Jak ograniczyć globalne zadłużenie?
Kto ucho dobrze przyłożył, ten znów wołanie na puszczy usłyszał. Pożytek z tego taki, że wiemy przynajmniej, że ktoś jeszcze woła.
Ktosiem nie byle jakim jest Gita Gopinath, pierwsza zastępczyni dyrektor generalnej Międzynarodowego Funduszu Walutowego (IMF), która podczas wykładu w Irlandii podkreślała wielkie ryzyko związane z globalnym zadłużeniem, mówiąc też jednak, jak z nim można sobie radzić .
Dołączył do niej inny zatroskany długiem. Nie był to żaden regularny polityk, lecz szef maciupkiego państwa cieszącego się nieproporcjonalnie wielkimi wpływami i atencją w świecie.
Niespodziewanie głos w sprawie zabrał papież Franciszek, który zdecydował się zaapelować publicznie do kardynałów o zredukowanie wydatków w ich obszarach. Celem ma być unicestwienie deficytu w kasie Watykanu.
Wprawdzie finanse to specjalność bardzo nie papieska, ale Franciszek stał na czele kościoła w Argentynie, więc coś na ten temat musi nadal wiedzieć. Jednak oczekiwać od niego uniwersalnych rozwiązań nie możemy. Co innego, gdy wrócić do pani Gopinath.
Globalny dług publiczny sięgnął w 2023 r. poziomu 93 proc. światowego produktu brutto, a jeśli będzie rósł w przewidywanym teraz tempie, to za 5-6 lat wskaźnik wyniesie 100 proc. Ponieważ suma PKB wszystkich państw miała wynieść w 2023 r. 105 bilionów (105 000 mld) dolarów, to z długiem światowym jesteśmy już w rejonach 100 bilionów.
Zadłużenie świata już jest bardzo wielkie, a tymczasem wszystkie zaognione od dawna problemy globalne zamiast przygasać dopiekają coraz intensywniej.
Pożyczone pieniądze zostały zużyte na bieżące naprawy po kryzysie finansowym i pandemii Covid-19, a na wielki remont połączony z modernizacją (łagodzenie skutków zmian klimatycznych, lepsza ochrona zdrowia, finansowanie emerytur przez starzejące się społeczeństwa) środków nie ma.
Problem dotyczy państw najbardziej rozwiniętych, trudno przecież oczekiwać od biednych, że wezmą na swoje barki np. ciężary związane z kapryszącym klimatem.
Trzy obszary działań
Dyr. Gopinath widzi rozwiązania w trzech grupach działań. We wzroście gospodarczym obniżającym relatywne udziały długu w PKB, w ustawianiu barier (guardrails) i w oddolnych wysiłkach obywatelskich (grassroots).
Europa odstaje od USA. Produktywność (wydajność) europejska to zaledwie 78 proc. amerykańskiej. Szczególnie dotkliwy jest dla rozziew w obszarze wyszukanych technologii, które są głównym źródłem wzrostu wydajności i dzięki temu – gospodarki.
G. Gopinath doradza zatem wzmocnienie jednolitego rynku, który był znakiem rozpoznawczym zachodniej Europy od czasów EWG, a w nowej strukturze unijnej mocno przysiadł. Przykładem oczywistych konieczności europejskich jest otwarcie rynków energii elektrycznej, telekomunikacyjnego, ale też kapitałowego.
W ślad za ujednoliceniem zasad w przepływie i obrocie kapitałami powinno jej zdaniem nastąpić dokończenie budowy unii bankowej. Pożądanym tego skutkiem byłoby wyrównywanie kosztów kredytu na obszarze UE oraz poprawa alokacji kredytów.
Odporniejsze bariery służyłyby ograniczaniu politycznego oportunizmu polegającego zwłaszcza na skupianiu się na celach doraźnych z myślą o kolejnych wyborach, ale także zbyt optymistycznego postrzegania przyszłości.
Dobrym ogranicznikiem są reguły fiskalne, choć tylko wtedy gdy są respektowane. Pani Gopinath jest za tworzeniem (niepolitycznych) rad fiskalnych, których opinie zmniejszałyby niepewność sektora przedsiębiorstw odnośnie do polityki finansowej danego państwa oraz pomagałyby zwiększać przejrzystość w tym zakresie.
Rada fiskalna w Polsce
Taka rada ma powstać również w Polsce, choć zasadne jest pytanie, czy wynika to z niezachwianej woli politycznej, czy z przymusu nałożonego w obowiązującej od wiosny tego roku dyrektywie Rady UE nakładającej obowiązek stworzenia niezależnego organu nadzorującego zgodność budżetu z regułami fiskalnymi.
Tworzenie rad fiskalnych zaleca także OECD. Również ta organizacja kładzie nacisk na niezależność, która przejawia się m.in. w tym, że wybór jej członków następowałby po uwzględnieniu ich osiągnięć i kompetencji.
Sądzę, że nie należy wątpić w utworzenie w Polsce rady fiskalnej w niedalekiej przyszłości. Czy będzie to wszakże rada jak trzeba? Tu pewności już nie ma.
W opinii Rady Legislacyjnej przy Premierze opublikowanej w lipcu ’24 czytamy, że w jej 7-osobowy skład miało by wchodzić po jednej osobie wyznaczanej przez prezydenta, kolegium NIK, sejmową komisję ds. budżetu, ministra finansów, związki zawodowe, organizacje pracodawców, samorządy terytorialne. Nie spodobało się to recenzentom z Rady Legislacyjnej.
Rada dyrygowana z tylnych rzędów podmiotów delegujących byłaby karykaturą niezależności. Taką można sobie darować. Już lepsza byłaby ustanowiona spośród przypadkowych osób spełniających zdefiniowane kryteria i pozostające w grze po wielostopniowych losowaniach z bazy PESEL.
Pomysł oczywiście nie przejdzie, choć sprawdzał się w potężnej przez stulecia Wenecji, ale niechby rządzący poszli w końcu poszli w końcu w jakiś swój sposób po rozum do głowy.
Nie tylko w ocenie G. Gopinath niezależność rad fiskalnych jest warunkiem uaktywnienia obywateli w ramach oddolnej kontroli, określanej jako grassroots.
Niestety, zgodnie z pierwszym zdaniem, spełnienie takich i podobnych postulatów to dziś marzenie ściętej głowy.