Brak kredytu receptą na zmniejszenie stresu w kryzysie ekonomicznym?
Jan Bolanowski: Minęło 11 miesięcy od wybuchu wojny w Ukrainie. Rosnąca inflacja towarzyszy nam jeszcze dłużej. Czy można już powiedzieć, że Polacy przyzwyczaili się do życia w kryzysie?
Julia Kołodko: Z badań wynika, że w grudniu rzeczywiście nastroje Polaków zaczęły się poprawiać. Może nie drastycznie, ale trend spadkowy, że z miesiąca na miesiąc czuliśmy się coraz gorzej, został przerwany. Pytanie na jak długo, bo sytuacja jest wciąż zmienna i w ciągu najbliższych miesięcy może się wydarzyć wiele rzeczy, które wpłyną na nasze nastroje.
Czyli na dłuższą metę tak się funkcjonować nie da?
Organizm nie jest w stanie cały czas tak działać. I właśnie teraz przechodzimy od fazy silnego stresu do stresu chronicznego, do którego już przywykliśmy. Mamy taką chwilę na złapanie oddechu. Trochę się umościliśmy w tej nowej złej sytuacji, pieniędzy mamy mniej, zacisnęliśmy pasa, ale dajemy radę.
Pozytywne jest to, że mamy mniej do czynienia z paniką, ale jednak wiele osób żyje w permanentnym stresie. Ludzie obawiają się obniżek pensji, blisko 42% pracowników boi się zwolnienia. Pozytywne wydaje się natomiast, że aż 19% respondentów chce poszerzyć swoje kwalifikacje w kontekście poszukiwania nowej, lepszej pracy.
To dobrze, że podchodzimy do kryzysu proaktywnie i nie wchodzimy w mindset ofiary. Przynajmniej na razie.
Wiele zależy od tego, co się wydarzy w nowym roku. Bo ta poprawa nie jest duża i jeśli rzeczywiście główną przyczyną były rodzinne święta, to teraz może okazać się, że portfel jest pusty, bo więcej wydaliśmy na Boże Narodzenie.
Czytaj również: Jeśli uniknie katastrofy, nasz świat nie zwolni marszu naprzód
Można coś na to zaradzić?
Do pewnego stopnia. Są rzeczy, na które nie mamy wpływu. Nie wyzerujemy z dnia na dzień inflacji, nie zakończymy wojny w Ukrainie. Na to nic nie poradzimy, ale możemy wpływać na własną sytuację. Postarać się zoptymalizować swój budżet domowy.
W miarę możliwości spłacić pożyczki, a na pewno nie brać nowych, bo posiadanie kredytu jest niezwykle stresogenne i pogarsza jakość życia. Powinniśmy też zadbać o nasze zdrowie, spędzać czas na łonie przyrody, spotykać się z bliskimi.
Bardzo ważne jest również, by starać się podejmować racjonalne decyzje z myślą o przyszłości. Jako ludzie i tak mamy dużą tendencję do koncentrowania się na chwili bieżącej, a stres, gdy nastawiamy się na przetrwanie, jeszcze to nasila.
Dlatego możemy np. odkładać kosztowną wizytę do lekarza, albo przeciwnie wydać zbyt wiele na prezenty, bo liczy się tu i teraz. Tymczasem należałoby rozszerzyć horyzont czasowy, przez który patrzymy na przyszłość, i zmienić perspektywę.
Kryzysy zdarzają się średnio mniej więcej raz na 30 lat, więc nie jesteśmy pierwszym pokoleniem, które coś takiego przeżywa. Rzeczywiście długo żyliśmy w relatywnym komforcie, ale musimy mieć świadomość, że nawet abstrahując od wojny w Ukrainie, czekają nas teraz turbulentne czasy.
Jest nas za dużo na planecie, nasila się problem globalnego ocieplenia i zaczynają kończyć się zasoby. Trudno liczyć na to, że zawsze będą komfortowe czasy. Ale nie traktujmy tego osobiście, że ktoś zniszczył nam życie. W życiu są upadki i wzloty, ale nic nie trwa wiecznie i za jakiś czas ta faza minie i będzie lepiej.
Czytaj również: Sławomir Dudek: jak daleko, jak blisko Polsce do kryzysu greckiego?
Czy ja dobrze rozumiem, że są dwie takie skrajne strategie, że albo wszystkiego sobie odmawiamy i zaciskamy pasa, żeby przetrwać, albo kupujemy bez umiaru zgodnie z ideą carpe diem. I między tymi dwiema skrajnościami przeskakujemy jak wskazówka kamertonu?
Trochę tak, choć dużo zależy od tego, jak nas wychowano, jaki mamy temperament i osobowość. Ale rzeczywiście, jeśli cały czas sobie czegoś odmawiamy, to kiedyś w końcu przychodzi zmęczenie i potrzeba odreagowania. U jednych to następuje szybciej, u innych później.
Można też powiedzieć, że silna wola, opanowanie, samoregulacja to są takie zasoby mentalne, które w pewnym stopniu są limitowane. Trochę podobnie jak z siłą mięśni, jeśli długo ćwiczymy, to energia nam się kończy i mięśnie muszą odpocząć. Podobnie jest z naszą zdolnością do wyrzeczeń, to jest konkretny wysiłek.
Jako osoby dorosłe jesteśmy w stanie przez jakiś czas żyć bardzo oszczędnie, ale większości osób się w końcu przeleje. Myślę, że jeśli sytuacja nie zacznie się poprawiać w ciągu najbliższych kilku miesięcy, maksymalnie do roku, to może przyjść druga fala frustracji.
Trochę analogicznie, jak to było podczas trzeciej i czwartej fali pandemii, kiedy przyszło zmęczenie izolacją i najbardziej pogorszyły się wskaźniki zdrowia psychicznego Polaków.
Teraz też, jeśli nie zobaczymy światła w tunelu, to mogą pojawić się poważne skutki, czy to w formie depresji i innych problemów mentalnych, czy też może w postaci wściekłości na rząd i protestów na ulicach.