Felieton: Frank wciąż bruździ
Był kiedyś taki firm „Niekończąca się opowieść”. Jak tak dalej pójdzie, będzie można nakręcić jego polską wersję z podtytułem – na przykład „Epopeja frankowa”. Sytuacja jest coraz bardziej skomplikowana, dzieli społeczeństwo nie mniej niż choćby sprawa Trybunału Konstytucyjnego.
Z najnowszego badania CBOS wynika, że ponad połowa ankietowanych jest przeciwna wprowadzaniu regulacji prawnych mających na celu pomoc frankowiczom, a pomoc powinna objąć tylko tych, którzy mają naprawdę kłopoty. Tymczasem regulacje te pojawiały się jak komety Halleya na nieboskłonie i jak ta ona znikały. I jak ta kometa mogły być dla ziemi między Odrą a Bugiem groźne. No, prawie: aż takich zniszczeń by nie przyniosły, ale głęboki ślad by zostawiły. Liczony w miliardach złotych – ilu, tego nikt tak naprawdę nie wie, bo wyliczenia były różne i każda stronę konfliktu negowała dane drugiej. A konflikt jest. Z jednej strony mamy tych, którzy zaciągnęli kredyty frankowe i walczą… No właśnie: o co? O ukaranie banków? O wyrównanie szans – tyle że przez długi czas to oni właśnie mieli lepsze szanse i niższe raty.
Druga strona to banki, które ponoszą mniejszą lub większą winę (niektórzy już udowadniają, że to wcale nie były kredyty, tylko zupełnie inne instrumenty finansowe) i chciałby albo nie ponieść z tego tytułu żadnych kosztów, albo je zminimalizować.
Trzecia strona to politycy, którzy w zależności od poglądów, wiatru i ciśnienia atmosferycznego są za bankami, przeciw nim, albo dowolnie, jakoś tam, byle z prądem.
Efekty są jak do tej pory mierne, kolejne projekty pomocowe idą do kosza, nikt z nikim dogasać się nie może, a jak poinformował prezes NBP Marek Belka, niedawno na wniosek ministra finansów odłożone zostało posiedzenie Komitetu Stabilności Finansowej w oczekiwaniu na kolejny projekt pomocowy. Cóż, "Neverending story"…
Przemysław Szubański