EBOR obniżył prognozę wzrostu PKB Polski w 2023 roku; szczyt inflacji dopiero przed nami
Tegoroczna prognoza wzrostu PKB Polski pozostała bez zmian – na poziomie 4%, podał bank.
Po mocnym początku 2022 r. polska gospodarka traci impet w drugiej połowie roku z powodu zmniejszenia inwestycji przy wyższych kosztach finansowania, wysokich cenach energii i trwającej presji na łańcuch dostaw.
„[…] Przewiduje się, że wzrost gospodarczy osiągnie 4% w 2022 roku, a następnie gwałtownie spadnie do 1,5% w 2023 roku” – czytamy w raporcie „Regional Economic Prospects September 2022”.
Czytaj także: Agencja S&P obniżyła prognozę wzrostu PKB Polski w 2023 roku do 1,5 proc. >>>
Ogółem, PKB w krajach objętych analizą EBOR-u ma wzrosnąć o 2,3% (rewizja w górę o 1,2 pkt proc.) w tym roku i wzrosnąć o 3% (rewizja w dół o 1,7 pkt proc.) w 2023 r.
„Utrzymaliśmy prognozę wzrostu gospodarczego Polski w tym roku na poziomie 4,0 proc. i jednocześnie obniżyliśmy szacunek na 2023 r. do 1,5 proc. z 3,5 proc. Zmiana w prognozie dla Polski nie różni się jednak znacząco od tych, które wprowadziliśmy dla innych krajów naszego regionu. W całym regionie obserwujemy, że pierwsza połowa tego roku była duża lepsza niż się spodziewaliśmy – konsumpcja poszła do góry, konsumenci wydawali oszczędności zgromadzone jeszcze w czasach pandemii, eksport radził sobie bardzo dobrze” – powiedziała PAP Biznes główna ekonomistka Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju Beata Javorcik.
Czytaj także: Fitch prognozuje techniczną recesję w polskiej gospodarce i obniżki stóp procentowych w 2023 roku >>>
„Niemniej teraz w całym regionie zaczynamy mocniej odczuwać efekty wojny i wysokiej inflacji, powoli będziemy też odczuwać efekty spowolnienia w Europie Zachodniej. W związku z tym dla większości krajów w regionie podwyższyliśmy prognozy na obecny rok i obniżyliśmy na 2023 r.” – dodała.
Regiony, w których działa Europejski Bank Odbudowy i rozwoju to Azja Centralna, Europa Centralna i państwa bałtyckie, Europa Wschodnia i Kaukaz, Europa Południowo-Wschodnia, kraje basenu Morza Śródziemnego (Egipt, Jordania, Liban, Maroko, Tunezja, Zachodni Brzeg i Gaza) oraz Turcja.
Głównym ryzykiem dla polskiej gospodarki kryzys energetyczny
W ocenie ekonomistki, głównymi ryzykami dla prognoz jest ewentualność wstrzymania dostaw gazu z Rosji do Europy, wymknięcie się inflacji spod kontroli, rosnące koszty obsługi długu i możliwe, kolejne fale uchodźców z Ukrainy.
Najistotniejszym ryzykiem dla polskiej gospodarki jest kryzys energetyczny, czyli wstrzymanie dostaw gazu z Rosji do Europy.
„Jeśli chodzi o dostawy gazu – Polska jest w trochę lepszej sytuacji niż np. Niemcy, ale jeżeli Rosja zakręci kurek, to bardzo mocno odbije się to na niemieckiej gospodarce i w konsekwencji – również na polskim eksporcie. Kolejnym ryzykiem jest to, że inflacja wymknie się spod kontroli. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że mniej więcej połowa inflacji CPI w Polsce to inflacja bazowa” – powiedziała Javorcik.
„Trzecim ryzykiem jest to, że zwiększy się koszt obsługi długu publicznego. Już kilka krajów stało się z tego powodu niewypłacalnych i zwróciło się do MFW o pomoc. Jeżeli takie domino pójdzie dalej i będziemy mieć kryzys na rynkach wschodzących, podwyższy to koszty pożyczania dla wszystkich. Ryzykiem dla polskiej gospodarki jest też ewentualna, kolejna fala uchodźców – jeżeli zima będzie bardzo mroźna, a Rosja będzie nadal bombardować węzły energetyczne i Ukraina nie będzie w stanie zapewnić mieszkańcom ogrzewania domów, to można się spodziewać, że kolejni ludzie będą decydować się na opuszczenie kraju” – dodała.
Wysokie ceny energii
Jak wskazała główna ekonomistka EBOR, dużym wyzwaniem dla Europy Centralnej są wysokie ceny energii.
„To region bardzo uzależniony od gazu naturalnego i węgla. W przypadku Węgier 3/4 ogrzewania pochodzi z gazu naturalnego. W Polsce ta zależność jest stosunkowo mniejsza. Ceny gazu ziemnego są rekordowo wysokie, a ceny węgla choć niższe niż w marcu, nadal utrzymują się na wysokim poziomie” – powiedziała.
„Mocne uzależnienie Europy Środkowej od gazu ziemnego i rekordowo wysokie ceny tego surowca obniżają konkurencyjność regionu w stosunku do krajów, gdzie gaz ziemny jest dużo tańszy. Ponadto, kraje Europy Centralnej są mocno włączone w europejskie łańcuchy dostaw, których centrum znajduje się w Niemczech. Spowolnienie w niemieckim przemyśle odbije się więc na eksporcie z Europy Centralnej” – dodała.
Inflacja będzie dalej rosła
Zdaniem Javorcik, obserwowane, mocne wzrosty cen producenta jeszcze nie wszędzie przełożyły się na ceny detaliczne – wysoki PPI będzie w kolejnych miesiącach wpływał na wzrost wskaźnika CPI.
„W krajach, w których działamy, obserwujemy, że ceny producentów PPI wrosły dużo bardziej niż inflacja CPI. Sugeruje to, że wyższe koszty produkcji jeszcze nie przełożyły się na ceny detaliczne. To kolejne potwierdzenie, że czekają nas kolejne wzrosty inflacji. W niektórych krajach te różnice są ogromne, jak np. w Rumunii czy Bułgarii, w Polsce ta rozbieżność nie jest aż tak duża, ale niemniej jednak istnieje” – powiedziała ekonomistka.
„W Polsce detaliczne ceny prądu nie zmieniły się znacząco, na Węgrzech praktycznie w ogóle, w krajach Bałtyckich poszły mocno w górę – tam ceny detaliczne szybko reagują na wzrosty cen surowców energetycznych, stąd inflacja w tym krajach wynosi powyżej 20 proc. W Polsce ceny detalicznie jeszcze nie odzwierciedlają prawdziwych kosztów, społeczeństwo jeszcze nie odczuło zmian cen energii, te wzrosty dopiero nastąpią. Oczywiście mamy tzw. Tarczę Antyinflacyjną, to pomaga, ale w momencie kiedy tarcza zostanie wycofana, inflacja znowu mocno wzrośnie” – dodała.
Inflację podbijać będą też rosnące ceny żywności
W ocenie ekonomistki, inflację podbijać będą też rosnące ceny żywności.
„Mimo tego, że obserwujemy spadek cen pszenicy w stosunku do marca, rynek prognozuje, że cena tego surowca będzie wyższa pod koniec 2023 r. – to potwierdza, że problem wysokich cen żywności jeszcze nie minął. Jest to oczywiście związane z niepewnością co do sytuacji na Ukrainie – czy zasiewy odbędą się, czy zboże będzie eksportowane, a także z wysokimi cenami nawozów, które przełożą się na niższe plony na świecie” – powiedziała.
„Jeśli chodzi o rynek pracy, w tym momencie w Polsce nie widać oznak spirali płacowo-cenowej – choć taka spirala widoczna była do lata. Tutaj Polska różni się np. od Węgier i Słowenii, gdzie płace realnie wciąż rosną” – dodała.
Javorcik wskazuje, że szczyt inflacji w Polsce nastąpi zapewne zimą.
„Inflacja w Polsce jeszcze wzrośnie, być może nie dramatycznie. Zimą, w sezonie grzewczym, pewnie zobaczymy jej szczyt” – prognozuje ekonomistka.
Wydatki fiskalne powinny być bardziej precyzyjne
Główna ekonomistka EBOR oceniła, że w czasie kryzysu działania w ramach polityki fiskalnej często są zbyt szerokie, a decyzje rządów krótkowzroczne.
„Negatywnym trendem w wielu krajach jest to, że rządy działają myśląc tylko o krótkim okresie, nie biorąc pod uwagę długookresowych kosztów swojej polityki. (…) Często koszty działań fiskalnych są przerzucane na konkretne sektory gospodarki, jak np. wakacje kredytowe w Polsce. Takie rozwiązanie dla gospodarstw domowych, które chwilowo znajdują się w trudnej sytuacji lub rata kredytu przekracza znaczną część ich dochodu, jest jak najbardziej uzasadnione. Dużo mniej uzasadnione są jednak wakacje kredytowe dla wszystkich” – powiedziała.
„Mimo, że wydaje się, że to rozwiązanie nic nie kosztuje budżetu państwa, to koszty kredytów w przyszłości dla wszystkich mogą pójść w górę, gdyż banki będą starały sobie rekompensować straty. Z drugiej strony kredytobiorcy mogą bardziej lekkomyślnie podchodzić o brania pożyczek licząc na to, że w razie kolejnego kryzysu rząd przyjdzie z pomocą. Pomoc fiskalna wydaje się zatem skierowana do zbyt szerokiego grona odbiorców. Podobnie jest z cenami energii – trzeba pomagać najuboższym, ale zerowanie VATu dla wszystkich nie jest uzasadnione” – dodała.
Javorcik podkreśliła też, że w czasach kryzysu podejście krajów do zadłużenia bardzo się zmieniło – wyższy poziom długu publicznego stał się akceptowalny i wydaje się, że tak już zostanie.
„Bardzo zmieniło się podejście do długu publicznego. W 'nowej rzeczywistości’ wszelkie hamulce, jeśli chodzi o zadłużanie się, zniknęły. Dużo wyższy poziom długu publicznego stał się akceptowalny i wydaje się, że tak już zostanie. Oczywiście ten dług, poprzez inflację, będzie mniej bolesny, bo inflacja zmniejszy wielkość długu w stosunku do PKB. Największą bolączką jest jednak nie samo zadłużanie, ale to, że pieniądze nie zawsze są wydawane w dobry sposób – rządy patrzą na to, co potrzebne jest w tym momencie, ignorując długoterminowe skutki tych wydatków. To krótkowzroczność, która cechuje teraz polityków na całym świecie” – powiedziała.
„’Windfall tax’ to rozwiązanie, które jest bardzo popularne z politycznego punktu widzenia, i któremu trudno się oprzeć. Pieniądze gdzieś znaleźć trzeba, a w momencie kryzysu nie jest to łatwe. Nałożenie takiego podatku na spółki Skarbu Państwa może jednak oznaczać, że przyszłości trzeba je będzie dofinansować z budżetu Państwa” – dodała.