Bankowość i finanse | Wywiad miesiąca | Wierzę w europejskie inicjatywy

Bankowość i finanse | Wywiad miesiąca | Wierzę w europejskie inicjatywy
Adam Góral. Fot. Justyna Radzymińska – https://www.justynaradzyminska.com
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
W biznesie łączą się kapitały zbliżone do siebie. Prawdopodobieństwo podjęcia współpracy przez giganty technologiczne z niewielkimi firmami jest bliskie zeru. Obecnie Europejczycy mogą być partnerem dla Stanów Zjednoczonych, Chin czy Indii jedynie pod warunkiem współdziałania, co z kolei wiąże się z silniejszą integracją – mówi Adam Góral, założyciel i prezes zarządu Asseco Poland SA. Rozmawiał z nim Paweł Minkina.

Czy i jak Europa może włączyć się w globalny wyścig technologiczny?

– Ostatnie miesiące pokazują nam smutną prawdę, że zależności informatyczne niestety mogą stać się kartą przetargową w polityce międzynarodowej. Niby to rozumieliśmy, bo nasza zależność od informatyki trwa kilkadziesiąt lat, ale to, co się wydarzyło ostatnio sprawiło, że my – Europejczycy, zaczęliśmy się nad tym zastanawiać. Prawda jest taka, że w technologiach jesteśmy w ogromnym stopniu uzależnieni od dostawców spoza Europy. Powinniśmy spojrzeć rozsądnie, wspólnie rozważyć co należałoby zrobić, żeby sukcesywnie, krok po kroku, niwelować tak skrajny poziom zależności, bez względu na to, od kogo jesteśmy uzależnieni.

Proszę zwrócić uwagę: infrastruktura prawie całkowicie pochodzi z zewnątrz. W telekomunikacji radzimy sobie jako tako w łączności klasycznej, podczas gdy łączność satelitarna jest dostarczana przez państwa spoza kontynentu. Spójrzmy na obszar software: systemy operacyjne, bazy danych, systemy chmurowe, narzędzia programistyczne – wszystko to nie jest nasze. Jednym z czynników powodzenia w biznesie jest możliwość wyboru alternatywnego dostawcy w sytuacji, gdyby negocjacje z dotychczasowym nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. W krótkoterminowej perspektywie nie jestem niestety optymistą, niemniej pod wpływem nadmiarowego egoizmu gospodarczego ekipy Donalda Trumpa przedstawiciele państw europejskich zaczęli stawiać pytania dotyczące potencjalnych konsekwencji możliwych zależności.

Czy możemy coś z tym zrobić, czy Asseco ma pomysł na taką sytuację?

– Czy znajdziemy sobie na nowo miejsce w takich obszarach, jak system operacyjny, baza danych czy narzędzia programistyczne? Nie jestem zbytnim optymistą. Poszczególne rynki same w sobie nie są wystarczające, żeby budować przeciwwagę wobec współczesnych potentatów. Nie zmienia   faktu, że osobiście chciałbym, aby udało się zrealizować ambitny projekt uniezależniania się technologicznego, żebyśmy do niego przyciągnęli jak najwięcej kompetentnych ludzi i podmiotów. Głęboko wierzę, że będziemy budowali inicjatywy europejskie i chciałbym, żeby Asseco w nich uczestniczyło. Mamy w miarę rozpoznawalny brand, szóstą pozycję wśród producentów oprogramowania w Europie, co nas predestynuje do udziału w tym bezprecedensowym wyścigu, który będzie trwał najpewniej nawet kilkadziesiąt lat. Pragnę podkreślić: nie chodzi o to, żeby nie kupować amerykańskich produktów, tylko żeby mieć alternatywę, gdyby warunki oferowane przez dostawcę z USA były z tych czy innych powodów mało atrakcyjne. Po to stworzyliśmy biuro w Brukseli, żeby być blisko tych inicjatyw, które wyzwalałyby Europę ze skrajnych zależności.

Osobiście nigdy nie chciałem, żebyśmy się porywali na wielkie wizje, ale w ostatnim czasie powiedziałem moim pracownikom, że być może właśnie przyszedł na to czas. Oczywiście mamy wspólnie problem organizacji Unii Europejskiej. Jestem bardzo proeuropejski. Asseco jest świetnym przykładem integracji małych i średnich podmiotów w mikroskali, po to, żeby budować partnera dla wielkich. W biznesie, ale i w życiu łączą się kapitały zbliżone do siebie. Prawdopodobieństwo podjęcia współpracy przez giganty technologiczne z niewielkimi firmami jest bliskie zeru, choć pojedyncze przypadki zapewne będą się pojawiały. Obecnie Europejczycy mogą być partnerem dla Stanów Zjednoczonych, Chin czy Indii jedynie pod warunkiem współdziałania, co z kolei wiąże się z silniejszą integracją.

Ale w przypadku wybranych rozwiązań informatycznych jesteśmy chyba jednak zmuszeni do budowy własnej infrastruktury, np. w zakresie technologii chmurowych.

– Od dawna o tym mówię, nie możemy bezrefleksyjnie iść w pełną zależność. W związku z tym budujemy Asseco Cloud, taką mikro chmurę europejską. Mamy Asseco Cloud w Polsce, na Słowacji, w Czechach, przygotowujemy też podstawy dla naszej obecności na Bałkanach, bo pokrywamy naszym zasięgiem wszystkie kraje bałkańskie. Oczywiście ta chmura w relacji z potentatami, którzy zarabiają nieprawdopodobne pieniądze, prezentuje się jak mała firma, ale od czegoś trzeba zacząć.

Prawda jest taka, że w technologiach jesteśmy w ogromnym stopniu uzależnieni od dostawców spoza Europy. Powinniśmy spojrzeć rozsądnie, wspólnie rozważyć co należałoby zrobić, żeby sukcesywnie, krok po kroku, niwelować tak skrajny poziom zależności, bez względu na to, od kogo jesteśmy uzależnieni.

Ta sama myśl przyświecała nam w roku 1991, kiedy zaczęliśmy budować system informatyczny dla banków. Wtedy też słyszałem, że robimy rzeczy niepotrzebne, że się nie uda, tymczasem, gdyby nie nasze ówczesne ambicje, dziś nie byłoby Asseco. Nasza siła polega na wierze, że tu, w Europie Środkowej, jesteśmy w stanie budować aplikacje, które nadążą za światem, że wygranym nie zawsze musi być rynkowy standard, pochodzący z innych krajów. W ten sposób zagospodarowaliśmy wyjątkową niszę, wykształciliśmy mnóstwo fachowców, którzy fenomenalnie rozumieją banki, zakłady ubezpieczeń czy inne segmenty rynku finansowego. Tę szansę dała mi Polska, dały mi polskie banki, na początku małe, później coraz większe.

Dziś, gdy na młodych polskich przedsiębiorców wielu patrzy jako na niedojrzałych marzycieli, nie do końca rozumiejących złożoność mechanizmów funkcjonowania gospodarki, podkreślam, że powinniśmy dawać im szanse i otwierać perspektywy. Głęboko wierzę, że obecne niepokoje, związane z jednostronną zależnością technologiczną, nie doprowadzą do zdeprecjonowania relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Pasujemy do siebie kulturowo i mam nadzieję, że mamy do czynienia tylko z chwilowym nieporozumieniem, w konsekwencji zależność, trwająca kolejne lata, nie przyczyni się do zaburzenia funkcjonowania naszych państw.

Obszar technologii to również rywalizacja w kontekście cyberbezpieczeństwa.

– Tak i wracając chociażby do wspomnianej chmury, każde z państw musi wykazywać ostrożność, jeśli chodzi o przekazywanie danych do chmury publicznej, a informacje kluczowe dla bezpieczeństwa państwa w ogóle nie powinny tam trafiać. Powinniśmy rozwijać zespoły ekspertów z obszaru cyberbezpieczeństwa. Podam tylko jeden przykład: kilka lat temu zamierzaliśmy wprowadzić nasze rozwiązanie bankowe na rynek amerykański, z technologicznego punktu widzenia byliśmy przygotowani, korzystaliśmy ze wsparcia profesjonalnej firmy konsultingowej. Analizy przez nią poczynione wykazały, że Amerykanie nie byli liderami w segmencie aplikacji mobilnych, mimo ich gigantycznego zaangażowania w różnego rodzaju startupy. Rzecz w tym, że technologia na tyle wyprzedziła obowiązujące regulacje, iż konsekwencje finansowe i wizerunkowe ewentualnych cyberataków na banki były niemal niemożliwe do oszacowania. W dalszym ciągu niewiele firm ubezpieczeniowych oferuje ochronę przed ryzykami, związanymi z potencjalnym atakiem hakerskim.

A gdzie na globalnej mapie technologicznej plasuje się Polska? Nasi informatycy są bardzo cenieni na świecie, stanowią spory odsetek zatrudnionych np. w Dolinie Krzemowej. W samej jednak Polsce nie udało się wyskalować odpowiedniego potencjału firm IT o zasięgu transgranicznym, poza nielicznymi wyjątkami w rodzaju Asseco.

– Przez ponad 30 lat doprowadziliśmy nasze państwo do wysokiej transparentności, zachowania nieuczciwe dziś w Polsce są piętnowane, a nie określane mianem sprytu, jak to z oczywistych przyczyn miało miejsce w czasach realnego socjalizmu. Na tle pozostałych państw, które startowały z tego samego poziomu, odnieśliśmy niesamowity sukces, którego, wszakże nie potrafimy komunikować. W latach 90. ubiegłego wieku ludzie z mojego pokolenia zyskali niesamowitą szansę budowania nowoczesnego, demokratycznego państwa, o funkcjonowaniu którego nie mieliśmy pojęcia, ale i prowadzenia biznesu w realiach gospodarki rynkowej. Wykorzystaliśmy te możliwości w znacznym stopniu, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę nasze przygotowanie, wiedzę czy ogólnie poziom edukacji, rzecz w tym, że generalnie nie mieliśmy pojęcia o takich kwestiach jak wartość firmy czy wycena rynków. Stąd wiele wątpliwości odnośnie zasadności niektórych decyzji reprywatyzacyjnych, gdzie mówiło się o „wyprzedaży za bezcen”, podczas gdy w wielu przypadkach to nabywcy zdecydowanie górowali doświadczeniem.

W IT osiągnęliśmy bardzo wysoki poziom w zakresie edukacji programistów, czego potwierdzeniem są zwycięstwa polskich zespołów programistów w olimpiadach, mam tu na myśli szczególnie zespół z Uniwersytetu Warszawskiego. Raz w roku spotykam się z tymi studentami, delikatnie zachęcając ich do przedsiębiorczości, bo bardzo żałuję, iż spora część utalentowanych fachowców zasila globalne giganty, zamiast zaangażować się w tworzenie biznesu IT w Polsce.

Czyli informatycy powinni być również przedsiębiorcami?

– Zdaję sobie sprawę, że nie możemy zawsze wymagać od eksperta, by był przedsiębiorcą. Przez lata można było robić przyzwoity biznes na body leasingu, na sprzedaży kompetencji programistów, zatem wielu polskich przedsiębiorców weszło w ten obszar. Asseco jest pewnym wyjątkiem, od początku wierzyłem, że mamy szansę nauczyć się bycia świetnymi analitykami systemów dla różnych sektorów, i stawiałem na budowę własnych aplikacji. Asseco powstało w wyniku integracji podmiotów z różnych państw UE o podobnym podejściu jak moje, które gdyby działały samodzielnie, to świat by się o nich nie dowiedział. Rzecz w tym, że taką odwagą wykazała się niezwykle mała grupa przedsiębiorców z sektora IT. Dlatego uważam, że nie wolno ulegać schematom, w których podmioty trzecie budują dla nas standardy, za którymi powinniśmy podążać, co z kolei rzekomo miałoby być wyznacznikiem naszej innowacyjności.

Adam Góral. Fot. Justyna Radzymińska – https://www.justynaradzyminska.com

Jak pan ocenia sytuację Polski na tle Europy?

– Odnieśliśmy ogromny sukces, biorąc pod uwagę poziom, z którego startowaliśmy, ale jesteśmy ciągle na dorobku, ciągle powinniśmy  się pokornie uczyć, nie bać się tego, że dzisiaj jesteśmy słabsi w jakiejś dziedzinie. Przykładem mogą być rozwiązania dla bankowości: przez całe lata uczyliśmy się od konsultantów z Zachodu po to, żebyśmy dzisiaj z całą pewnością mogli przedstawić ofertę, akceptowalną przez dowolny rynek na świecie. Niekiedy spotykam się z pytaniem, czy wkrótce dogonimy Niemcy? Uważam, że nie ma na to szans, bo zapominamy o jednym: w pierwszej setce najlepszych uczelni na świecie nie ma żadnej polskiej. Jest kilkanaście niemieckich, nie są one wprawdzie dominujące, jak amerykańskie, ale są. Musimy rozwijać naszą naukę i szkolnictwo wyższe. Osiągamy dobre wyniki, ale żeby mieć sukcesy na świecie i na stałe być obecni w światowej czołówce, to wciąż mamy jeszcze sporo wspólnie do zrobienia.

W Polsce przez wiele lat bankowość była trendsetterem, wskazującym kierunki zmian technologicznych. Teraz sami bankowcy mają wątpliwości, czy utrzymają tą pozycję w przyszłości. Na co przedstawiciele sektora powinni zwracać szczególną uwagę w przyszłości w sferze technologii, mając za sobą zbudowanie efektywnej bankowości mobilnej?

– Nie uważam się za wizjonera, jeśli chodzi o system bankowy. Zwróciłbym wszakże uwagę na jeden fakt: pojedyncze banki, które lekceważą rolę technologii zginą, ale to będą pojedyncze przypadki. Banki są instytucjami zaufania publicznego, co ma odzwierciedlenie w wynikach badań zaufania Polaków do instytucji finansowych. Generalnie wykazujemy olbrzymie zaufanie do banku, w którym posiadamy konto i bardzo małe do fintechów. Banki będą dalej istniały i miały silną pozycję na rynku.

Asseco jest pewnym wyjątkiem, od początku wierzyłem, że mamy szansę nauczyć się bycia świetnymi analitykami systemów dla różnych sektorów, i stawiałem na budowę własnych aplikacji. Asseco powstało w wyniku integracji podmiotów z różnych państw UE o podobnym podejściu jak moje, które gdyby działały samodzielnie, to świat by się o nich nie dowiedział.

Oczywiście każdy lider bankowości zastanawia się jak te instytucje będą wyglądały w przyszłości. Wielu, w tym ja, spodziewaliśmy się szybszego wycofania się banków z tradycyjnej obsługi w stacjonarnych oddziałach, które miały być zastąpione aplikacjami i mobilnymi doradcami. Okazało się jednak, że w dalszym ciągu duża część klientów nie nadąża za digitalizacją i nadal chce mieć dostęp do obsługi bezpośredniej przez pracowników w oddziałach banku. Dlatego wciąż opłaca się utrzymywać te oddziały, zarówno takim gigantom jak PKO Bank Polski, jak i mniejszym bankom lokalnym. Są również z drugiej strony głosy ekspertów AI, że sztuczna inteligencja byłaby w stanie załatwić wszystko, zatem bank mógłby w skrajnym przypadku zatrudniać jedynie prezesa. To przykład całkowitego oderwania od rzeczywistości; ludzie będą przecież bardzo potrzebni, by tę sztuczną inteligencję mądrze i efektywnie wykorzystywać. Ktoś też musi podpisać umowę i wziąć na siebie odpowiedzialność z tego tytułu, i nie zrobią tego z pewnością producenci systemów AI.

Dziś świadomy prezes banku analizuje rentowność każdej jednostki, biorąc pod uwagę rozmaite czynniki. Jeśli jakieś działania nie mają uzasadnienia ekonomicznego, to mogą być akceptowane co najwyżej krótkoterminowo, na zasadzie etapu przejściowego. Dlatego spodziewałem się, że nastąpi ogromne przyspieszenie redukcji liczby oddziałów i jestem trochę zaskoczony, że proces ten postępuje wolniej, niż przewidywałem.

Dziś poszukiwanie źródeł przychodów pozaodsetkowych stawia pytanie o przyszłość bankowości, zwłaszcza w kontekście modnych na innych rynkach modeli marketplace czy superaplikacji. Jaką strategię powinny przyjąć banki odnośnie rozwoju obszaru IT?

– Swego czasu w polskim sektorze bankowym popularne było sformułowanie ówczesnego prezesa PKO Banku Polskiego, iż banki są firmami technologicznymi z licencją bankową, Uważam to stwierdzenie za dość niefortunne, gdyż implikuje ono budowanie własnych zespołów informatycznych przez banki. To zaś generuje problemy zarówno dla dostawców IT, którzy tracą kolejnych klientów, jak i banków, które każdorazowo muszą podejmować ryzyko związane z wdrażaniem rozwiązania stworzonego od podstaw tylko dla siebie. Uważam, że bank pozostaje bankiem, i powinien się zajmować tym, na czym najlepiej się zna: zarabianiem pieniędzy w oparciu o dostarczane na rynek produkty i usługi. Oczywiście, instytucja finansowa we współczesnym świecie musi dysponować nieprzeciętnymi fachowcami rozumiejącymi technologie, ale rozwijanie własnych zespołów IT ukierunkowanych na działalność deweloperską i tworzenie własnych systemów, oznacza mnożenie kosztów. Przecież żaden bank nie kupi systemu od swojej konkurencji, tak jak w relacjach rynkowych nabywa go od dostawcy informatycznego.

Jak już wspomniałem, software jest pewną zależnością, zatem budując zespół programistyczny w ramach własnej instytucji de facto uzależniamy się od niego, zamiast produktów otrzymujemy projekty wykonywane dla pojedynczego klienta ze wszystkimi możliwymi tego faktu konsekwencjami. Pełna zgoda, bank musi funkcjonować na bardzo wysokim poziomie technologicznym, rzecz w tym, że droga do tego celu nie musi wieść przez rozwijanie własnych zasobów, gdy można skorzystać z oferty doświadczonych partnerów, jakich znajdziemy na rynku.

Technologia istotnie skraca perspektywę, również w dziedzinie zarządzania organizacją. Kiedyś zarządy rozmawiały o strategiach pięcio- sześcio- czy siedmioletnich, dziś z reguły obejmują one kolejny kwartał lub co najwyżej rok. Jak w tym kontekście młodzi ludzie powinni postrzegać zarówno obszar IT, jak i szerzej rozumiany rynek pracy?

– W rozmowach ze studentami i młodymi absolwentami kierunków informatycznych przypominam, iż doświadczenia, jakie stały się udziałem mojego pokolenia, nie są w ich wypadku możliwe do powtórzenia. Funkcjonowaliśmy wszak w całkiem odmiennych uwarunkowaniach. W 1991 r. nie było konsultantów, nie było wiedzy o firmach, technologiach czy choćby o profesjonalnym raportowaniu. Dlatego życzę młodzieży, żeby była szczęśliwa w tym, co robi. Można być szczęśliwym i nieszczęśliwym przedsiębiorcą, pracownikiem korporacji czy zatrudnionym w małej firmie. Sztuka życia oznacza trafną ocenę, do czego mam predyspozycje.

Działalność biznesowa wiąże się z ogromną odpowiedzialnością, gdyż odpowiedzialny przedsiębiorca otrzymuje wynagrodzenie jako ostatni. Do tego dochodzą rozliczne ryzyka, tym większe, jeśli zaczynamy działalność, dlatego dojście od startupu do sukcesu w biznesie udaje się jedynie nielicznym. Oczywiście, młodzi mają do dyspozycji choćby fundusze dużego ryzyka, których w naszych czasach nie było, natomiast dla równowagi kreowanie innowacji w dzisiejszym świecie jest niezwykle trudne. W takich państwach jak USA przeznaczane są na to niewyobrażalne środki, a przedsiębiorcy mogą korzystać z pomocy najlepszych uczelni na świecie, również i relacje biznesu ze szkołami wyższymi są znacznie bardziej zaawansowane niż w Polsce. Generalnie sfera biznesu i nauki to w warunkach polskich zbiory całkowicie rozłączne. Pomimo usilnych starań nie udało się nam pozyskać kadr akademickich do żadnego z naszych projektów rynkowych.

W takich państwach jak USA, Izrael, ale również Wielka Brytania czy Holandia, kształcenie jest nieporównywalnie bliżej biznesu, wykładowcy mają świadomość potrzeb rynkowych, wręcz korzystają z tematów podsuwanych przez przedsiębiorców w swej działalności dydaktycznej. Póki ta sytuacja nie ulegnie gruntownej zmianie, nie sposób mówić o istotnym wzroście innowacyjności. Dotyczy to również mentalności samych reprezentantów nauki, dla których zaangażowanie we wdrożenia produktowe wciąż jest czymś gorszym wobec teoretycznych analiz, z których efektami zapozna się wąskie grono specjalistów. Tymczasem wykorzystanie potencjału naukowców w gospodarce buduje nie tylko potencjał biznesu, ale pozwala uczelniom i ich pracownikom rozwijać się zgodnie z faktycznymi potrzebami współczesnego świata, a jednostki badawcze mogą wygenerować w ten sposób dodatkowe przychody.

Co w takim razie ma szansę stać się owym next big thing dla europejskiej gospodarki cyfrowej, dzięki czemu zyskałaby ona tak potrzebną w obecnych czasach przewagę wobec rywali z pozostałych regionów świata?

– Next big thing dla mnie to jest myślenie o mądrych zastosowaniach narzędzi AI. Jeżeli my Europejczycy nie podejmiemy wspólnie wyzwania, to nie będziemy mieli szansy konkurować. W tym kierunku zmierzają próby podjęte w ostatnim czasie m.in. przez Francuzów, ważne, by w nich uczestniczyli reprezentanci jak największej liczby państw europejskich. Otwarte pozostaje pytanie, czy damy radę zbudować konkurencję dla dominujących obecnie narzędzi, ale nawet gdyby się nie udało, to zajęcie pozycji wicelidera nie przekreśla szans na ekspansję. Generalnie inicjatywy mające za cel uniezależnianie się od rynkowych gigantów należy traktować pozytywnie, pamiętając wszakże, iż są one obarczone ogromnym ryzykiem, gdyż przewaga dotychczasowych liderów, którzy wiele lat rozwijali swe wdrożenia, nadal jest olbrzymia.

Myślę, że jeżeli Europa z tym sobie nie poradzi, pozostanie uzależniona od narzędzi, które wcześniej były budowane, a których wytworzenie wymagało ogromnej liczby danych. Tu przewaga rynku amerykańskiego i chińskiego jest ogromna. Chińczycy potrafią się pokornie uczyć. Z początku byli lekceważeni, wówczas zaczęli pozyskiwać najlepszych profesorów na świecie, by uczyli ich młodzież. Dziś mogą być dla nas wzorem, podobnie jak Korea Południowa. Przypomnę, że takie marki jak Samsung czy KIA jeszcze u progu XXI wieku uchodziły za tanie, jednak w dość krótkim czasie, bazując na legalnym naśladownictwie, firmy te zbudowały zaplecze R&D, dzięki czemu są dziś liderami technologicznymi i walczą o prym na świecie.

A jakie miejsce w tym nowym świecie AI zajmie Asseco?

– Stawiamy na mądre zastosowanie AI i efektywne wykorzystanie tych rozwiązań. Jesteśmy świetnie zorganizowani, szybko się uczymy, mamy spore sukcesy i nawet zaczynamy na tym zarabiać. Nie porywamy się jednak na budowę narzędzi, bo to gigantyczne nakłady i skala. Nasze miejsce to wiedza merytoryczna, konsultingowa o potrzebach klienta. W oparciu o tę wiedzę będziemy proponowali przy pomocy narzędzi AI aplikacje, które rozwiązują problemy naszych klientów. Pamiętajmy, że rozwój i sukces Asseco to wykorzystanie dostępnych technologii do budowy efektywnych systemów dziedzinowych, w tym bardzo złożonych systemów bankowych. Dla nas AI to kolejna technologia, którą wykorzystujemy do budowy oraz optymalizacji funkcjonalności naszych systemów. Zawsze byliśmy i nadal chcemy być technologicznym partnerem dla sektora bankowego z najbardziej zaawansowanymi i sprawdzonymi rozwiązaniami IT dla banków.

Są również głosy ekspertów, że sztuczna inteligencja byłaby w stanie załatwić wszystko, zatem bank mógłby w skrajnym przypadku zatrudniać jedynie prezesa. To przykład całkowitego oderwania od rzeczywistości; ludzie będą potrzebni, by tę sztuczną inteligencję mądrze i efektywnie wykorzystywać. Ktoś też musi podpisać umowę i wziąć na siebie odpowiedzialność, i nie zrobią tego producenci systemów AI.

Który moment w rozwoju sektora bankowego po roku 1989, ewentualnie jakie rozwiązania wówczas wdrożone, należałoby uznać za ów krok przełomowy, który doprowadził polską bankowość do obecnego poziomu?

– Naszą współpracę z sektorem bankowym zapoczątkowaliśmy od systemów finansowo-księgowych, później poszerzyliśmy profil działalności o informację zarządczą, wreszcie o obszar relacji z klientem. W tym ostatnim przypadku warunkiem powodzenia była centralizacja systemów, implikująca skoncentrowanie informacji o kliencie w jednym miejscu. Patrząc z tej perspektywy, największy sukces sektora w ostatnich latach stanowi strategia omnikanałowa. Tym tropem dziś podążają nawet niewielkie instytucje finansowe, zatem dla bankowości jest to oczywisty kierunek. W dalszym ciągu istnieje kilka branż, które wciąż nie zintegrowały informacji o kliencie, co uniemożliwia im efektywne działanie. Bankowy front office, który jest dziś silnie proklientowski, stanowi bez dyskusji ogromne osiągnięcie.

W kontekście dalszego rozwoju sektora trudno pominąć wiele zmian w jego otoczeniu, wspomnę tylko ostatnie trendy deregulacyjne. Z jednej strony jestem w stanie zrozumieć motywy, jakie przyświecały twórcom AI Act, którzy zdawali sobie sprawę, jak dalece nasza przyszłość determinowana jest przez sztuczną inteligencję, jednak równocześnie wiem, że nie powinniśmy patrzeć na AI głownie w kontekście zagrożeń. To wielka szansa zarówno dla całych gospodarek czy segmentów rynku, ale i dla pracowników. Przypomnę tylko o jednym: algorytm nie jest w stanie ponosić odpowiedzialności za swoje działania. Jeśli gospodarka ma funkcjonować, odpowiedzialność za decyzje poszczególnych podmiotów muszą w ostatecznym rozrachunku brać na siebie konkretni ludzie, a narzędzia AI będą ich wspomagać w podejmowaniu trafnych decyzji, optymalnych z punktu widzenia firmy i jej klientów. Uważam, że w pewnym stopniu fetyszyzujemy pojęcie AI, bo przecież nad sztuczną inteligencją pracujemy od wielu lat. Już kilkadziesiąt lat temu pojawiały się prace dotyczące rozpoznawania mowy czy obrazów.

Zauważmy, że cały świat usiłuje nadać sztucznej inteligencji ramy regulacyjne, nawet tak odległe pod względem politycznym państwa jak Chiny dochodzą do wniosku, że wolna amerykanka w dziedzinie AI może wyrządzić trudne do oszacowania szkody. Europa zawsze była liderem w sferze regulacji, co bywa różnie oceniane, biorąc pod uwagę fakt, że ich nadmiar prowadzi do zabijania innowacyjności, to zaś przekłada się negatywnie na konkurencyjność. Przypomnę, że w przypadku internetu technologia też wyprzedziła prawo, i również nie brakowało pesymistycznych wizji sugerujących, jakoby głównym beneficjentem tego medium miała być cyberprzestępczość. Ta oczywiście się pojawiła, ale z perspektywy minionych dekad trudno sprowadzać funkcjonowanie internetu do aktywności cybergangów.

Często podkreśla pan znaczenie i przewagi sektora bankowego w realizacji innowacyjnych rozwiązań oraz zaawansowania technologii IT w polskich bankach w stosunku do innych krajów. Co zatem pana zdaniem może stać na przeszkodzie w dynamicznym rozwoju naszego sektora bankowego?

– Polski sektor bankowy wykształcił mnóstwo osób łączących kompetencje informatyczne z wiedzą bankową. Dzięki zaangażowaniu kapitału obcego w polską bankowość mogliśmy wykształcić fachowców cenionych na dowolnych rynkach, tworząc zarazem system, który bez większych perturbacji był w stanie przejść przez kryzys w latach 2008–2011. Dlatego tak bardzo mnie martwią deklaracje części środowisk politycznych, by karać banki za to, że dużo zarabiają i ta wizja trwa od lat. Sugerowanie ile bank powinien zarabiać, potwierdza, że nie potrafiliśmy wyedukować ekonomicznie przeciętnego Polaka, który powinien się cieszyć, że instytucja, której powierzył swe zasoby finansowe, jest rentowna, gdyż to świadczy, że jego pieniądze są zarządzane przez kompetentnych i odpowiedzialnych ludzi. Populistyczne hasła, krzywdzące sektor tak istotny dla naszej gospodarki, powodują, że przeciętny Polak zaczyna traktować bank jako swojego przeciwnika. Ponieważ sprawny system bankowy przekłada się na bezpieczeństwo państwa, musimy się razem zastanowić jak budować świadomość społeczeństwa, by nie było ono skłonne w takim stopniu, jak dziś, ulegać populistycznym hasłom.

Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK