Funt funta kłaków wart

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Polacy pracujący na Wyspach mogą czuć się rozgoryczeni. Jeszcze w listopadzie 2015 roku mogli każdego ciężko zarobionego funta wymienić po kursie 6,08 złotych. Obecnie to zaledwie 4 złote i 75 groszy, czyli aż o 21% niżej. A było jeszcze taniej.

Noc z czwartku na piątek 7 października przejdzie do historii rynku walutowego. W zaledwie 2 minuty kurs brytyjskiego funta gwałtownie się załamał i stracił prawie 6% w relacji do dolara (tzw. flash crash), co wywołało równie silne zmiany także na innych parach walutowych. Być może nie było to wydarzenie na miarę spekulacyjnego ataku na brytyjską walutę z 1992 dokonanego przez George’a Sorosa, ale było ono równie istotne co załamanie kursu (z 1,4790 do 1.3230 dolara) dzień po czerwcowym referendum ws. wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej (tzw. BREXIT).

Dziś w nocy notowania GBP/USD w jednej chwili spadły z poziomu ponad 1,26 do 1,1906 dolara (na platformie easyMarkets, bo np. Reuters kwotował GBP/USD nawet po 1,1809 dolara), wyznaczając swoje nowe 31-letnie minimum. Wprawdzie później funt zaczął odrabiać straty, ale do poziomów z wczoraj wciąż jest bardzo daleko.

Razem z GBP/USD tąpnął kurs GBP/PLN. W jednej chwili spadł on z 4,8365 do 4,5675 zł (w środę na koniec dnia było to 4,8880 zł). Funt był więc najtańszy od 5 lat. Wręcz niewiarygodne jest to, że zaledwie 11 miesięcy wcześniej trzeba było za niego zapłacić ponad 6,08 zł, czyli najwięcej od 2005 roku. Ba, jeszcze w maju br. było to prawie 5,83 zł, a na początku września 5,2150 zł.

Można wskazać kilka potencjalnych źródeł dzisiejszego nocnego załamania funta. To najbardziej prawdopodobne to błędne duże zlecenia sprzedaży brytyjskiej waluty. W slangu nazywa się to „gruby paluch”. Jest to sytuacja, gdy ktoś myli się i zleca sprzedaż dużo większej liczby walut niż zamierzał (np. myli się o „jedno zero” i puszcza zlecenie sprzedaży 1 mld GBP zamiast 1 mln GBP). Inne przyczyny to niska płynność rynku walutowego w nocy oraz realizacja zleceń stop loss (automatycznie zamykają one pozycje walutowe, gdy strata z danej transakcji osiągnie określony założony przez inwestora poziom).

Po gwałtownej nocnej przecenie funt wprawdzie później zawrócił, odrabiając sporą cześć strat, ale i tak jest notowany niżej niż przed załamaniem. O godzinie 12:43 kurs GBP/USD testował poziom 1,2350 dolara, a GBP/PLN 4,7470 zł. Przysłowiowe mleko więc się rozlało. Strach i niechęć do funta pozostała. Można podejrzewać, że kumulacja tych negatywnych emocji, razem z fundamentalnymi przesłankami stojącymi za spadkami funta w ostatnich miesiącach, zepchną jego notowania jeszcze niżej.

Obserwowana obecnie słabość brytyjskiej waluty ma pełne fundamentalne uzasadnienie. To efekt utrzymujących się obaw przed konsekwencjami gospodarczymi BREXIT-u. Jak również, mającego miejsce po czerwcowym referendum w Wielkiej Brytanii, zwrotu w polityce monetarnej prowadzonej przez Bank Anglii (BoE). Zwłaszcza tego zwrotu. Zanim nie pojawił się temat opuszczenia Unii Europejskiej powszechnie uznawano, że BoE będzie drugim po amerykańskim Fedzie dużym bankiem centralnym, który podniesie stopy procentowe. Tymczasem nie tylko ich nie podniósł, ale je obniżył. W sierpniu bank obciął stopy na Wyspach o 25 punktów bazowych (pierwsza obniżka od 2009 roku), jednocześnie decydując się na zwiększenie programu skupu aktywów do 435 mld GBP z dotychczasowych 375 mld GBP. Ponadto BoE uruchomił 2 nowe programy. Pierwszy o wartości 10 mld GBP i przeznaczony na zakup obligacji korporacyjnych. Drugi o wartości do 100 mld GBP, który ma zapewnić, żeby banki komercyjne nie ograniczały akcji kredytowej mimo obniżki stóp procentowych.

Nocny flash crash jest kolejnym kamykiem w tej lawinie zdarzeń, która spycha funta na coraz to niższe poziomy. Szczególnie, że dziś tej walucie nie pomagają też dane makroekonomiczne z brytyjskiej gospodarki W sierpniu roczna dynamika produkcji przemysłowej obniżyła się do 0,7% z poziomu 2,1% miesiąc wcześniej, co jest wynikiem istotnie poniżej rynkowych oczekiwań (1,3% R/R). Drugi miesiąc wakacji przyniósł też wzrost deficytu handlowego Wielkiej Brytanii do 12,1 mld GBP z poziomu 9,5 mld GBP deficytu w lipcu i wobec prognozy mówiącej o 11,2 mld GBP deficytu.

Mając powyższe na uwadze należy oswoić się z myślą, że po jakimś okresie stabilizacji i uspokojenia nastrojów, funt dalej będzie tracił na wartości. Pierwszym celem są wyznaczone dziś w nocy minima na GBP/USD i GBP/PLN. A więc odpowiednio poziomy 1,1906 dolara i 4,5675 złotego. Ponowny ich test możliwy jest jeszcze w tym roku. Przy czym, ponowne osiągnięcie wspomnianych poziomów wcale nie musi oznaczać końca przeceny. Nie wykluczone, że w środowisku narastającego strachu przez BREXIT-em w przyszłym roku kurs GBP/USD zejdzie do 1,10 dolara. Przy obecnym kursie dolara do złotego oznaczałoby spadek notowań GBP/PLN do… 4,22 zł.

Opisywany flash crash był też ważną lekcją dla inwestorów z rynku walutowego. Kolejną już po uwolnieniu szwajcarskiego franka, czy załamaniu po referendum ws. BREXIT-u. Pokazał on, że można mieć doskonałą strategię inwestycyjną i dobre zarządzanie pozycją, ale i tak może się nie udać uniknąć strat. Dlatego w takich sytuacjach jak ta dzisiejsza z funtem, istotne są takie elementy jak gwarantowane stop lossy, gwarancja ochrony przed negatywnym saldem, brak poślizgów cenowych i stałe spready w kwotowaniu walut. Inwestorzy powinni o tym pamiętać, bo podobne „szybkie krachy” od czasu do czasu będą się zdarzać.

Marcin Kiepas,
easyMarkets