Niemcy będą strzelać polskimi racami
Polskie działa znów za Odrą
Polskie petardy określa się w Niemczech powszechnie mianem „Polenboller”, przy czym Böller oznacza również działko wojskowe, przez co definicja tego, co przybywa zza Odry brzmi bardziej wybuchowo.
Niemieccy eksperci krytykują, że polskie (też czeskie, włoskie, austriackie i chińskie) produkty z powodu niewłaściwego składu chemicznego (np. użycia czarnego prochu), albo wybuchają ze zbyt wielką mocą, albo za szybko po zapaleniu wadliwego lontu. Niektóre rodzaje zagranicznych petard są też zdaniem niemieckich pirotechników zbyt skomplikowane w obsłudze dla laika.
Od lat przed obcymi fajerwerkami ostrzega Federalny Instytut Badań Materiałowych ( Bundesanstalt für Materialforschung – BAM). Jego ekspert Christian Lohrer przypomina, że „jeśli raca eksploduje w ręku, nieuchronne są poważne obrażenia”. Co roku już od listopada czytam w prasie zestawienia danych o śmiertelnych wypadkach z poprzedniego Sylwestra, o urwanych dłoniach i innych okaleczeniach. Prawdziwy czytelniczy horror.
Pogorzelisko po straganie z racami polską atrakcją turystyczną
Duży odzew w niemieckich mediach i poruszenie w lokalnej społeczności wywołała w końcu 2016 r. eksplozja dużego straganu w Świnoujściu 300 metrów od granicy z Niemcami. W straganie sprzedawano ognie sztuczne, w które zaopatrywali się mieszkańcy i zimowi turyści z kurortów Ahlbeck, Heringsdorf i Bansin. Mieszkałem tam wtedy po stronie niemieckiej i byłem świadkiem ożywionych rozmów na temat wypadku. Do swoistych atrakcji turystycznych należało wtedy oglądanie pogorzeliska.
Wybuchowy przemyt
Już na wiele tygodni przed 31 grudnia pełne ręce roboty mają służby celne, polujące na idące z Polski transporty wyrobów pirotechnicznych, polskiej produkcji polskiej, ale też chińskiej uznawane za szczególnie niebezpieczne. Fajerwerki włoskie, austriackie i czeskie są też przemycane przez Polskę m.in. dlatego, że łatwo je kupić w sklepach i na rozbudowanych w naszym kraju targowiskach blisko granicy z Niemcami.
Najwięcej pracy mają lotne patrole Głównego Urzędu Celnego z Frankfurtu nad Odrą. Nie nudzą się też celnicy z Bawarii, graniczącej z Czechami.
Na początku grudnia w Niemczech skonfiskowano prawie trzydzieści tysięcy sztuk petard, rakiet, wyrzutni, flar, rac i innych sztucznych ogni oraz 315 kg materiału wybuchowego. Przed ubiegłorocznym Sylwestrem „uzysk” niemieckich służb celnych to ponad 150.000 dużych petard oraz 1,85 tony mniejszych sztuk.
Petardy przez internet
Przemytem parają się nie tylko zwykli entuzjaści fajerwerków, którzy w bagażnikach swych samochodów próbują przewieźć kilkanaście petard i rac do „własnego użytku”. To również proceder międzynarodowy. W tych dniach przeprowadzono obławy nie tylko w Niemczech (choć tam przede wszystkim), lecz także w Holandii oraz w Polsce. Zatrzymano 57 osób. W Niemczech przeszukano 53 mieszkania i magazyny, rekwirując tysiące petard i rac bez certyfikatu.
Sztuczne ognie można też zamówić przez Internet i dlatego niemieckie służby współpracują z pocztą, by wychwytywać „wybuchowe” przesyłki, zanim dotrą do adresata w Berlinie, Kolonii czy Hamburgu.
Niemcy wydają w swym kraju na sylwestrowe fajerwerki ok. 140 mln euro. Dane te podał Związek Przemysłu Pirotechnicznego (Verband der Pyrotechnischen Industrie – VPI). A przecież dochodzą jeszcze wydatki na sztuczne ognie, przemycone z zagranicy…
W tym roku nad Odrą, Sprewą, Łabą, Renem, Menem czy Wezerą znów będzie strzelanie, z certyfikatami bezpieczeństwa lub bez nich… Nadchodzi nocny koszmar dla psów i innych zwierząt.