Finanse publiczne – póty dzban wodę nosi, póki ucho się nie urwie

Finanse publiczne – póty dzban wodę nosi, póki  ucho się nie urwie
Fot. stock.adobe.com / alexlmx
Od kilkunastu lat polityka gospodarcza państwa jest niefrasobliwa. Prymat ma pompowanie konsumpcji, rządy prawa i sądownictwo są na łopatkach, inwestycje polegują, więc gospodarka toczy się na oponach z łysymi bieżnikami, pisze Jan Cipiur.

Pół biedy, gdybyśmy przejadali tylko dochody z pracy i kapitału oraz benefitów opłacanych z podatków.

Jednak finanse publiczne, czyli głównie budżet państwa i plany finansowe samorządów, nie spinają się od lat bez coraz większych i coraz kosztowniejszych pożyczek.

Wg założeń rządu, w 2026 roku do wykonania planu wydatków budżetu zabraknie wpływów w wysokości 271,1 mld zł. Te pieniądze trzeba będzie pozyskać od pożyczkodawców krajowych i zagranicznych.

Z każdym kolejnym zerem coraz trudniej pojąć wielkie liczby, ale od czego porównania, np. deficytu budżetu państwa z wielkim deficytem w NFZ. Ten drugi miałby wynieść na koniec tego roku ok. 14 mld zł, czyli ma być 20 razy mniejszy niż przyszłoroczny deficyt budżetowy do zniwelowania pożyczkami.

Rosną koszty obsługi długu publicznego

Pożyczki kosztują. Odsetki od nich wzrastają, gdy maleje zaufanie do dłużnika, a to wyczerpuje się, gdy dłużnik musi pożyczać coraz więcej.

Jest to „oczywista oczywistość” nieuświadamiana jednak przez większość obywateli, uważających  się w kwestii finansów publicznych za postronnych, chociaż osobiście doświadczają stale przykrzejszych skutków ich stanu.

W 2026 roku koszt obsługi całego długu publicznego osiągnie 112,5 mld zł, w tym z tytułu długu Skarbu Państwa 90 mld zł. Sytuuje to Polskę wśród państw Unii Europejskiej wydających najwięcej na odsetki. Więcej „frycowego” płacą w Unii tylko Rumunia i Węgry. Ma to bolesne konsekwencje.

W 2026 r. rachunek odsetkowy do opłacenia przez Polskę wzrośnie o ok. 14,4 mld zł. Trzymając się przykładu NFZ, tyle właśnie starczyłoby na zrównoważenie tegorocznego planu wydatków i dochodów instytucji odpowiadającej za życie i zdrowie Polaków.

To nie finansowanie przedsięwzięć militarnych wpływa na deficyt

Zgodnie z szacunkami sporządzonymi przez Marcina Zielińskiego i Bartłomieja Jabrzyka z Forum Obywatelskiego Rozwoju, w okresie 2016-2026 obciążenia podatkowo-składkowe wzrosną w Polsce o ok. 5 proc. – podczas gdy w pozostałych państwach Unii Europejskiej średnio o 0,9 proc., zaś w naszym regionie o 1,9 proc.

Podkreślanie w tym kontekście, że bardzo dużo wydajemy na zbrojenia oraz armię, jest niezaprzeczalną prawdą, ale to nie finansowanie przedsięwzięć militarnych jest głównym powodem rozmijania się przez lata z zasadami dyscypliny budżetowej.

Po uwzględnieniu różnic  między tzw. ujęciem kasowym przyjętym w budżecie na obronę (księgowanie transakcji w momencie dokonania płatności), a praktykowanym w UE memoriałowym (księgowanie wydatków w momencie dostawy, niezależnie od daty płatności), wzrost wydatków wojskowych stanowi „zaledwie” ok. 20 proc. całkowitego wzrostu wydatków państwa.

Czytaj także: Niższy wzrost gospodarczy, nierównomierny spadek inflacji, finanse publiczne pod presją – prognoza MFW

Da liegt der Hund begraben (Tu leży pies pogrzebany) mawiają Niemcy, gdy znajdą czegoś właściwą przyczynę. My możemy powiedzieć tak za nimi, gdy zgodzimy się z tezą FOR, że wielkie napięcia budżetowe są rezultatem bezrefleksyjnego powiększania przez lata wydatków socjalnych w trybie „jak leci”.

Świadczenie 800+, choć jeszcze niedawno 500+, otrzymują zatem rodziny z dochodem netto na głowę wysokości np. 5000-6000 zł i o wiele więcej, a z drugiej strony rodziny z dochodem per capita 1000 zł i jeszcze mniej.

Rodzina 800+ kosztuje rocznie 61,7 mld zł, „trzynastki” i „czternastki” emerytalne – 31,8 mld zł, tzw. renta wdowia – 7 mld zł, „babciowe” – 6 mld zł, „Dobry start” – 1,4 mld zł, podwyższenie zasiłku pogrzebowego – 1,2 mld zł. Razem prawie 110 mld zł, tj., 2.6 proc. PKB.

Jak na możliwości (patrz zadłużenie), sporo za dużo. Ministerstwo Finansów prognozuje, że już w 2029 r. polskie państwo wyda na obsługę długu 3 proc. PKB.

Finanse, wydatki socjalne a „polityka i dyplomacja”

Wydatki socjalne są w nowoczesnym państwie nie do uniknięcia i nikt w bogatych państwach od nich nie stroni. Stany Zjednoczone postrzegane jako im niechętne przeznaczają przecież na cele socjalne i zdrowotne ponad połowę wydatków budżetu federacji.

Zatem zarówno m.in. w USA, jak i w Polsce konieczne byłoby ich rozsądne ograniczenie lub biorąc pod uwagę gorzej niż złe w Polsce realia polityczne, przynajmniej powstrzymywanie się od ich indeksacji oraz dodawania kolejnych programów.   

Gdyby założyć, że wydatki państwa (nie licząc pokrywania kosztów odsetkowych i związanych z obronnością) miały obecnie taką samą strukturę jak w 2015 roku, ale byłyby wyższe wyłącznie w efekcie wzrostu gospodarczego, to w 2026 roku Polska cieszyłaby się nadwyżką budżetową w wysokości 1,4 proc. lub 1,2 proc. PKB, jeśli uwzględnić zwiększone inwestycje publiczne.

Tak spektakularna poprawa w finansach publicznych przełożyłaby się na o wiele przyjaźniejszy klimat we wszystkich aspektach funkcjonowania kraju. Przyspieszyłby wzrost oraz rozwój gospodarczy i mielibyśmy się dziś o niebo lepiej niż w tej symulacji.

Za puentę niech posłuży aforyzm z brytyjskiego serialu komediowego osadzonego w tamtejszym fikcyjnym rządzie  „Yes, Prime Minister” (Tak jest, panie premierze), który byłby dziś jak znalazł w rodzimej telewizji publicznej.

Jeden z protagonistów uświadamiał, że dyplomacja to działania w celu przetrwania do następnego stulecia, a politykę prowadzi się, aby przetrwać do piątku po południu.

Czy wolelibyśmy uprawianie w Polsce dyplomacji, czy nadal chcemy polityki?

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym. Jest członkiem Towarzystwa Ekonomistów Polskich (TEP).

Źródło: Portal Finansowy BANK.pl