Dużo nowych miejsc pracy, niski wzrost wydajności i płac

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Amerykańscy przedsiębiorcy tworzą dużo nowych miejsc pracy, lecz wzrost wydajności pozostaje na niskim poziomie, co trzyma w ryzach wynagrodzenia. Nie ma zagrożenia nagłego przyspieszenia inflacji. Fed nie musi spieszyć się z podwyżkami stóp. Nastroje na rynkach są nadal dobre. Złoty utrzymuje zyski i będzie dalej się umacniać.

Lipiec był kolejnym świetnym miesiącem na amerykańskim rynku pracy. Liczba nowych etatów stworzonych poza rolnictwem wyniosła 255 tys., o 75 tys. przewyższając medianę prognoz ekonomistów. O dodatkowe 18 tys. na korzyść zrewidowano dane za dwa poprzednie miesiące. Średnia za 3 miesiące, pomimo bardzo słabego wyniku w maju (24 tys. nowych miejsc pracy), pozostała zatem blisko 200 tys., co na tym etapie cyklu koniunktury i długości trwania ożywienia jest doskonałym wynikiem. W sektorze prywatnym w lipcu wykreowano 217 tys. miejsc pracy wobec oczekiwanych 170 tys. Stopa bezrobocia pozostała na poziomie 4,9 proc. Oczekiwano spadku, ale na rynek powróciło ponad 400 tys. poszukujących zatrudnienia – skąd pogorszenie tej statystyki.

Piątkowe dane wskazują na pełne wykorzystanie zasobów pracy. Taka sytuacja utrzymuje się już dobre kilkanaście miesięcy. Pod względem wykorzystania tego czynnika produkcji amerykańska gospodarka pracuje na pełnych obrotach. Nadal jednak nie przekłada się to na przyspieszenie dynamiki wynagrodzeń. W lipcu płace podniosły się o 0,3 proc. m/m i 2,6 proc. r/r – tak jak w czerwcu. Problemem jest wciąż niski wzrost wydajności, co uniemożliwia silniejsze podwyżki.

Bacznie obserwowany odsetek zatrudnionych do populacji ogółem (participation rate) wzrósł w lipcu do 62,8 proc. Na początku roku było to już 63,0 proc. Niski wynik odzwierciedla strukturalną zmianę, która jest efektem wyższego stopnia skolaryzacji, późniejszego wchodzenia na rynek pracy, a także spadku udziału kobiet wśród zatrudnionych. W lipcu odnotowano natomiast wzrost – do 59,7 proc. – stopy zatrudnienia (employment ratio). Liczba mieszkańców USA nieuwzględnianych w raporcie obniżyła się, drugi miesiąc z rzędu, o 184 tys. do 94,33 mln osób. To kolejny mocny punkt raportu. Oznacza to, że wzrost stopy bezrobocia nie wynika z wypadnięcia ze statystyk osób zniechęconych poszukiwaniami, ale większej ilości na nowo poszukujących zatrudnienia. Firmy zasysają kolejnych pracowników, którzy wcześniej byli zawodowo bierni. Za Oceanem trwa rynek pracownika, choć nadal trudno przeforsować podwyżkę wynagrodzenia.

Z tego też powodu piątkowe dane, choć świetne, nie wskazują na konieczność przyspieszenia decyzji o podwyżce stóp procentowych. Reżim niskiego wzrostu wydajności czynników produkcji (pracy) oraz podwyższonych premii płaconych za wysoką wiarygodność emitenta (utrzymujący niskie rentowności najbezpieczniejszych obligacji), w którym znajduje się amerykańska gospodarka, trwa. A jeśli tak, nie ma konieczności podnoszenia oprocentowania banku centralnego. Wysoka inflacja nie jest zagrożeniem. Mówiąc krótko, nie ma co jej wywołać.

Mimo wszystko Fed może chcieć w bardzo powolnym tempie stopy podnosić, by w przyszłości mieć arsenał oddziaływania w sytuacji pogorszenia warunków ekonomicznych. Dlatego nie można wykluczyć, że zdecyduje się podnieść oprocentowanie w minimalnym stopniu, o 25 pkt bazowych, na ostatnim posiedzeniu w 2016 r., w grudniu. Wcześniej odbywają się jeszcze dwa spotkania przedstawicieli Fed, we wrześniu (1,5 miesiąca przed wyborami) oraz w listopadzie.

Co zatem dalej z dolarem? Ponieważ publikacja jest czynnikiem nico przybliżającym perspektywę wzrostu oprocentowania, dolar może w reakcji na nią jeszcze bardziej się umocnić. W tym momencie nie można jednak powiedzieć, że będzie to trwała tendencja i dojdzie do wybicia kursu EU/USD z trendu bocznego, tj. spadku poniżej 1,05.

Damian Rosiński,
Dom Maklerski AFS