Bankowość i Finanse | Gospodarka | W demografii wiele rzeczy jest już przesądzonych
W lutym tego roku wniosek o emeryturę złożyło 40% więcej osób niż przed rokiem. Polacy uciekają prze inflacją na emeryturę?
– Na to wygląda, że wysoka waloryzacja skusiła część osób, by właśnie teraz przejść na emeryturę.
Tegoroczna waloryzacja wyniosła prawie 15%, podczas gdy wzrost średniego wynagrodzenia mamy na poziomie 12%. A do tego dochodzi jeszcze trzynasta i czternasta emerytura i inne świadczenia dla seniorów. To dobrze, że emerytury rosną szybciej od wynagrodzeń?
– Wysokość waloryzacji wynika z przepisów, które wyraźnie mówią o ochronie realnej wartości emerytur. Potwierdza to również orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego. Dlatego emerytury waloryzowane są wskaźnikiem, który uwzględnia przede wszystkim wzrost cen, oraz dodatkowo część realnego wzrostu płac. Ale rzeczywiście, nie tylko w Polsce, lecz w wielu krajach europejskich trwa obecnie dyskusja na temat tego, że przy wysokiej inflacji i spadku realnego wzrostu wynagrodzeń, emerytury są bardziej zabezpieczone niż wynagrodzenia pracowników. Skutkuje to między innymi rosnącym deficytem systemów ubezpieczeń społecznych, gdzie wpływy ze składek rosną wolniej niż wydatki. W Polsce spadek realnej wartości wynagrodzeń nie jest aż tak wysoki jak w innych krajach, ale pojawia się takie poczucie, że emerytury są bezpieczniejsze. Moim zdaniem, będzie to zjawisko raczej przejściowe niż długotrwałe. Wiele zależy od tego, jak szybko uda się stłumić inflację. Ale oczywiście wysoka waloryzacja skłania do decyzji o przechodzeniu na emeryturę tuż przed waloryzacją.
W ostatnich latach przechodzący na emeryturę korzystali też z zaniżonych przez pandemię tablic średniego dalszego trwania życia.
– Dalsze trwanie życia rzeczywiście spadło, ale w tym roku ponownie wzrosło. To kolejny przykład przejściowego zjawiska, które wpływa na zachowanie ludzi w sposób niekoniecznie optymalny z punktu widzenia wysokości świadczenia. Sprawdzałam to dla kilku moich znajomych i okazało się, że odłożenie decyzji o przejściu na emeryturę tak czy inaczej byłoby bardziej korzystne od skorzystania z pandemicznych tablic. Podobnie jest zresztą w przypadku waloryzacji pandemicznej. Pamiętajmy, że składki emerytalne na kontach w ZUS również są waloryzowane, więc wartość naszych kont emerytalnych też rośnie. Nie ma konieczności przyspieszania decyzji o końcu pracy.
W jakim kierunku zmierza polski system emerytalny?
– Gdyby nie reforma z 1999 r., to systemem emerytalny już teraz byłby na skraju bankructwa, tak duża byłaby konieczna dopłata z budżetu. Działania wprowadzone reformą w długim okresie stabilizują system od strony fiskalnej. Wciąż trwa okres przejściowy, kapitał początkowy i inne elementy, wpływają na to, że na razie na emerytury wydaje się więcej niż wynoszą wpływy ze składek. To, co wymaga szczególnej uwagi, to wysokość emerytur. W nowym systemie świadczenia wyliczane są z uwzględnieniem szacowanej długości trwania życia w wieku przejścia na emeryturę. Dlatego na wysokość emerytur wpływa to, że żyjemy coraz dłużej, a jednocześnie wiek emerytalny mamy jeden z najniższych w Europie, a dla kobiet – najniższy. Oznacza to, że jeżeli będziemy przechodzić na emeryturę tak szybko, jak jest to możliwe, to świadczenia będą niskie, szczególnie w przypadku kobiet. Skutkuje to również bardzo wyraźną i rosnącą luką wysokości emerytur kobiet i mężczyzn.
System się stabilizuje fiskalnie, ale struktura demograficzna staje na głowie. Do 2030 r. liczba stulatków wzrośnie w Polsce dwukrotnie, do 2050 r. czterokrotnie, a w 2080 r. już nawet dziesięciokrotnie. Czy w takich warunkach da się utrzymać dotychczasowe reguły? Presja polityczna i społeczna będą ogromne.
– Bardzo trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Ale już dziś widzimy różne modyfikacje wprowadzane do systemu pod wpływem presji politycznej. To właśnie 13. I 14. emerytura, waloryzacja, która jest po części kwotowa, a po części procentowa, czy emerytura dla matek, które urodziły czwórkę lub więcej dzieci. Te świadczenia prowadzą do zwiększenia wydatków budżetowych. Bardzo ważne jest, aby przy modyfikacjach systemu patrzeć na ich długookresowe konsekwencje. Starzenie się ludności jest zjawiskiem dotykającym większość krajów europejskich. Presja społeczna na zwiększanie wydatków skierowanych do osób w starszych grupach wieku jest już wysoka, i będzie dalej rosnąć. Dlatego eksperci postulują, by patrzeć na te wyzwania z perspektywy międzypokoleniowej stabilności i mimo nacisków ze strony seniorów nie zapominać o inwestowaniu w młode pokolenie i budować w nim zaufanie do systemu emerytalnego. Bardzo ważne, by wprowadzać działania promujące dłuższą pracę.
Wiem, że wiek emerytalny w tym momencie stał się w pewnym sensie zakładnikiem polityki i kampanii wyborczej. Natomiast w mojej ocenie bez wyrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, ale także stopniowego jego podnoszenia w dłuższej perspektywie się nie obejdzie. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę to, że żyjemy dłużej, możemy być dłużej aktywni zawodowo, jesteśmy coraz bardziej zdrowi.
To jaki powinien być docelowy wiek emerytalny?
– Jestem zwolenniczką podnoszenia wieku emerytalnego wraz ze zmianą długości trwania życia. To jest rozwiązanie, które proponuje Komisja Europejska, by w miarę rosnącej długości życia stale modyfikować wiek emerytalny. Pierwszym krokiem w Polsce powinno być jednak wyrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Myślę, że to tempo, w jakim podnosiliśmy wiek emerytalny przed zmianą 2017 r. było właściwe. No może trochę za wolne, ale biorąc pod uwagę uwarunkowania, zapewne najlepsze możliwe do wprowadzenia.
Kobiety żyją dłużej, a pracują krócej. Skąd się to wzięło?
– Kiedy były budowane systemy emerytalne obowiązywał trochę inny model rodziny. Kobiety przechodząc na emeryturę powszechnie zajmowały się wnukami. Obecnie ma to miejsce na znacznie mniejszą skalę, choćby ze względu na opóźniony wiek macierzyństwa. Fakt, że ktoś skończył 60 lat nie oznacza, że jest już babcią. Ten nierówny wiek, który obowiązywał w wielu krajach europejskich to właśnie skutek tego tradycyjnego modelu. Ale większość państw już dawno pozmieniała swoje przepisy, wyrównując wiek emerytalny. W Europie – poza Polską i Rumunią – obowiązuje równy wiek emerytalny dla obu płci.
Waloryzacja kwotowa spłaszcza strukturę świadczeń. Budżet ponosi duże koszty utrzymania systemu. Czy to nie jest trochę tak, że idziemy w kierunku emerytury obywatelskiej, że wszyscy będą otrzymywać od państwa mniej więcej tyle samo, a rozwiązaniem stanie się trzeci filar?
– Nie jestem zwolenniczką emerytury obywatelskiej. Poza tym trzeci filar w Polce nie daje de facto świadczeń dożywotnich. Takie oferty są na rynku rzadkością. Dlatego aktualnie to emerytura z systemu powszechnego jest podstawowym źródłem stałych dochodów, tak długo jak żyjemy, a jej rolą jest przede wszystkim wygładzenie konsumpcji w przebiegu życia. Uważam, że powinniśmy korzystać z tych instrumentów, które już mamy. System zachęca do dłuższej pracy, bo istnieje bezpośredni związek między wysokością zapłaconych składek a wysokością emerytury. Jednocześnie emerytura minimalna chroni osoby, które pracowały wystarczająco długo, ale ze względu na niskie zarobki odłożyły niewystarczające składki. To jest element zabezpieczania przed ubóstwem, którego należy się trzymać, zamiast takiej wprowadzanej od kilku lat na zasadzie ad hoc waloryzacji mieszanej kwotowo-procentowej. Uważam, że podnoszenie emerytury minimalnej jest sposobem na ochronę emerytów przed ubóstwem.
Główną wadą trzeciego filaru jest brak dożywotnich świadczeń? Czy są inne powody, że nie stał się on jak dotąd istotną podporą systemu emerytalnego?
– Świadczenia dożywotnie na pewno by pomogły. Głównym problemem jest jednak to, że nie mamy w Polsce tradycji oszczędzania długoterminowego. Ponadto narracja towarzysząca zmianom w OFE doprowadziła do spadku zaufania do tego typu systemów, co widać choćby po decyzjach związanych z pracowniczymi planami kapitałowymi.
Partycypacja w PPK wynosi obecnie 35% uprawnionych. Polski Fundusz Rozwoju chwali się, że to najlepszy wynik wśród dobrowolnych instrumentów emerytalnych.
– Ze względu na system automatycznego zapisu uczestnictwo jest oczywiście wyższe niż w przypadku IKE czy IKZE, ale wciąż, obiektywnie patrząc, niezbyt powszechne. Ten brak zaufania objawia się właśnie w bardzo wysokim poziomie rezygnacji.
Dożywotnie świadczenia pewnie musiałyby oznaczać rezygnację z możliwości dziedziczenia naszych składek. To również mogłoby zniechęcić do oszczędzania.
– Osoby oszczędzające w trzecim filarze są w różnych sytuacjach życiowych i podejmują indywidualne decyzje. Wydaje się, że potrzeba zadbania o siebie będzie jednak większa niż potrzeba zadbania o dzieci, które często są wykształcone i radzą sobie na rynku pracy. Bardzo potrzebne jest podkreślanie, że oszczędzamy głównie po to, żeby móc sobie zapewnić odpowiedni standard życia na emeryturze. To będzie konieczne, bo tak czy inaczej będziemy obciążać nasze dzieci, choćby tym, że będą płaciły coraz wyższe składki.
Czy te demograficzne trendy, które są, można jakoś odwrócić, albo chociaż złagodzić ich skutki. Może imigracja byłaby receptą na to, by polska gospodarka nie była tak obciążona starzejącym się społeczeństwem?
– W demografii wiele rzeczy jest już przesądzonych. Jeśli 20 lat temu urodziło się za mało dzieci, to my tę lukę widzimy teraz na rynku pracy, a za kilkadziesiąt lat pojawi się w systemie emerytalnym. Główną niewiadomą jest skala migracji. Widzimy już zresztą teraz, że polski rynek pracy i system emerytalny w coraz większym stopniu opiera się na cudzoziemcach. Gdyby imigrantów odjąć od liczby ubezpieczonych, to widać już, że liczba pracujących i ubezpieczonych Polaków zaczęła spadać. Patrząc jednak z długoterminowej perspektywy, imigracja nie może być jedynym rozwiązaniem. Biorąc pod uwagę trendy demograficzne, trzeba myśleć o pakiecie rozwiązań. To przede wszystkim zachęcanie do aktywności zawodowej na różnych etapach życia, czyli zarówno wydłużanie lat pracy pod koniec kariery zawodowej, jak i aktywizacja kobiet, w tym matek, które często dziś wycofują się z rynku pracy. To również podnoszenie kwalifikacji osób, które mają problem ze znalezieniem pracy. Nie można zapomnieć o promowaniu większej dzietności i kształtowaniu odpowiedniej polityki migracyjnej, tak by budować rynek pracy w odleglejszej przyszłości. Nie bez znaczenia są również zachęty do dobrowolnego oszczędzania na emeryturę, bo system powszechny będzie zapewniał coraz niższe świadczenia w relacji do zarobków. Te wszystkie działania są potrzebne, nie możemy opierać się na tylko jednym rodzaju polityki, np. przez promowanie dzietności. Takie rozwiązania na wielu frontach pozwolą osłabić wpływ demografii na system emerytalny, ale procesów demograficznych, które już zaszły, nie jesteśmy w stanie odwrócić.
A jak pani ocenia szanse na to, że to roboty i sztuczna inteligencja będą w przyszłości pracować na emerytury, gdy będzie brakować ludzi w wieku produkcyjnym?
– To po części już się dzieje. Automatyzacja, robotyzacja, wykorzystanie sztucznej inteligencji na rynku pracy są coraz bardziej powszechne. To stwarza potencjał, żeby lepiej wykorzystywać kapitał ludzki. Wykorzystanie technologii będzie na pewno poprawiać wydajność pracy, co z kolei może się przełożyć na to, że wzrośnie stabilność rynku pracy i systemu emerytalnego.
A nie ma zagrożenia, że roboty zabiorą ludziom pracę i nie będą mogli oni odkładać składek, a w konsekwencji zostaną pozbawieni emerytury?
– Ja bym się tego nie bała. W mojej ocenie robotyzacja i wykorzystanie sztucznej inteligencji będzie wspierało działanie systemów emerytalnych. Patrzę na technologię jako na coś, co działa wspólnie z człowiekiem.