Zmieniają się nastroje inwestorów
Wyniki finansowe spółek podtrzymywały dotąd hossę za oceanem, ale we wtorek widać było oznaki rozczarowania. Na naszym rynku, szczególnie w segmencie dużych firm, na poprawę wyników trudno liczyć. Zawiodły także dane z przemysłu. Mimo to indeksy poszły mocno w górę. Oba fakty mogą świadczyć o zmianach nastrojów graczy, idącej w różnych kierunkach.
Dzisiejsza sesja może mieć dla warszawskich byków spore znaczenie. Jeśli chcą dowieść swojej siły, muszą w przekonujący sposób przesunąć indeks blue chips na wyższą półkę, czyli przynajmniej w okolice 2450 punktów. Wtorkowa zwyżka oczywiście cieszy i dodaje nadziei na pozytywny scenariusz, ale też pozostawia pewien niedosyt. Na korzyść optymistów przemawia przede wszystkim powszechny charakter ruchu w górę oraz lekko rosnące obroty. Otoczenie tym razem nie przeszkadzało, więc trudno mówić o niezależności od jego wpływu, choć na tle pozostałych wskaźników, nasze wyraźnie się wyróżniały skalą wzrostu.
O sile rynku może przekonywać również brak reakcji inwestorów na znacznie słabsze niż się spodziewano dane o produkcji przemysłowej. Po pierwsze jednak, informacje z rodzimej gospodarki rzadko są natchnieniem dla graczy, po drugie, nie zmieniają zasadniczo optymistycznych perspektyw dla jej wzrostu, po trzecie, dość silna zwyżka na przekór danym, może sugerować, że jedynym co na rynku się zmieniło, są nastroje. To one, a nie twarde dane i argumenty, często decydują o kierunku ruchu na parkietach.
O poprawie nastrojów może świadczyć również zmiana opinii na temat wpływu zmian w systemie emerytalnym na giełdę. Do tej pory przeważały obawy przed ewentualną wyprzedażą akcji przez OFE oraz utyskiwania, że bez ciągłej od wielu lat presji popytowej z ich strony, nasz rynek nie da sobie rady i na hossę trzeba będzie długo poczekać. Od kilku dni coraz bardziej liczne są głosy, że w najbliższych tygodniach fundusze emerytalne przejdą do zdecydowanej ofensywy, chcąc zastanawiających się nad wyborem ich obecnych i przyszłych klientów przekonać do siebie bardzo dobrymi wynikami inwestycyjnymi. Jak będzie w rzeczywistości, nie wiadomo, ale jak wiadomo nie zawsze liczy się rzeczywistość, często ulegająca nastrojom inwestorów.
Niedosyt, o którym wspomniałem, może wynikać cofnięcia się popytu w końcowej części handlu i zmniejszenia skali wcześniejszej zwyżki. Powrót powyżej 2400 punktów nie był wskutek tego nadmiernie przekonywujący. Co ważniejsze, po raz drugi w ciągu ostatnich kilku dni byki zostały powstrzymane, a nawet zawrócone z drogi, w okolicach poziomu 2420 punktów. W cenach zamknięcia szczyt z poprzedniego czwartku został nieznacznie pokonany, ale konieczne wydaje się bardziej zdecydowane potwierdzenie chęci ruchu w górę. Także przy wsparciu ze strony większego kapitału.
Cień niepokoju pojawił się po wtorkowej sesji na Wall Street. Do tej pory w większości przypadków amerykańskich spółek publikowane wyniki były zgodne z oczekiwaniami lub minimalnie lepsze i rzeczywiście ten stan podtrzymywał indeksy na wysokich poziomach. Wczoraj była jednak widoczna zmiana. S&P500 poszedł w górę o 0,3 proc., zatrzymując się jeden punkt poniżej rekordu, ale Dow Jones o tyle samo spadł. A powodem tego spadku były między innymi zniżkujące notowania firm, które wczoraj ogłosiły zgodne z oczekiwaniami lub lepsze od nich wyniki (Verizon, Travelers, Johnson & Johnson, czy wcześniej publikowane Intel, General Electric). Po sesji lepszymi od prognoz wynikami pochwalił się IBM, AMD, Xilinx. Ich akcje także szły w dół w handlu poza sesyjnym.
Lepsze natomiast nastroje panowały w Azji. Na większości parkietów przeważały niewielkie wzrosty. W Szanghaju ich skala przekraczała jednak 2 proc. Znów więc możemy mówić o podobieństwach w zachowaniu się giełd chińskiej i warszawskiej. Jeśli ta korelacja miałaby być utrzymana, dziś powinniśmy obserwować spory wzrost przy Książęcej. Dobremu początkowi sesji sprzyjają sięgające 0,2 proc. poranne zwyżki kontraktów na amerykańskie i europejskie indeksy.
Roman Przasnyski
Open Finance