska ma zbyt wysoką inflację
O atrakcyjności oferty dilerów czy firm zajmujących się wynajem decyduje jednak nie tylko cena samochodu, ale też koszty finansowania. Czy w związku z możliwymi obniżkami stóp procentowych na świecie możemy mieć nadzieje na spadek kosztów leasingu czy kredytu również w Polsce? Na razie wydaje się to bardzo mało prawdopodobne. W ubiegłym tygodniu banki centralne Stanów Zjednoczonych oraz Kanady obniżyły stopy procentowe o 50 pkt bazowych, aby w ten sposób przeciwdziałać negatywnym skutkom epidemii dla gospodarki. Ubiegłotygodniowe posiedzenie RPP zakończyło się utrzymaniem stóp na dotychczasowym, rekordowo niskim poziomie 1,5% pomimo inflacji (4,4% w styczniu) znacznie przekraczającej cel Rady Polityki Pieniężnej. Prezes NBP Adam Glapiński stwierdził podczas konferencji prasowej po posiedzeniu RPP, że najlepszą strategią w obecnej sytuacji zagrożenia epidemią jest „stabilizacja stóp”.