Brokuły z brukselką, czyli opieka na starość i emerytura w jednym

Brokuły z brukselką, czyli opieka na starość i emerytura w jednym
Jan Cipiur. Źródło: BANK.pl
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Poszperasz, a zawsze coś znajdziesz, mówią ludzie jeszcze starsi od nas. I rzeczywiście, w oceanie bieżących banałów trafił się druk pokryty kurzem. Jego autorzy ułożyli intrygę, jak lepiej radzić moglibyśmy sobie z rosnącymi kosztami szerzącej się po świecie ludzkiej starości.

Bojaźń na (politycznym) Zachodzie narasta, że wobec niechęci młodych do wybujałej prokreacji, będzie mniej rąk do pracy, a w związku z lepszymi warunkami życia i postępem medycyny, starców za to coraz więcej i wraz z nimi więcej kosztów.

Dwie dekady temu Mark Warshawsky (dziś senior fellow w American Enterprise Institute) zaproponował wespół z dwojgiem koleżeństwa badawczego (Christopher Murtaugh i Brenda C. Spillman) całkiem sprytne ominięcie bokiem zagwozdki finansowej związanej z wchodzeniem ludzi w lata i rosnącym z wiekiem zagrożeniem chorobami.

Ich publikacja pt. „In Sickness and Health: An Annuity Approach to Financing Long-Term Care and Retirement Income” (W chorobie i zdrowiu: rentowe podejście do finansowania opieki długoterminowej i dochodów emerytalnych) ukazała się w 2001 r. w The Journal of Risk and Insurance.

Obraz sytuacji jest z końca poprzedniego wieku, zarejestrowany został w USA, ale bez obawy o pomyłkę można śmiało założyć, że w Polsce jest dziś pod tym względem jeszcze gorzej niż było wtedy w Ameryce.

Dwuproduktowa polisa ubezpieczeniowa

A było tak, że w 1998 r. mediana dochodów małżeństwa w wieku ponad 65 lat wynosiła 23 000 – 33 000 dolarów rocznie, a w przypadku osób samotnych – 16 000 dol. Jakieś 3/4 emerytów miało ponadto dochody z poczynionych kiedyś inwestycji w akcje, obligacje i inne aktywa, ale były one skromne: mediana ok. 2 000 dol. Po drugiej stronie równania są koszty pobytu w prywatnym (Ameryka) domu opieki, które w zależności od standardu wynosiły wówczas od ok. 35 000 do 55 000 dolarów.

Znośnej, w razie czego, starości przy tej proporcji być nie może, a na tych, którzy w swoim czasie o swą przyszłość nie zadbali – podatnik łożyć interesu nie ma.

Politycy cierpią niesamowicie z powodu tej dużej rozbieżności (chyba, że zdobywają władzę wyłącznie dla niej samej), ponieważ dbać mają przecież o dobre zdrowie ludzi oraz o przedłużanie ich życia, a równocześnie dosypywać stale do systemów emerytalnych. W kalkulacjach wychodzi im zawsze, że już jedną taką srokę za ogon złapać bardzo trudno, a co dopiero poradzić sobie z dwiema.

Daje to ludowi asumpt do przypuszczeń, że dla każdego rządu najlepiej gdy chorowici i coraz słabsi starsi ludzie szybko udają się w stan spoczynku, najpierw zawodowego i wkrótce potem – wiecznego, ponieważ rząd oszczędza wtedy i na ochronie zdrowia, i na dokładaniu do emerytur.

M. Warshawsky et al. wymyślili, że znajdzie się na ten problem rada. Nie będzie to wprawdzie pastylka marzeń na raka i demencję zarazem – rano jedna, wieczorem druga i po strachu, ale ulżyć może.

Ich rozwiązaniem była dwuproduktowa polisa ubezpieczeniowa. Można byłoby pokrywać z niej koszty opieki nad sobą i czerpać dożywotnio pewne środki finansowe w stałej wysokości na utrzymanie na emeryturze (tzw. annuity).

Za pomysłem kryje się fortel związany z częściowym znoszeniem się dwóch rodzajów ryzyka co sprawia, że taka łączna polisa może być wyraźnie tańsza od dwóch oddzielnych.

Jeśli jej posiadacz ciężko zachoruje wcześniej niż pokazują tablice statystyczne, to wcześniej pojawią się wysokie koszty opieki, ale rośnie jednocześnie prawdopodobieństwo, że dość szybko umrze, więc sprzedawca polisy nie poniesie kosztów annuity. Jeśli natomiast ktoś pobierałby emeryturę przez bardzo długie lata, to najprawomocniej dlatego, że cieszył się świetnym zdrowiem i nie potrzebował nianiek.

Myślenie o starości do zmiany

Pomysł się nie przebił, nikt go nie próbował wdrożyć, mimo że ma wielu admiratorów wśród fachowców. Jednym z nich jest noblista z Yale prof. Robert J. Shiller. Ludzie są niechętni firmom ubezpieczeniowym, m.in. z powodu aneksów (drobnym drukiem), a firmy ubezpieczeniowe to najczęściej gargantuiczne molochy, gdzie innowacje mają do pokonania setki szczebli decyzyjnych.

Przede wszystkim jednak większość ludzi ma gdzieś przyszłość. Gdy czują lub sądzą, że żyją za młodu zbyt biednie, chcą to zmienić. Gdy jest im świetnie, chcą mieć jeszcze świetniej.

Podejście potencjalnych klientów najzgrabniej ujął cytowany przez The New York Times były urzędnik amerykańskiego Departamentu Skarbu Mark Iwry.

Załóżmy, że nie lubisz brokułów, powiedział. Załóżmy, że nie lubisz też brukselki. Czy polubiłbyś w takim razie sałatkę brokułowo-brukselkową?

Wniosek z tego, że rządy rozważyć powinny intensywne promowanie zieleniny, żebyśmy sałatkę „b-b” polubili tak, jak zasmakował nam kiedyś kebab.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.
Źródło: BANK.pl