Bankowość i Finanse | Gospodarka | Sytuacja Polski według Alior Banku

Bankowość i Finanse | Gospodarka | Sytuacja Polski według Alior Banku
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Rok wyborczy sprzyja nowym propozycjom transferu środków do różnych grup społecznych, jednak nie wiadomo, ile z nich finalnie trafi na rynek. Zakładam, że w momencie, w którym pojawiłyby się jakieś bardzo istotne impulsy fiskalne, można spodziewać się również dostosowania na poziomie polityki monetarnej. Dlatego wszystko zależy od rodzaju nowych rozwiązań i ich skali. Na razie zakładane w naszych modelach programy nie wskazują na przerwanie procesu obniżania inflacji – stwierdza Agata Filipowicz-Rybicka, dyrektor Działu Analiz Makroekonomicznych, główny ekonomista Alior Banku, w rozmowie z Bohdanem Szafrańskim.

Alior Bank przygotował nową projekcję makroekonomiczną polskiej gospodarki. Czy dużo zmieniło się w porównaniu do wcześniejszych prognoz?

– Nasze najnowsze prognozy, jeśli chodzi o wskaźniki makroekonomiczne, w stosunku do projekcji z czerwca 2023 r., zakładają nieznaczną poprawę na poziomie wzrostu gospodarczego w tym i w kolejnych latach. Większe zmiany widzimy w projekcji inflacji, co pośrednio wpływa również na korektę naszych oczekiwań co do ścieżki stóp procentowych RPP.

Jeśli chodzi o wzrost gospodarczy, to podwyższyliśmy nieznacznie prognozę dynamiki PKB dla 2023 r. z 0,5% r/r do 0,6% r/r. Pomimo lepszego początku roku, II kw. br. przyniósł pogłębienie spadku PKB w ujęciu r/r (do -0,5% r/r). W pierwszym półroczu br. wciąż obserwowaliśmy negatywną dynamikę wynagrodzeń, a także słabszy popyt ze strony imigrantów z Ukrainy, co znalazło swoje odzwierciedlenie w słabej konsumpcji gospodarstw domowych. Choć pełne dane o strukturze PKB za II kw. poznamy dopiero z końcem sierpnia, już teraz spodziewać się można pogłębienia spadku konsumpcji – tak w nim, jak i w całym 2023 r., co skłania nas do obniżenia całorocznej prognozy dynamiki konsumpcji prywatnej w kierunku -1,2% r/r wobec -0,6% poprzednio. Sytuacja, naszym zdaniem, zacznie się powoli poprawiać w drugiej połowie roku, co już sygnalizują lepsze nastroje konsumenckie.

W tym roku lepiej wygląda także popyt inwestycyjny. Po bardzo mocnym początku roku (5,5% r/r), wspieranym solidnymi inwestycjami w sektorze przedsiębiorstw oraz przy mocno trzymającej się produkcji dóbr inwestycyjnych w II kw. br. utrzymaliśmy naszą prognozę wzrostu inwestycji o 4,3% r/r w całym roku.

W kolejnych latach spodziewamy się nieco mocniejszego tempa wzrostu gospodarczego – w 2024 r. wzrostu PKB o 2,9% (wobec 2,6% w poprzedniej prognozie). To głównie kwestia spodziewanego mocniejszego popytu konsumpcyjnego, przy nieco korzystniejszej (niższej) trajektorii inflacji oraz obniżkach stóp procentowych.

A inne czynniki, które wpłynęły na zmiany w obecnych prognozach?

– Trudno nie wspomnieć o mocnym rynku pracy, który ma kluczowe znaczenie dla konsumpcji. Płace rosną w tempie dwucyfrowym, zatrudnienie wzrasta pomimo wyhamowania koniunktury w pierwszej połowie roku, a demografia tu nie pomaga, w związku z tym stopa bezrobocia w naszym kraju jest jedną z najniższych w Unii Europejskiej. Szacujemy, że w tym roku sięgnie ona 5,2%. W najbliższym czasie nie spodziewamy się większych zmian w tym zakresie. Co więcej, wraz z oczekiwanym przez nas spadkiem inflacji w drugiej połowie roku zaczną rosnąć także płace realne, które wesprą sytuację finansową konsumentów. W przyszłym roku dojdzie poza tym waloryzacja 500+, co również poprawi budżety gospodarstw domowych i częściowo zostanie przeznaczona na konsumpcję.

Istotna zmiana w prognozach dotyczyła jednak inflacji i polityki monetarnej. W 2023 r. obniżyliśmy prognozę średniorocznej CPI z 12,3% do 11,9% r/r, co wynika głównie z nieco niższej od oczekiwanej dotychczasowej ścieżki inflacji bazowej. W dalszej części roku spodziewamy się kontynuacji dezinflacji, a od września br. powinniśmy oglądać jednocyfrowe poziomy inflacji. Niższa ścieżka inflacji oraz retoryka ze strony RPP przekonuje nas, że cykl luzowania monetarnego rozpocznie się jeszcze w tym roku. Widzimy też potencjał do nieco niższej, niż poprzednio prognozowaliśmy, inflacji w 2024 r. Szacujemy ją średniorocznie na poziomie 5,8%. Jednocześnie proces obniżania inflacji w 2024 r. wyraźnie wyhamuje w drugiej połowie roku, co częściowo będzie pokłosiem spodziewanego szybszego luzowania polityki monetarnej NBP oraz wspomnianego, ciasnego rynku pracy i utrzymującej się podwyższonej presji na wzrost płac. Z drugiej strony procesy globalne, w tym słabszy światowy popyt, niższe ceny surowców, rozładowanie zaburzeń w łańcuchach dostaw, wspierają niższą inflację w perspektywie kolejnych okresów. Niemniej na inflację w celu przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Jak duże mogą być w tym roku obniżki stóp procentowych i kiedy dojdziemy do celu inflacyjnego?

– Szybciej schodzimy z poziomem inflacji w tym roku, co powoduje, że szybciej zobaczymy jej jednocyfrowe poziomy. Zgodnie z retoryką RPP, będzie to istotny czynnik brany pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o wysokości stóp procentowych. Co więcej, ostatnie procesy spadku inflacji (z 18,4% r/r w lutym br. do 10,8% r/r w lipcu) nasiliły komentarze z RPP, a głównie ze strony prezesa NBP, o rosnącej przestrzeni do obniżek stóp procentowych w tym roku. Dlatego zakładaliśmy, że w tym roku już w okolicy września może nastąpić pierwsza obniżka stóp procentowych (co zresztą się stało), a kolejna do końca tego roku. W przyszłym roku proces chłodzenia inflacji spowolni, szczególnie w drugiej połowie. Zakończą się przede wszystkim efekty bazy, z którymi mieliśmy do czynienia w tym roku. Czyli dosyć istotne różnice w cenach między tym, co było w 2022 i 2023 r., które powodowały, że jak szybko w poprzednich latach inflacja przyrastała, tak szybko teraz spada, bo normalizowały się ceny surowców na świecie, w tym paliw, energii i żywności. Po wygaśnięciu tych elementów widzimy nadal potencjał do spadku inflacji, jednak w wolniejszym tempie. Szacujemy, że CPI zejdzie średnio z 6,2% w I kw. 2024 r. do 5,6% na koniec roku. Jeśli patrzeć na odczyty na koniec okresu, to widzimy je dosyć płasko. Dlatego jesteśmy przekonani, że w przyszłym roku i w kolejnych latach RPP może ostrożnie podchodzić do obniżek stóp procentowych i proces ten będzie wolniejszy, poza I kw., gdzie spodziewamy się jeszcze 50 pkt. baz., po 25 punktów w każdym kwartale, a cel inflacyjny osiągniemy bliżej 2026 r.

Mogą czekać nas jakieś zaskoczenia, jeśli chodzi o prognozy?

– Dużych zaskoczeń się nie spodziewamy, nasze projekcje z początku roku dość dobrze się sprawdzają, choć nigdy nie można wykluczyć pojawienia się nowych, istotnych czynników zewnętrznych. Oczywiście odrębną sprawą jest zakres dostosowywania się poszczególnych wskaźników do tego, co się dzieje.

Już we wcześniejszych projekcjach zakładaliśmy, że na poziomie konsumpcji w kraju i za granicą nastąpi pewne spowolnienie, co będzie rzutować na zapasy i eksport netto. Spodziewaliśmy się kontynuacji normalizacji poziomu zapasów. Po zeszłorocznym okresie znacznego gromadzenia zapasów przez przedsiębiorstwa, w tym roku następuje normalizacja i schodzenie z nich, co negatywnie kontrybuuje do PKB, zupełnie przeciwnie niż w ostatnich dwóch latach. Po stronie eksportu netto w tym roku, wobec mocniejszego hamowania importu niż eksportu, spodziewamy się istotnego pozytywnego wpływu na wynik PKB, choć w kolejnych okresach będzie on wygasał.

Warto zwrócić uwagę, że elementem, który pozytywnie przyczynił się do poprawy naszych prognoz, jest proces inwestycyjny. Inwestycje rosną pomimo opóźnień w procesie związanym z dostępem do środków z KPO. Widzimy, że przedsiębiorstwa inwestują. Ma to związek z dużymi wyzwaniami inwestycyjnymi, jakie stoją przed Polską w najbliższym czasie, jak inwestycje w obronność, transformacja energetyczna czy dostosowanie do ESG. Również z tego powodu, że popyt, który wygenerował się w poprzednich latach, także powoduje konieczność inwestycji. Rynek pracy jest ciasny, co inicjuje potrzebę inwestycji, chociażby w technologię umożliwiającą wzrost produktywności i wydajność pracy. To jest element, który powinien pozytywnie wpływać na nasz wzrost gospodarczy w kolejnych latach.

Grożą nam jakieś zewnętrzne zagrożenia, jeśli chodzi o gospodarkę?

– Ciągle jesteśmy w stosunkowo niepewnej sytuacji geopolitycznej. Wynika to z trwającego konfliktu na Ukrainie i można tu tworzyć wiele różnych scenariuszy. Jakiekolwiek perturbacje, jeśli miałyby następować, to chociażby te ze względu na wzrost ryzyka geopolitycznego. Na pewno jest to ryzyko dla naszego kraju, chociażby w kontekście możliwych zawirowań na rynkach finansowych. Kolejną sprawą jest nadal duża niewiadoma, jeśli chodzi o surowce energetyczne. Oczywiście w tym roku nie jesteśmy na takim poziomie ryzyka, w kwestii np.  cen energii, jak to było w minionym roku. Mamy obecnie znaczną dywersyfikację źródeł dostaw, ale z drugiej strony nie wiemy np., jak ostra w tym roku będzie zima. To też ma przełożenie na popyt i jednocześnie na możliwości dostosowania się podaży, co może wpływać na wzrost cen.

Kolejnym aspektem jest powrót gospodarek światowych na tory wzrostu gospodarczego. Nie wiemy, jak szybko nastąpi reaktywacja gospodarek globalnych w momencie, w którym główne banki centralne zakończą cykle podwyżek stóp procentowych i kiedy rozpocznie się proces luzowania monetarnego, a to jednocześnie będzie przekładać się na tempo wzrostu popytu na surowce. Na razie pozostajemy w fazie chłodzenia gospodarek przez banki centralne w UE i USA, żeby zbić inflację, choć jesteśmy już bliżej niż dalej końca tego cyklu. To także element ryzyka, w kontekście kształtowania się naszej inflacji i polityki monetarnej, biorąc pod uwagę znaczący udział czynników podażowych w cenach konsumenckich. Na razie ryzyka te, jak je ważymy, są umiarkowane i w naszych scenariuszach bazowych nie zakładamy szybkiego powrotu do środowiska mocno inflacyjnego, choć nie można tego wykluczać.

Czy ostatnio ogłaszane przez polityków propozycje transferów środków do różnych grup społecznych mogą znacząco wpłynąć na gospodarkę, w tym poziom inflacji?

– Co do zasady wspieranie konsumpcji poprzez luźną politykę fiskalną z reguły ma jakieś przełożenie na procesy inflacyjne, ale zależy to od jej skali. Na razie wiemy o 800+, czyli de facto powinniśmy rozważać ten dodatkowy impuls powyżej 500+, bo to już funkcjonuje. Zakładając w naszych modelach te dodatkowe środki, które popłyną z tytułu 800+, nie widzimy ryzyka istotnego przyspieszenia inflacji. Oczywiście per saldo wszystko zależy od tego, jakie programy się jeszcze pojawią i jakie zostaną wprowadzone. Rok wyborczy sprzyja nowym propozycjom, jednak nie wiadomo, ile z nich finalnie trafi na rynek. Zakładam, że w momencie, w którym pojawiłyby się jakieś bardzo istotne impulsy fiskalne, można spodziewać się również dostosowania na poziomie polityki monetarnej. Dlatego wszystko zależy od rodzaju nowych rozwiązań i ich skali. Na razie zakładane w naszych modelach programy nie wskazują na przerwanie procesu obniżania inflacji.

Jakie zmiany zachodzą obecnie w gospodarce światowej i jaki może być ich wpływ na nasz kraj?

– W wymianie handlowej dostrzegamy udrożnienie kanałów dostaw. Z jednej strony widać to we wskaźnikach takich, które obrazują chociażby ceny frachtów morskich lub pokazują, jak funkcjonują na świecie łańcuchy dostaw, jak wpływają na normalizację i dojście do poziomu status quo sprzed pandemii. To miało w tym roku istotny wpływ na inflację, bo ceny się też znormalizowały, zwłaszcza te, które były podbijane przez ww. niedrożności. Z drugiej strony gospodarka światowa przeszła też na trochę inne tory, bo po pandemii zorientowano się, że nie można tylko patrzeć na dostawy typu just-in-time (JIT). Teraz przechodzi się w tryb tzw. just-in-case (JIC), który polega na dostarczaniu lub magazynowaniu surowców i wyrobów gotowych z wyprzedzeniem, tak aby przez cały czas mieć zapewnioną wystarczającą dostępność zapasów. Główne światowe koncerny myślą o dywersyfikacji swoich dostawców. Wybierając kierunki lokowania nowych inwestycji i szukania dostawców, zwracają dziś większą uwagę na to, żeby były one bezpieczne. Poziom bezpieczeństwa można różnie mierzyć. To np. takie regiony, w których jest małe prawdopodobieństwo wystąpienia jakichś konfliktów geopolitycznych, ale też duże znaczenie mają funkcjonujące w danym regionie rozwiązania legislacyjne. Dlatego np. kraje Unii Europejskiej mają tu przewagę nad wyborami azjatyckimi. To jest też argument, który pokazuje, że klimat dla inwestycji w Polsce się poprawił. Mamy choćby dużą inwestycję Intela, która być może jest dobrym prognostykiem zainteresowania globalnych koncernów, ośmielając kolejnych dużych inwestorów. Polska w oczach inwestorów zagranicznych wydaje się też być, po pierwszym okresie związanym z wojną w Ukrainie, dość stabilnym regionem. Być może jest to też argument, żeby w przyszłości zobaczyć jeszcze wyższe tempo wzrostu inwestycji. Polska staje się także pretendentem do stania się zagłębiem technologicznym, z dużą liczbą wykształconych specjalistów dostępnych na rynku.

Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK