Bankowość i Finanse | Fundusze Inwestycyjne – Jest dobrze, a będzie lepiej
Od początku roku jest pani prezesem Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami. Jakie są, pani zdaniem, najważniejsze wyzwania dla tej instytucji i dla jej członków w tym roku?
– Wyzwań jest wiele i mają one różny charakter. Pod koniec ub.r. odbyło się walne zgromadzenie członków izby. Uzgodniliśmy wtedy najważniejsze zadania, które powinniśmy w tym roku zrealizować. Część z nich dotyczy zmian legislacyjnych, które naszym zdaniem powinny być wprowadzone po to, aby poprawić efektywność funkcjonowania funduszy inwestycyjnych, głównie w interesie ich uczestników. Zależy nam także, aby te korekty służyły naszej gospodarce.
Inne zadania na ten rok związane są ze wsparciem edukacji finansowej. Chodzi o przybliżenie szerokim środowiskom wiedzy o tym, czym są różne rodzaje funduszy inwestycyjnych i zarządzające nimi towarzystwa, jak działają, jakie korzyści mogą przynosić. Chcemy pokazać Polakom zalety długoterminowego oszczędzania poprzez instytucje działające na rynku kapitałowym.
Jeśli chodzi o zmiany legislacyjne, to w tym obszarze chcemy rozmawiać z regulatorami, np. o docelowym modelu wynagradzania dystrybutorów, co jest związane z kwestią tzw. zachęt, a także o doprecyzowaniu przepisów dotyczących pracowniczych planów kapitałowych. Wyzwaniem jest też bez wątpienia przekształcenie otwartych funduszy emerytalnych w fundusze inwestycyjne, które będą zarządzać środkami w ramach Indywidualnego Konta Emerytalnego powstałego w ramach przekształcenia OFE.
Kiedy mówi pani o „zachętach”, to ma pani na myśli opłaty pobierane przez dystrybutorów i kwestię od kogo mają dostawać tę zachętę – bezpośrednio od klienta czy też od funduszu inwestycyjnego?
– Tak. Generalnie chodzi o taki sposób pobierania wynagrodzenia za sprzedaż funduszy, by nie wywoływał on kontrowersji związanych z presją sprzedażową oraz był całkowicie transparentny dla uczestnika funduszu. Dzisiaj wynagrodzenie w imieniu funduszy pobierają dystrybutorzy od TFI. Ostatnie rozwiązania unijne wprowadziły dużo zamieszania w tej kwestii, nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach. Jesteśmy po wielu rozmowach i można powiedzieć, że mamy już pewne sukcesy, bowiem wszystkie środowiska zainteresowane tym problemem zgodziły się co do tego, w jakim kierunku powinny iść rozwiązania dotyczące opłaty dystrybucyjnej. Otoczenie rynku kapitałowego proponuje przyjęcie tzw. modelu luksemburskiego, gdzie poprzez fundusze jest wynagradzany dystrybutor. Jakie ostatecznie rozwiązania będą przyjęte, tego jeszcze nie wiemy, bowiem rozmowy nadal trwają.
Ważne jest także to, że Komisja Nadzoru Finansowego po konsultacjach ze środowiskiem wydała dodatkowe stanowiska dotyczące rozliczania i weryfikowania „zachęt”. Wynika z nich, że dystrybutorzy mogą nadal pobierać marże, co rozwiało istotną wątpliwość dotyczącą tej kwestii i powinno pomóc w rozwiązaniu impasu, w jakim znalazł się rynek.
Rozumiem, że władze unijne chcą doprowadzić do sytuacji, w której system wynagradzania dystrybutora jest przejrzysty i transparentny, kiedy wiadomo, kto mu płaci za doradzanie klientowi w zakupie tego lub innego produktu inwestycyjnego – chodzi o pewność, że działa on w interesie klienta. Jeśli klient ponosiłby samodzielnie opłatę dystrybucyjną, to osiągnięto by taką pewność?
– Rozwiązanie, w którym opłata jest pobierana bezpośrednio od klienta przez instytucję (dystrybutora), gdzie klient nabywa fundusz, pojawiło się w Holandii, ale się nie sprawdziło. Taki model nie przyjął się dlatego, że w Holandii, podobnie jak i w Polsce, klient bezpośrednio za taką obsługę nie płacił i nadal istnieje wielka bariera psychologiczna wobec takiego rozwiązania, kiedy to klienci musieliby ponosić koszty de facto za sprzedaż/nabycie instrumentu finansowego. Taką opłatę, jak dotąd, przekazywało TFI dystrybutorowi jednostek uczestnictwa z części pobieranej przez siebie za zarządzanie funduszem inwestycyjnym. Klient zatem nie widział rozliczenia między TFI a dystrybutorem, znał tylko wszystkie koszty ponoszone przez siebie. Obecnie mechanizm pobierania wynagrodzenia pozostaje ten sam, lecz po wprowadzeniu MiFID II uczestnik funduszu otrzymuje po pewnym czasie szczegółowe rozliczenie swojej inwestycji w funduszu inwestycyjnym. Jedna z koncepcji przewiduje zaś, że to klient będzie samodzielnie wnosił taką opłatę. Jest to rozwiązanie niezwykle trudne do wprowadzenia w naszych warunkach. Po jego zastosowaniu w Holandii, gdzie świadomość ekonomiczna jest wyższa niż w Polsce, fundusze inwestycyjne zostały zmarginalizowane. Natomiast przedstawiciele rynku kapitałowego w Polsce proponują już wspomniane przeze mnie rozwiązanie oparte na tzw. modelu luksemburskim.
To rozwiązanie z perspektywy uczestnika funduszu jest równie transparentne. W tym modelu klient mógłby dokonywać wyboru rodzaju standardu usługi, z której chciałby skorzystać. Mogłoby to być doradztwo podstawowe lub np. usługa ekskluzywna dla tzw. klientów premium. Klient wiedziałby, jakie opłaty są pobierane z jego środków przez fundusz inwestycyjny w celu wynagrodzenia dystrybutora. Naszym zdaniem, implementacja tego rozwiązania do polskiego systemu prawnego byłaby korzystna.
Od wielu miesięcy klienci wycofują więcej środków z funduszy inwestycyjnych, niż do nich wpłacają. Wydaje się, że ma to związek z aferą GetBack i utratą zaufania do tej formy inwestowania. Co zamierzają państwo zrobić, aby przełamać tę negatywną tendencję?
– Nie dotyczy to jednak wszystkich rodzajów funduszy. Saldo sprzedaży funduszy o tzw. niskim poziomie ryzyka w minionym roku w każdym miesiącu było dodatnie, zaś wartość sprzedaży funduszy całego rynku kapitałowego w 2019 r., do listopada włącznie, to prawie 300 mln zł na plusie. Co prawda klienci wycofują się z funduszy absolutnej stopy zwrotu, akcyjnych i mieszanych, ale z nawiązką wpłacają środki do funduszy dłużnych i krótkoterminowych dłużnych. W ostatnim czasie fundusze dłużne osiągają lepsze stopy zwrotu niż te inwestujące w akcje, więc można podkreślić racjonalne zachowania klientów. Jeśli chodzi o problem ich zaufania, to najlepszym sposobem na jego odzyskanie jest transparentność. Ale trend, o którym pan mówi, to nie jest tylko efekt wydarzeń związanych z GetBack, ale także skutek tego, co się dzieje na rynku kapitałowym nie tylko w Polsce. Żyjemy w otoczeniu niskich stóp procentowych i niskich stóp zwrotu. Stąd działania samej IZFiA pokazujące efekty długoterminowego oszczędzania za pomocą funduszy inwestycyjnych mogą być czynnikiem pozytywnym. Liczę na to, że pojawi się tu także efekt edukacyjny pracowniczych planów kapitałowych. Uczestnicy PPK będą mogli zobaczyć, jak działają fundusze inwestycyjne, co być może przyczyni się do rozwoju takich produktów, jak IKE czy IKZE.
Duże nadzieje pokładamy we wdrożonej Strategii Rozwoju Rynku Kapitałowego oraz w zmianach legislacyjnych, które przełożą się na większą stopę zwrotu dla klientów funduszy inwestycyjnych. Liczymy na lepsze corporate governance w spółkach giełdowych, także tych kontrolowanych przez Skarb Państwa.
Wierzę, że ten rok będzie przełomowy, jeśli chodzi o zainteresowanie klientów inwestowaniem za pośrednictwem funduszy, co poprawi sytuację na giełdzie w Warszawie. Pozytywne nastawienie konsumentów może wpłynąć na przekształcenie OFE oraz dopływ na giełdę nowego kapitału pochodzącego z PPK.
Wracając do konsekwencji afery GetBack na rynek, to sądzę, że w tej chwili powoli przełamujemy negatywny obraz, który powstał po tym wydarzeniu. Niewątpliwie na poprawę sytuacji wpływają działania KNF, która konsekwentnie podejmuje szereg decyzji zamykających tę sprawę.
Jednocześnie pragnę podkreślić, że na około 60 TFI oferujących w sumie ponad 1200 funduszy inwestycyjnych mieliśmy do czynienia tylko z kilkoma, które nie dochowały należytej staranności. Przytłaczająca większość instytucji działa na rynku zgodnie z regułami prawa i w najlepiej pojętym interesie swoich klientów.
Fundusze inwestycyjne podjęły działania, które są nakierowane na lepsze informowanie konsumentów w celu uniknięcia missellingu. Sama zaś IZFiA ma zamiar wypracować dobre praktyki dotyczące różnych obszarów działania funduszy. Mam nadzieję, że to wszystko, o czym powiedziałam, przyczyni się do zwiększenia zaufania do funduszy inwestycyjnych i do całego rynku kapitałowego.
Wspomniała pani o istotnym dla rynku kapitałowego w tym roku wydarzeniu, jakim jest przekształcenie OFE. Jakie to rodzi szanse dla funduszy inwestycyjnych?
– To jest szansa przede wszystkim dla klientów, bo w końcu spór o to, czy ich środki są prywatne, czy publiczne zostanie ostatecznie rozstrzygnięty. Z punktu widzenia instytucji finansowych jest to ujednolicenie. W efekcie tej zmiany nie będzie ich kilka rodzajów, ale pozostaną na rynku tylko fundusze inwestycyjne, które będą środkami klientów zarządzać. Po połączeniach w ramach grup kapitałowych okaże się, że aktywa funduszy inwestycyjnych znacznie urosną, co jest korzystne dla klientów i gwarantuje większą stabilność środków, zwłaszcza tych przeznaczonych do długoterminowego inwestowania.
W efekcie przekształcenia OFE w IKE, gdzie klienci będą mogli mieć – w odróżnieniu do OFE – pewien wpływ na strategię inwestycyjną działających na ich rzecz funduszy inwestycyjnych pojawi się problem kompetencji konsumentów, którzy w dużej masie trafią na rynek kapitałowy.
– To jest problem edukacji ekonomicznej, która będzie bardzo potrzebna. Dobrze się stało, że w podstawie programowej dla liceów wprowadzono wątek dotyczący długoterminowego oszczędzania. Są tam nie tylko kwestie dotyczące systemu emerytalnego, ale także funduszy inwestycyjnych. Ta część edukacji ekonomicznej powinna być, moim zdaniem, bardziej rozbudowana, i mam nadzieję, że w programach dla szkół podstawowych tego typu nauczanie będzie prowadzone. Rozmawiamy na ten temat z Ministerstwem Finansów w ramach Rady Rozwoju Rynku Finansowego.
Widać już wyraźnie, że Polacy zaczynają zdawać sobie sprawę, iż ich pieniądze powinny pracować. Obserwują coraz mniejszą opłacalność lokat bankowych i w związku z tym szukają innych sposobów oszczędzania. Uświadamiają sobie, że ich przyszłe emerytury gwarantowane przez ZUS nie zapewnią im oczekiwanego poziomu życia. W tej sytuacji wielu z nich będzie szukało możliwości długoterminowego oszczędzania razem z funduszami inwestycyjnymi, podobnie jak to ma miejsce w krajach bardziej rozwiniętych gospodarczo.
Widzę tu też ogromną edukacyjną rolę PPK. Polacy, uczestnicy programu, przez różnego rodzaju aplikacje, także telefoniczne, będą mogli obserwować, jak ich pieniądze pracują i być może wyciągną z tych obserwacji wniosek, że warto dodatkowo oszczędzać z funduszami inwestycyjnymi.
Ale może wystąpić taka sytuacja, w której wiele osób po likwidacji OFE znajdzie się w IKE i równocześnie nie przystąpi do PPK. Tak więc w ich przypadku ten walor edukacyjny, o którym pani mówi nie wystąpi.
– Jednak będą korzystali z IKE i obserwowali, jak działa ich fundusz inwestycyjny, jak pomnaża ich środki i, być może, zmienią zdanie i przystąpią do PPK oraz skorzystają również z innych form dodatkowego, w pełni dobrowolnego oszczędzania, zwłaszcza że opłaty pobierane przez fundusze za zarządzanie w programach przeznaczonych na gromadzenie środków na cele emerytalne są niezwykle niskie.
Wspominała pani, że IZFiA widzi potrzebę pewnych zmian w ustawie o PPK. O jakie konkretnie zmiany chodzi?
– Chodzi o zmiany na poziomie operacyjnym, na linii pracodawca – instytucja finansowa, jak również na linii pracownik – pracodawca.
Potrzebna jest większa digitalizacja programu. Są do doprecyzowania pewne aspekty związane z ustawą o przeciwdziałaniu praniu brudnych pieniędzy. Te nieprecyzyjne uregulowania utrudniały, a nawet uniemożliwiały, przekazywanie przez pracodawcę wrażliwych danych, np. związanych z dowodem osobistym.
Jak fundusze inwestycyjne oceniają pierwszy etap wdrażania PPK i jakie wiążą nadzieje z kolejnym, w którym program trafi już do średnich firm?
– Zawsze chcemy więcej i zawsze chcemy lepiej. Mogło być lepiej, ale jest dobrze, a będzie lepiej. Pierwszy etap wdrażania programu wymagał bardzo intensywnej pracy zarówno ze strony Polskiego Funduszu Rozwoju, jak i poszczególnych instytucji finansowych. To były spotkania i szkolenia z pracownikami i pracodawcami, do tego kampania informacyjna i reklamowa skierowana do rozproszonego odbiorcy. Średni poziom partycypacji wynoszący 39% na starcie programu od zera nie jest zły. Ale jeśli spojrzymy na młodsze grupy pracowników do 55. roku życia, to okaże się, że do programu przystąpiło 46% uprawnionych. To jest właśnie ta grupa, która najbardziej skorzysta z tego programu. Sądzę jednak, że trzeba jeszcze włożyć dużo wysiłku w zachęcanie do niego tych osób, które już teraz z niego zrezygnowały. Warto to robić, bo moim zdaniem, to jest najlepszy program oszczędnościowy, na którym trudno jest pracownikowi ekonomicznie stracić.