Przywrócić słowom wagę i sens

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

W teorii kryminalistyki brak dowodów uznaje się w określonych sytuacjach za dowód. W dyplomacji dopiero stanowcze dementi stanowi potwierdzenie faktów. Obie opisane hipotezy zdają się przystawać do szumu informacyjnego po tragicznym finale lotu z Amsterdamu do Kuala Lumpur.

Przed szczytem unijnych ministrów spraw zagranicznych w akompaniamencie kłamliwej ofensywy kremlowskiej propagandy, jak ożywczy łyk wody ze strumienia zabrzmiały słowa Adama Daniela Rotfelda. Minister, dyplomata, ekspert w dziedzinie rozbrojenia przywrócił wagę słowom i proporcje w ocenie zjawisk. Na pytanie, gdzie zatrzyma się Rosja udziela jedynej możliwej odpowiedzi – tam, gdzie zostanie zatrzymana. Separatystów nazywa bandytami, nie tylko z racji ostatniej zbrodniczej pomyłki, ale w związku z udokumentowaną kryminalną przeszłością, udziałem  w wielu lokalnych konfliktach, gdzie jedyną ideologią były sute apanaże płacone w twardej walucie, kontrabanda i gwałty na cywilach. Wreszcie przywołując przykłady Nagornego Karabachu, czy Cypru, udowadnia, że samodzielne byty państwowe w Ługańsku, czy Doniecku, są tak realne jak obecność Twardowskiego na księżycu.

Pytanie, kiedy ta świadomość,dotrze do Władimira Putina pozostanie tak długo otwarte, jak długo Europa będzie w tej sprawie podzielona.

Dopóki wewnątrz rosyjskiej narracji ton nadaje szef Komisji Edukacji Rosyjskiej Dumy Państwowej – Wiaczesław Nikonow, który imię nosi na cześć swego niesławnej pamięci dziadka Wiaczesława Mołotowa, doprawdy trudno o optymizm.

Na razie rozpoczyna się dochodzenie z udziałem ekspertów holenderskich i międzynarodowych, tyle, że dowody znajdują się nie w Charkowie, lecz w Moskwie.

Skoro wiadomo, ze rozwiązania militarne nie wchodzą w grę, postawić trzeba na wyraziste – adekwatne do sytuacji słowa, konsekwentną dyplomację i realne wsparcie demokratycznych przemian w Ukrainie, która szuka swojej tożsamości, w imię wartości stanowiących spoiwo całego demokratycznego świata.

Od Rosji zależy dziś, po której ze stron tego procesu się opowie. Rzecz w tym, czy obecny jej władca zrozumie, że samodzielna demokratyczna Ukraina nie stanowi zagrożenia rosyjskich interesów. Przeciwnie. Powodzenie tego eksperymentu stanowić może zachętę do porzucenia mocarstwowych resentymentów na rzecz budowy otwartego, nowoczesnego państwa na miarę aspiracji i potencjału Narodu, który zawsze w dziejach płacił najwyższą cenę za rojenia swoich władców.