Brak śmigłowców wsparciem polskiego budżetu
O czymże dumać na paryskim bruku?
Siędę, napiszę jaką rzecz do druku (…).
Tak zaczyna się parafraza, a właściwie unowocześnione streszczenie Pana Tadeusza pióra nieodżałowanego Andrzeja Waligórskiego. W przypadku autora problem można określić krótko: o czymże pisać na warszawskim bruku?
Najkrótszym streszczeniem minionego tygodnia może być sformułowanie: aborcja caracali. Łączy w sobie dwa główne tematy: czarny protest przeciwko barbarzyńskiemu projektowi „obrońców życia” i rezygnację z zakupu śmigłowców Caracal. Ten portal to nie miejsce na dyskusje o życiu poczętym, zatem niech będą helikoptery.
Głównym problemem całego przetargu był zdaje się fakt, że żadna oferta do końca wymagań (wyśrubowanych) nie spełniała. Drugim fakt, że w przetargu brały udział koncerny, mające swoje spółki w Polsce: PZL-Świdnik jest częścią grupy AgustaWestland, a PZL Mielec to spółka zależna Sikorsky Aircraft Corporation. W tej sytuacji wybór trzeciego oferenta – Airbus Helicopters – był decyzją jeśli nie samobójczą, to karkołomną. Pomijając, że wszyscy zainteresowani sprzedawcy chcieli nam opchnąć średni towar drugiej świeżości, to ówczesne władze MON ściągały sobie na kark rozwścieczonych związkowców, którzy znakomicie potrafili znaleźć sobie chętnych do obrony posłów opozycji.
A teraz clou wszystkiego. Zapewne śmigłowcowe potrzeby polskiej armii mają w przypadku decyzji o zerwaniu rozmów z Francuzami (jej ogłoszenie niemal w przeddzień wizyty prezydenta Francis Hollande’a wyglądało na prowokację – i tak zostało przez Francuzów potraktowane: wizyta została odwołana; teraz pora na reperkusje) znaczenie marginalne, podobnie jak informacja o ogłoszeniu kolejnego przetargu. Najważniejsze jest zachowanie w budżecie kwoty ponad 13 mld zł. Airbus Helicopters będzie walczył o odszkodowanie (my podobno też), ale to pieśń dalekiej przyszłości. teraz zaoszczędzone miliardy będzie można przeznaczyć na zbożne cele (o których pisałem w poprzednim felietonie). A żołnierze… Cóż, nie zastrajkują, a kogo obchodzi, czym będą latać. W razie (odpukać) konfliktu zbrojnego będziemy przecież mieli Obronę Terytorialną, dzielnie wspieraną przez rzesze kapelanów.
Przemysław Szubański