Argentyna wychodzi na prostą

Spadek w porównaniu ze szczytem w lipcu ’20 jest spektakularny – w styczniu ’24 inflacja MoM wyniosła 20,6 proc.
Przypomina się rok 1990 i słynna anegdota o wybuchu radości w ekipie Leszka Balcerowicza na wieść, że zaczęły tanieć jajka.
Bardzo ważne jest to co dzieje się od roku w gospodarce Argentyny. Nie tylko dla ciężko chorej od dekad południowoamerykańskiej matrony, ale także dla wielkich połaci świata pogrążonych w biedzie i kryzysach finansowych.
Nowy prezydent Argentyny Javier Milei objął urząd dopiero 15 miesięcy temu i ani mu w głowie rozstanie z piłą łańcuchową jako metaforycznym atrybutem zapowiedzi wyborczych przekuwanych teraz w czyny.
Celem jest wydobycie kraju z ciągłego od ponad pół wieku kryzysu. Przez lata trudności były zagłaskiwane, odprawiano modły w intencji ich odejścia, praktykowano gusła demagogii i tzw. postępowej ekonomii. Teraz są traktowane pięścią na co po stokroć zasłużyły.
Czytaj także: Czy umowa UE z Mercosur uderzy w polskie rolnictwo?
Argentyna i wolność gospodarcza
O poprzednikach J. Milei mówiono, że ciążyli ku lewicy, chociaż słuszniej nazywać ich oportunistycznymi krętaczami miłującymi władzę, co jest zmorą polityki w całym świecie.
Poprzednią, wieloletnią metodą było grube pudrowanie ciężkich ran, żeby mniej przykro było na nie patrzeć. Powiększano deficyty budżetowe, zalepiając je papierem z ogromnego dodruku nowych banknotów. Argentyńskie peso stało się bezwartościowe, a wielka inflacja była chroniczna.
Własny rynek był „broniony” cłami importowymi, ale cłami obciążano także eksport pszenicy i mięsa, czyli głównych produktów kraju. To nie wystarczało, więc wprowadzano kontrole cen z nieuniknionym skutkiem w postaci stałych braków towarów i usług, w tym mieszkaniowych.
Heritage Foundation prowadzi ranking wolności gospodarczej. W najnowszej edycji Argentyna była w nim na 145. miejscu, zaraz przed Pakistanem. Brak wolności w gospodarce prowadzi do braku pieniędzy. A czy jest szczęście bez pieniędzy, choćby małych?
„El Loco” (Szaleniec) Milei stawia zatem sprawy z głowy na nogi. Ściął przez rok wydatki rządowe o 30 proc. i z pewnością doświadczy lepszych tego efektów niż prezydent Trump i prezes Musk ujrzą w Stanach.
Czytaj także: Bankowość i Finanse | Zagranica | Czy Argentyna przyjmie dolara?
Przewaga klasycznej ekonomii
MFW to nie wyrocznia, ale sroce spod ogona nie wypadł, więc warto wiedzieć, że Fundusz przewiduje na ten rok 5-procentowy wzrost gospodarczy w Argentynie. W ’24 był spadek o 2,8 proc., szykuje się zatem spore odbicie.
W wyniku ozdrowieńczych działań prezydenta Milei szczególnie ucierpieli biedni mieszkańcy, których w krajach pogrążonych w kryzysie jest zawsze najwięcej. Zgodnie z normalnym rozkładem statystycznym i w myśl prawa wielkich liczb, taki skutek był nieunikniony, chyba że milej komu być w ciężkiej chorobie.
Jeśli np. „odbierać” co miesiąc każdej z jednego miliona osób po 100 peso zbierze się po roku 1,2 mld peso. Jeśli rekwirować tysiącowi zamożnych osób, też co miesiąc, po 50 tys. peso, urobek będzie dwa razy mniejszy – wyniesie 600 mln peso.
Biedak pozbawiony 100 peso będzie oczywiście jeszcze biedniejszy, ale to wytrzyma, podczas gdy gospodarka umrze, gdy zabraknie jej zasilania w wyniku rekwirowania kapitałów i przeznaczania ich na bezowocne cele socjalne.
To wyświechtany slogan, ale nie udało się dotychczas wyleczyć raka płuc syropkiem na kaszel, a bóle po ciężkiej operacji ratującej życie są nieuniknione i zazwyczaj bardzo dotkliwe.
Nie da się też przenieść cierpień poszkodowanych na nieliczne grono zdrowszych lub całkiem zdrowych, ale i tak wielu ma to za złe Javierowi Milei, tak jak u nas Leszkowi Balcerowiczowi.
W Argentynie żyje się nadal bardzo ciężko, ale na razie ok. połowa mieszkańców przyklaskuje działaniom prezydenta. Jeśli nie spocznie i nie przyfasonuje mu ktoś/coś z flanki, za parę lat będzie tam lepiej, a za kilka – całkiem nieźle.
Jeśli tak się stanie, będzie to kolejny dowód na to, że twarda ekonomia klasyczna służy ludziom i państwom lepiej niż ekonomia z ozdobnikami w opisach tej czy innej.
Świat czeka na Argentynę wychodzącą na dobre z jej problemów, bo mogłaby świecić przykładem dla innych.
Nie trzeba przy tym, a nawet nie wolno podzielać wszystkich poglądów i obsesji Javiera Milei wierząc, że wyborcy powstrzymają jego niezdrowe zapędy na polach pozagospodarczych.
