Czy Emmanuel Macron będzie w stanie rządzić państwem?
Pięć kluczowych wniosków po pierwszej rundzie wyborów we Francji
- W odróżnieniu od Brexitu i wyborów prezydenckich w USA sondaże we Francji okazały się bardzo trafne. Użyta metoda (dobór kwotowy oraz zastosowanie korekt) umożliwiła zredukowanie marginesu błędu do minimum.
- Front Narodowy (FN) stracił poparcie w porównaniu do pierwszej rundy wyborów regionalnych z 2015 roku (21,3% wobec 28%).
- W systemie zdominowanym od dekad przez dwie partie (Socjalistów PS i Les Républicains), Macron powtórzył wyczyn Generała Charles De Gaulle’a, prowadząc trzecią polityczną siłę do zwycięstwa.
- Struktura głosów na założyciela partii En Marche wskazała na kilka kluczowych zmian wobec poprzednich wyborów. Macron wygrał w regionach, w których głęboko zakorzeniona jest chrześcijańska demokracja, ale także w historycznych bastionach PS, takich jak departament Puy-de-Dôme oraz w miastach, które charakteryzują się większym udziałem wyższej klasy średniej.
- Największym ryzykiem dla inwestorów w 2017 roku jest fakt, że zbyt wielką uwagę poświęcili oni zagrożeniom natury politycznej. Jak wskazały wybory w Austrii, Holandii i Francji, obawy te zostały wyolbrzymione przez rynki w ostatnich miesiącach.
Zwycięzca drugiej rundy jest już znany
Emmanuel Macron zostanie kolejnym prezydentem Francji. Obecnie sondaże dają mu 60% poparcia wobec 40% w przypadku Marine Le Pen, liderki FN. Istnieje jednak ryzyko, że przewaga Macrona zmniejszy się wraz ze zbliżaniem się do drugiej rundy wyborów. Jest to kluczowy czynnik, który nie został jeszcze w pełni wliczony w ceny. Jeśli tak by się faktycznie stało, to mogłoby to zwiększyć napięcie na rynkach francuskich aktywów i przede wszystkim zwiększyć spread francuskich obligacji. Mimo to nieformalny alians przeciwko Le Pen, zawiązany przez partie mainstreamu, powinien oznaczać pewne zwycięstwo kandydata En Marche. Byłoby jednak błędem porównanie poparcia dla Emmanuela Macrona wobec tego, które uzyskał Jacques Chirac w 2002 roku (w drugiej rundzie przeciwko ojcu Marine Le Pen, ówczesnym liderze FN), ponieważ w międzyczasie mieliśmy do czynienia z kryzysem finansowym (2007 rok) oraz tak zwaną strategią “dediabolizacji”, prowadzoną przez FN od 2011 roku, dzięki której partia znacznie zwiększyła swój elektorat.
Marine Le Pen nie przekroczy szklanego sufitu. Po otrzymaniu 7,7 miliona głosów w pierwszej rundzie, przy spodziewanej frekwencji w okolicach 81,5% w drugiej rundzie (średnia frekwencja od 1958, czyli roku, w którym po raz pierwszy zastosowano bezpośrednie powszechne głosowanie w wyborach prezydenckich we Francji), FN potrzebowałby 10 milionów dodatkowych głosów, aby wygrać, co wydaje się obecnie nieprawdopodobne. Obecne szacunki wskazują na to, że kandydatce radykalnej prawicy będzie brakować 2-3 milionów głosów, aby przekroczyć próg 50%.
Jedyną niewiadomą jest udział osób, które zrezygnują z oddania głosu. Może on być wyższy niż średnia na poziomie 20%. Jednak frekwencja musiałaby obniżyć się do historycznego dołka na poziomie 50%, aby Marine Le Pen mogła zacząć poważnie myśleć o pokonaniu Emmanuela Macrona. W takim przypadku potrzebowałaby ona tylko 12 milionów głosów, aby wygrać. Taki spadek frekwencji jest jednak mało prawdopodobny, ponieważ najniższa frekwencja od 1958, zanotowana w 1969, wyniosła 68,85%.
Kluczowe są wybory parlamentarne zaplanowane na 11 i 18 czerwca
Kluczowym pytaniem dla Francji jest to, czy Emmanuel Macron uzyska większość w parlamencie niezbędną do wdrożenia jego programu reform. Do wyborów parlamentarnych dojdzie 11 i 18 czerwca. Istnieją cztery możliwe scenariusze:
- Zdobywa większość absolutną (289 miejsc): Zgodnie z duchem Konstytucji Piątej Republiki (założonej w 1958 roku) i reformą konstytucyjną z września 2000 r., większość w parlamencie byłaby wynikiem wsparcia En Marche, części PS, członków UDI i zwolenników Alaina Juppé. Umożliwiłoby to wdrożenie zapowiadanych reform. Taki scenariusz zakłada wielki entuzjazm wokół Macrona (na co nie wskazał jednak wynik w pierwszej rundzie wyborów), wsparcie ze strony PS oraz podziały w Les Républicains, co nie wydaje się wysoko prawdopodobne.
- Zdobywa większość względną: To nasz scenariusz bazowy. Z uwagi na fakt, że Macron i jego rząd nie zdobędzie większości absolutnej w Zgromadzeniu Narodowym, francuskim odpowiedniku Izby Reprezentantów, nowy prezydent Francji będzie musiał walczyć o poparcie w przypadku każdej inicjatywy legislacyjnej. Macron może osiągnąć swoje cele, ponieważ dochodzą pewne sygnały, że niektórzy prominentni członkowie Les Républicains mogliby go wesprzeć. W takim przypadku premierem musiałby zostać wprawny negocjator, na przykład poseł PS i Sekretarz Generalny En Marche, Richard Ferrand. Byłaby to wyjątkowa, ale nie nowa sytuacja w historii Piątej Republiki, ponieważ z podobnymi okolicznościami musiał się zmierzyć socjalistyczny premier Michel Rocard w okresie 1988-1991. W tamtym czasie mógł on liczyć na wsparcie centrystów, podczas gdy Partia Komunistyczna zgodziła się na pozostanie neutralną. Korzystał on także bardzo często z Artykułu 49-3. Jest to mechanizm gwarantowany przez konstytucję, który sprawia, że rząd ponosi odpowiedzialność za ustawodawstwo przyjęte automatycznie, chyba że co najmniej 58 posłów złoży wniosek o wotum nieufności będący następnie przyjęty przez 289 posłów (absolutna większość). W takim przypadku rząd musi zrezygnować, co nie zdarzyło się od 1963 roku. Dlatego też, mimo braku absolutnej większości, w okresie 1988-1991 udało się przeprowadzić głębokie reformy, takie jak wprowadzenie CSG (składki społecznej), ponowne wprowadzenie ISF (podatku majątkowego) oraz wprowadzenie RMI (ulg dla osób poszukujących pracy), które zostały przeforsowane w 1988 roku ze wsparciem RPR (partii konserwatywnej) i UDF. Konstytucja Francji jest zaprojektowana w ten sposób, aby nawet rząd ze względną większością był w stanie przeprowadzić reformy. Dlatego też jest bardzo prawdopodobne, że Emmanuel Macron będzie prezydentem, który wprowadzi choć część zapowiadanych reform.
- Rząd koalicyjny z Les Républicains i/lub UDI: Jest to z pewnością drugi najbardziej prawdopodobny scenariusz. Oznaczałoby to czwarty rząd koalicyjny od 1958 roku. Zamiast zostania “republikańskim monarchą”, Macron zostałby sprowadzony do roli prezydenta z ograniczoną władzą i z pewnością nie miałby szans na przeprowadzenie swoich ambitnych reform gospodarczych. Miałby kompetencje w kilku sferach (obronność i polityka zagraniczna), ale dużo mniejszą rolę w polityce wewnętrznej.
- Bałkanizacja Zgromadzenia Narodowego: Jest to najgorszy scenariusz, który ma małe szanse na zmaterializowanie się, choć wyniki pierwszej rundy wyborów prezydenckich mogłyby na to wskazywać. Czterech głównych kandydatów otrzymało bowiem po około 20%, co mogłoby wskazywać na cztery równie silne grupy parlamentarne oraz niestabilność polityczną przypominającą czasy Czwartej Republiki. To założenie jest jednak błędne. Na przykład popularność Jean-Luca Mélenchona nie przekłada się na poparcie dla Front de Gauche lub partii komunistycznej, która potrzebuje pomocy ze strony PS, aby przeforsować swoich kandydatów do parlamentu. Dodatkowo, zasada proporcjonalności w wyborach parlamentarnych oznacza, że FN nie zdoła wprowadzić w wyborach wielu kandydatów (obecnie posiada tylko dwóch przedstawicieli).
Christopher Dembik
Saxo Bank