Argentyna wychodzi na prostą

Argentyna wychodzi na prostą
Źródło: Mariano - stock.adobe.com
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
W styczniu ’25 inflacja mierzona w relacji do poprzedniego miesiąca (month on month – MoM) spadła w Argentynie do 2,2 proc. Na Zachodzie poszłaby na taką wieść trwoga i dzwony biłyby na larum, ale w Buenos Aires ciche święto. To najniższa od prawie pięciu lat wartość wskaźnika miesięcznych wzrostów cen w tym kraju.

Spadek w porównaniu ze szczytem w lipcu ’20 jest spektakularny – w styczniu ’24 inflacja MoM wyniosła 20,6 proc.

Przypomina się rok 1990 i słynna anegdota o wybuchu radości w ekipie Leszka Balcerowicza na wieść, że zaczęły tanieć jajka.

Bardzo ważne jest to co dzieje się od roku w gospodarce Argentyny. Nie tylko dla ciężko chorej od dekad południowoamerykańskiej matrony, ale także dla wielkich połaci świata pogrążonych w biedzie i kryzysach finansowych.

Nowy prezydent Argentyny Javier Milei objął urząd dopiero 15 miesięcy temu i ani mu w głowie rozstanie z piłą łańcuchową jako metaforycznym atrybutem zapowiedzi wyborczych przekuwanych teraz w czyny.

Celem jest wydobycie kraju z ciągłego od ponad pół wieku kryzysu. Przez lata trudności były zagłaskiwane, odprawiano modły w intencji ich odejścia, praktykowano gusła demagogii i tzw. postępowej ekonomii. Teraz są traktowane pięścią na co po stokroć zasłużyły.

Czytaj także: Czy umowa UE z Mercosur uderzy w polskie rolnictwo?

Argentyna i wolność gospodarcza

O poprzednikach J. Milei mówiono, że ciążyli ku lewicy, chociaż słuszniej nazywać ich oportunistycznymi krętaczami miłującymi władzę, co jest zmorą polityki w całym świecie.

Poprzednią, wieloletnią  metodą było grube pudrowanie ciężkich ran, żeby mniej przykro było na nie patrzeć. Powiększano deficyty budżetowe, zalepiając je papierem z ogromnego dodruku nowych banknotów. Argentyńskie peso stało się bezwartościowe, a wielka inflacja była chroniczna.

Własny rynek był „broniony” cłami importowymi, ale cłami obciążano także eksport pszenicy i mięsa, czyli głównych produktów kraju. To nie wystarczało, więc wprowadzano kontrole cen z nieuniknionym skutkiem w postaci  stałych braków towarów i usług, w tym mieszkaniowych.

Heritage Foundation prowadzi ranking wolności gospodarczej. W najnowszej edycji Argentyna była w nim na 145. miejscu, zaraz przed Pakistanem. Brak wolności w gospodarce prowadzi do braku pieniędzy. A czy jest szczęście bez pieniędzy, choćby małych?

„El Loco” (Szaleniec) Milei stawia zatem sprawy z głowy na nogi. Ściął przez rok wydatki rządowe o 30 proc. i z pewnością doświadczy lepszych tego efektów niż prezydent Trump i prezes Musk ujrzą w Stanach.

Czytaj także: Bankowość i Finanse | Zagranica | Czy Argentyna przyjmie dolara?

Przewaga klasycznej ekonomii

MFW to nie wyrocznia, ale sroce spod ogona nie wypadł, więc warto wiedzieć, że Fundusz przewiduje na ten rok 5-procentowy wzrost gospodarczy w Argentynie. W ’24 był spadek o 2,8 proc., szykuje się zatem spore odbicie.

W wyniku ozdrowieńczych działań prezydenta Milei szczególnie ucierpieli biedni mieszkańcy, których w krajach pogrążonych w kryzysie jest zawsze najwięcej. Zgodnie z normalnym rozkładem statystycznym i w myśl prawa wielkich liczb, taki skutek był nieunikniony, chyba że milej komu być w ciężkiej chorobie.

Jeśli np. „odbierać” co miesiąc każdej z jednego miliona osób po 100 peso zbierze się po roku 1,2 mld peso. Jeśli rekwirować tysiącowi zamożnych osób, też co miesiąc, po 50 tys. peso, urobek będzie dwa razy mniejszy – wyniesie 600 mln peso.

Biedak pozbawiony 100 peso będzie oczywiście jeszcze biedniejszy, ale to wytrzyma, podczas gdy gospodarka umrze, gdy zabraknie jej zasilania w wyniku rekwirowania kapitałów i przeznaczania ich na bezowocne cele socjalne.

To wyświechtany slogan, ale nie udało się dotychczas wyleczyć raka płuc syropkiem na kaszel, a bóle po ciężkiej operacji ratującej życie są nieuniknione i zazwyczaj bardzo dotkliwe.

Nie da się też przenieść cierpień poszkodowanych na nieliczne grono zdrowszych lub całkiem zdrowych, ale i tak wielu ma to za złe Javierowi Milei, tak jak u nas Leszkowi Balcerowiczowi.

W Argentynie żyje się nadal bardzo ciężko, ale na razie ok. połowa mieszkańców przyklaskuje działaniom prezydenta. Jeśli nie spocznie i nie przyfasonuje mu ktoś/coś z flanki, za parę lat będzie tam lepiej, a za kilka – całkiem nieźle.

Jeśli tak się stanie, będzie to kolejny dowód na to, że twarda ekonomia klasyczna służy ludziom i państwom lepiej niż ekonomia z ozdobnikami w opisach tej czy innej.

Świat czeka na Argentynę wychodzącą na dobre z jej problemów, bo mogłaby świecić przykładem dla innych.

Nie trzeba przy tym, a nawet nie wolno podzielać wszystkich poglądów i obsesji Javiera Milei wierząc, że wyborcy powstrzymają jego niezdrowe zapędy na polach pozagospodarczych.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.
Źródło: BANK.pl