Czarny wtorek dolara
Wtorek upłynął pod znakiem wyprzedaży amerykańskiego dolara. Tracił on zarówno do głównych waluty, jak i tych mniej znaczących. W efekcie indeks dolarowy znalazł się na najniższym poziomie od 7 miesięcy. I to prawdopodobnie nie koniec jego spadków.
Dolar tracił na wartości w relacji do większości walut. Kurs EUR/USD wzrósł do 1,3951, poziomu nieoglądanego od połowy marca. Na dwumiesięcznym minimum znalazła się para USD/CHF, po tym jak spadła do 0,8720 zł. Kurs GBP/USD wybił się do 1,6992, testując najwyższe poziomy od sierpnia 2009 roku. Notowania USD/PLN spadły do 3,0111 zł, co jest najniższym poziomem od miesiąca. Na jednomiesięcznych minimach znalazły się też kursy USD/JPY i USD/CAD.
Przecena dolara nie miała jednego konkretnego fundamentalnego powodu. Owszem w przypadku GBP/USD impulsem do silnej zwyżki był lepszy od prognoz kwietniowy odczyt indeksu PMI obrazującego koniunkturę w brytyjskim sektorze usług (wzrost w kwietniu do 58,7 z 57,6 pkt., przy prognozowanej stabilizacji na poziomie 57,6 pkt.). Jednak już w pozostałych przypadkach takich bezpośrednich powodów brakowało. Dlatego należy sądzić, że deprecjacja dolara była opóźnioną odpowiedzią na to co stało się w ostatni piątek. Wówczas, pomimo mocny danych z amerykańskiego rynku pracy, które mówiły o spadku stopy bezrobocia do najniższego poziomu od 5,5 roku (6,3%) oraz o dużo wyższym od prognoz wzroście zatrudnienia w sektorze pozarolniczym (288 tys.), dolar umocnił się tylko na chwilę, po czym z zupełnie niezrozumiałych powodów zaczął tracić na wartości. Owszem można było to tłumaczyć tym, że dane były bardzo dobre, ale prawdopodobnie nie wpłyną jeszcze na decyzje FOMC ws. polityki monetarnej. Czy też niepokojącym spadkiem do 62,8% z 63,2% odsetka ludzi w USA w wieku produkcyjnym pracujących zawodowo. Nie zmienia to jednak faktu, że dane okazały się na tyle zaskakujące, że przynajmniej w piątek umocnienie dolara powinno mieć miejsce.
Na rynkach finansowych, podobnie jak w piłce nożnej, niewykorzystane sytuację lubią się mścić. I dziś się one zemściły. Wydaje się, że inwestorzy doszli do wniosku, że skoro tak mocne „figury” z USA nie są w stanie umocnić „zielonego”, to ten będzie się osłabiał. W tej sytuacji jego sprzedaż była jedynym racjonalnym wyjściem.
I to prawdopodobnie nie koniec jego przeceny. Przynajmniej jeżeli oceniać to przez pryzmat analizy technicznej. Kurs EUR/USD po wybiciu ponad 1,3905, otworzył sobie drogę do strefy oporu 1,3966-1,4000 dolara. Tu być może nastąpi kres zwyżki. Jeżeli jednak ten ostatni psychologiczny opór padnie, to powyżej niego powinno znajdować się na tyle dużo zleceń obronnych stop loss, których realizacja ma szansę w krótkim czasie wywindować euro jeszcze o 100 pipsów wyżej.
Droga do dalszej zwyżki jest szeroko otwarta w przypadku GBP/USD. Szczególnie, że psychologiczny poziom 1,70 nie ma tak dużego znaczenia jak 1,40 na EUR/USD. W odróżnieniu od EUR/USD ruch do góry jest też w pełni wspierany przez czynniki fundamentalne. A opór na 1,7042 z 2009 roku nie stanowi już silnej bariery.
Dolar ma szanse mocno przecenić się wobec dolara australijskiego, po tym jak w piątek kurs AUD/USD zawrócił z poziomu dolnego ograniczenia ponad trzymiesięcznego kanału, kreśląc przy tym popytową formację młota, która to formacja została dziś potwierdzona przez mocny ruch do góry.
Wreszcie nie należy wykluczać osłabienia „zielonego” do złotego. Aczkolwiek w tym przypadku miejsca na spadki jest już relatywnie mało. Od ponad dwóch miesięcy USD/PLN pozostaje w kanale o lekko spadkowym nachyleniu. Jego dolne ograniczenie tworzy wsparcie na 2,99 zł, które współgra ze strefą wsparcia tworzoną przez grudniowy dołek na 2,9866 zł i psychologiczny poziom 3 zł. Górne ograniczenie opisywanego kanału tworzy zaś opór w okolicy 3,06 zł. Jego znaczenie wzmacnia lokalny szczyt z marca br. (3,0759 zł) i znajdująca się na 3,07 zł linia łącząca szczyty z lipca 2013 i lutego br. To nagromadzenie wzajemnie uzupełniających się wsparć i oporów sugeruje, że w najbliższym czasie nie ma co liczyć na wybicie, ani w jedną, ani w drugą stronę. Jest natomiast możliwy spadek do 3 zł, który poprzedzi późniejszy ruch w kierunku oporów.
Marcin Kiepas,
Admiral Markets