Bunt jako najwyższa wartość młodości…

Bunt jako najwyższa wartość młodości…
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Dla wielu osób mojego pokolenia Marek Hłasko był nie tylko pisarzem "wyklętym" (jakby to dziś nie brzmiało), ale i postacią wręcz kultową. Jego kolejne książki, zwłaszcza te przez dłuższy czas dostępne jedynie w publikacjach np. paryskiej "Kultury", czy krajowych wydawnictw drugiego obiegu (od końca lat 70.) obrastały legendami i wędrowały najczęściej w różnych kręgach z rąk do rąk.

Czy warto zatem po latach publikować tego typu teksty i czy odsłaniają nam one jakiś mniej znane oblicze „literackiego chuligana”, jak niektórzy (w tym jego ojczym) określali Marka Hłaskę na początku jego artystycznej drogi? – zastanawia się Wojciech Fułek.#MarekHlasko

Dość tajemnicze okoliczności jego śmierci, nigdy w pełni nie wyjaśnione do końca, tylko podsycały to zainteresowanie, podobnie jak trwający dwie dekady cenzorski zapis na nazwisko Hłaski w PRL.. Mimo to nawet tytuły jego książek weszły w swoim czasie do kanonu dość często przywoływanych do dziś sformułowań: „Pierwszy krok w chmurach”, „Piękni dwudziestoletni”, „Wszyscy byli odwróceni” czy „Następny do raju”, a pisarz doczekał się sporej grupy literackich epigonów i naśladowców.

Ogromna, pośmiertna popularność jego książek stanowiła nawet pewnego rodzaju czytelniczy fenomenem, którego skutkiem stała się też spora ilość opracowań biograficznych i przyczynkarskich, których bohaterem był nie tylko sam pisarz, ale i np. jego „gry miłosne”. Na rynku księgarskim pojawiały się kolejne edycje znanych już książek Hłaski, opublikowano też jego odnalezione, młodzieńcze próby literackie, teksty dziennikarskie czy  niedokończone fragmenty większych całości. Pojawiały się też i opracowania listów autora „Bazy Sokołowskiej”.

Ale kiedy ostatnio natrafiłem na cienki tomik, podpisany jego nazwiskiem, pod tytułem „Listy i pamiętnik”, okazało się, że ta skromna publikacja zawiera dość nietypowy, bo pochodzący z lat 1945-146, zbiór a cudem ocalałych listów do matki i ojczyma oraz zapiski w formie pamiętnika przyszłego pisarza, który wtedy miał zaledwie 11-12 lat! Pomyślałem, że taka pozycja może dziś zainteresować chyba wyłącznie zaprzysięgłych fanów Hłaski, historyków literatury czy wykładowców akademickich i ich studentów.

Bo cóż ciekawego można znaleźć w infantylnych zapiskach nieopierzonego kilkunastolatka, w którym nikt na pewno nie przeczuwał nawet rodzącego się dopiero pisarskiego talentu? I jeśli jeszcze listy rzucają trochę nowego światła, zwłaszcza na bliskie, emocjonalne relacje Hłaski z ojczymem, nazywanym przez niego Massą (bo te z matką -„Matczynką”, były już wcześniej dość dobrze udokumentowane i opisane), to niektóre fragmenty pamiętnika nastolatka jednak zadziwiają dziś pewną dojrzałością spostrzeżeń, wiedzą na temat otaczającego świata oraz świadomą autokreacją literacką, skierowaną do potencjalnego czytelnika tych wynurzeń.

Oczywiście można zrozumieć szybsze dorastanie do świata dorosłych dzieciaka z wojennymi doświadczeniami, ale tej – moim zdaniem – całkowicie przemyślanej literackiej kreacji własnej postaci na potrzeby przyszłego czytelnika intymnych przecież zapisków – nie da się już w żaden sposób wytłumaczyć inaczej, niż tylko artystyczną intuicją i świadomą grą z własnymi emocjami. To przedziwne, ale z tych pamiętnikowych, nieregularnych wpisów, naszpikowanych często dość banalnymi spostrzeżeniami i emocjonalnymi uniesieniami egzaltowanego nastolatka, powstaje jednak w rezultacie dość spójny obraz wrażliwego, młodego człowieka.

Zadziwia np. jego wiedza i stosunek do „wyzwoleńczej” Armii Czerwonej oraz sowieckiego systemu opresji, a główne fascynacje (np. lotnictwem) przetrwają przecież – jak wiemy – do końca życia. To młodzieniec, któremu daleko jeszcze do progu dorosłości, zafascynowany wspólnotową ideą harcerstwa (za chwilę je porzuci, wybierając drogę samotnika ), który jednak z drugiej strony potrafi już na tyle okiełznać słowa, aby budować z nich jasny przekaz, adresowany do nieokreślonego jeszcze czytelnika. W sposób przemyślany młody Hłasko kreuje przy tym postać autora jako głównego, nieskazitelnego bohatera tej pamiętnikowej opowieści, złożonej z poszarpanych fragmentów powojennej rzeczywistości.

Czy warto zatem po latach publikować tego typu teksty i czy odsłaniają nam one jakiś mniej znane oblicze „literackiego chuligana”, jak niektórzy (w tym jego ojczym) określali Marka Hłaskę na początku jego artystycznej drogi?

Ci, dla których książki pisarza dokumentują jakieś ważne, pokoleniowe przeżycie, i tak po ten cienki tomik sięgną, choćby z czystej ciekawości. Podobnie jak wszyscy „hłaskolodzy”, dla których będzie to z pewnością lektura obowiązkowa. Dla innych może on być z kolei ciekawym dokumentem z czasów inicjacji literackiej późniejszego znanego pisarza. Z kolei tym, którzy twórczości autora „Pętli” jeszcze nie znają – publikacji tej jednak nie polecam, bo na pewno nie od niej powinna się zacząć czytelnicza przygoda z tekstami Marka Hłaski. Ale, że wciąż warto po nie sięgać, mimo upływu lat, jest jednak dla mnie oczywiste. Nie tylko dlatego, że ich autor był notorocznym „buntownikiem z powodami”.

Marek Hłasko, Listy i pamiętnik, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2017, opracowanie i przygotowanie do druku – Radosław Młynarczyk