Za jednego dolara zapłacimy jedno euro już w tym roku?

Za jednego dolara zapłacimy jedno euro już w tym roku?
Fot, stock.adobe.com / JohnKwan
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Dolar wspina się coraz wyżej, zostawiając inne ważne waluty w dole. Pojawili się odważni i poważni zarazem, którzy sądzą, że za kilka tygodni, a więc pod koniec tego roku, w zmaganiach dolara z euro może być wynik $1 do €1, pisze Jan Cipiur.

Byłoby to zdarzenie historyczne, ponieważ przez minione 20 lat dolar był słabszy, a wart tyle samo co euro tylko przez kilka dni na przełomie września i października 2022 roku.

Jeszcze wyższy od obecnego skok dolara byłby brzemienny dla gospodarki USA oraz świata, ponieważ waluta amerykańska to w globalnych finansach nieodmiennie numer 1.

Donald Trump wzmacnia siłę przyciągania do dolara

Najkrótsza odpowiedź na pytanie dlaczego dolar mężnieje w oczach – zawiera się w nazwisku Donald Trump. Świat wierzy, że nowy-stary prezydent spełni swe obietnice przedwyborcze, w tym bojowego zwarcia na restrykcyjne cła z Chinami, co umocni gospodarkę USA, ale też podsyci tam inflację.

W warunkach wielkiej niepewności geopolitycznej (Ukraina, Bliski Wschód, Chiny-Tajwan) i w konsekwencji oczekiwań dalszej poprawy w gospodarce USA spodziewany jest jeszcze wyższy przepływ zasobów finansowych z zagranicy do Ameryki nazywanej słusznie „bezpieczną przystanią” (safe haven).

Siłę przyciągania do dolara wzmacniają również prognozy wieszczące nawet lekkie natężenia inflacji, ponieważ oznacza to wyższe tam stopy procentowe, a więc lepsze zarobki na obligacjach skarbowych USA.

Oba powyższe i inne, pomniejsze, czynniki oznaczają wyższy popyt na dolara ze strony posiadaczy euro, jenów, funtów, czy złotych, a w efekcie wzrost ceny dolarów wyrażanej w innych walutach, co nazywamy właśnie wzrostem kursu dolara kosztem innych walut.

Czytaj także: Branża kryptowalutowa wierzy w Donalda Trumpa

Mocniejszy dolar a gospodarka USA

Silny dolar nie jest tak dobry dla amerykańskiej gospodarki, jak dolar rozsądnie nie za mocny. „Niemocność” nie jest jednak stałą, jest cechą zmienną zależną od okoliczności. To m.in. dlatego męczą nas codziennie newsami i komentarzami walutowymi.

Mocniejszy dolar oznacza dla Amerykanów spadek cen towarów z importu oraz tańsze podróże po świecie. Niby dobrze. Są jednak obawy, że nastąpi powtórka ze wspomnianego 2022 roku, a więc że duża zwyżka dolara i hossa gospodarcza wywoła powrót wysokiej inflacji, czego ludzie nie lubią

Wraz z inflacją następuje (z reguły) podwyżka stóp procentowych, czego nie cierpi z kolei biznes. Droższy kredyt po podniesieniu głównych stóp procentowych przez bank centralny to przecież wyższe koszty i spowolnienie. I tak „w koło Macieju”.

Silny dolar a globalna gospodarka

Negatywne konsekwencje silnego dolara dla świata to wzrost cen energii uzyskiwanej z ropy i gazu, których ceny wyznaczane są w dolarach. Przy kursie 3,80 zł za dolara polski importer zapłaci za ropę o wartości 1000 dolarów – 3 800 zł. Gdy złoty spadnie (a dolar wzrośnie) do 4,20 zł/dol., rachunek za tę samą ilość wyniesie 4 200 zł, czyli będzie wyższy o 10 proc.

Jednocześnie poprawia się pozycja eksporterów. Problem polega na tym, że nasi sprzedają głównie na obszarze Unii. Kasują zatem nie dolary, a euro, więc ważna jest dla nich przede wszystkim cena waluty unijnej.

W wymiarze globalnym najgorszą konsekwencją dolara drogiego przez długi okres byłoby zaostrzenie kryzysu zadłużeniowego świata w wyniku większych kosztów odsetek i konieczności rolowania starych długów na gorszych warunkach. W wielu państwach drogi dolar oznacza silniejszą inflację.

To nie wszystko. W jednej z zeszłorocznych publikacji Międzynarodowego Funduszu Walutowego (The External Sector Report) podsumowano badania, według których wzrost wartości dolara o 10 proc. oznacza w państwach goniących (emerging) spadek produkcji o 1,9 proc. W państwach bogatych skutek jest mniejszy, ale nadal zauważalny  – spadek wynosi 0,6 proc.

Ponadto, otrząsanie się ze szkodliwych skutków silnego dolara trwa w państwach goniących 2,5 roku, a w państwach bogatych rok. Też długo.

Czytaj także: Co dla amerykańskiej i światowej gospodarki oznacza prezydentura Donalda Trumpa?

„Dolar to nasza waluta, ale wasz problem”

Na koniec koniecznie trzeba podkreślić, że prezydent USA na urzędzie, to nie Donald Trump na wiecach wyborczych, a nawet jeśli będzie starał się spełnić obietnice, to niekoniecznie szło mu będzie z tym gładko

Postawić się mogą Stanom Chiny i Japonia, które nie chciałyby zbyt dużego osłabienia juana lub jena. Obaj azjatyccy giganci trzymają w amerykańskich obligacjach mniej więcej 2 biliony (2 000 mld) dolarów i mogą nie zechcieć udzielać Ameryce kolejnych pożyczek. Ich „bunt” spowodowałby osłabienie dolara.

Po szefie Fed nie widać zaniepokojenia. Jerome Powell powiedział w tych dniach w Dallas, że „gospodarka nie wysyła jakichkolwiek sygnałów, że mielibyśmy pospieszać z obniżką stóp”

The Economist przypomniał w tych dniach słynny bon mot z 1971 roku ówczesnego sekretarza skarbu Johna Conolly, który uświadomił swoim europejskim odpowiednikom, że „dolar to nasza waluta, ale wasz problem”.

Tak jest nadal, ale w porównaniu z tamtymi czasami mało kto ogląda jeszcze kreskówki z Kaczorem Donaldem (Donald Duck). Świat obserwuje dziś innego Donalda i jego dolca, po ichniemu Donald’s buck.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.
Źródło: BANK.pl