Złoty wiek przedsiębiorczości
Między 20 a 40 rokiem życia osiągamy najbardziej twórczy okres życia. Wtedy człowiek cieszy się optymalnym rozwojem fizycznym i umysłowym. Mamy inwencję i energię potrzebną, aby sprostać wyzwaniu, jakim jest ambitny biznes. Dzięki współczesnym technologiom, każdy z dostępem do internetu, bez ogromnych nakładów kapitałowych może spróbować wykorzystać ten czas na stworzenie przedsięwzięcia, które odniesie globalny sukces.
Startupy są najdoskonalszą formą współpracy między ludźmi, twierdzi Bill Gross, przedsiębiorca i założyciel inkubatora Idealab, który sfinansował ponad 100 firm w ciągu 20 lat. – Jeśli grupa ludzi z odpowiednimi zasobami i motywacją zorganizuje się w startup, pozwala jej to zrealizować potencjał drzemiący w człowieku w sposób nie spotykany nigdy wcześniej w historii. Taka grupa jest zdolna do niesamowitych rzeczy – mówi.
– W Polsce jest coraz więcej młodych trzydziestoletnich milionerów, którzy swój majątek zawdzięczają przedsiębiorczości opartej na nowych technologiach – mówi z kolei Beata Majewska, dyrektor departamentu private banking w Deutsche Bank. – Przyglądamy się tej grupie szczególnie uważnie, bo to nowa, bardzo wymagająca grupa klientów banków – dodaje. Niemniej – jak podkreśla ekspert Banku – młodzi milionerzy to ciągle mniejszość wśród najbardziej zamożnych Polaków.
Za młodzi na dziewięć zer
Akumulacja majątku wymaga talentu, szczęścia, pracowitości, ale przede wszystkim czasu. Mimo rozkwitu przedsiębiorczości, wśród najbogatszych ludzi dwudziesto- i trzydziestolatków nie ma prawie wcale. Najmłodsi na liście 100 najbardziej zamożnych Polaków mają 40 lat. Natomiast spośród 1 826 osób na tegorocznej liście dolarowych miliarderów opracowanej przez miesięcznik “Forbes” zaledwie 46 ma mniej niż 40 lat. Aż połowa z nich nie zawdzięcza bogactwa rodzicom czy sławie celebryty, lecz własnoręcznie zbudowanym biznesom związanym z nowymi technologiami.
– Nowe technologie otworzyły drogę do bogactwa młodym osobom, niedysponującym znacznym kapitałem. Największe dzisiaj firmy internetowe, jak Google czy Facebook, w decydującym okresie rozwoju nie potrzebowały dużych nakładów finansowych. O ich sukcesie zadecydowała wartość wypracowana osobiście przez zaledwie kilka osób – mówi Beata Majewska, dyrektor departamentu private banking w Deutsche Bank.
Jednak ciągle mniej niż 30 lat ma zaledwie trzech dolarowych miliarderów. Dwóch z nich to Evan Spiegel oraz Bobby Murphy, twórcy aplikacji Snapchat, jednego z najgłośniejszych projektów komunikacyjnych ostatnich lat. Mają odpowiednio 24 i 26 lat oraz po 15 procent udziałów w przedsiębiorstwie wycenianym na 10 – 20 miliardów dolarów. Trzecim jest 29-letni kolumbijski dziedzic Julio Mario Santo Domingo III. – Niewielki udział najwybitniejszych przedsiębiorców w kwiecie wieku wśród najbogatszych pokazuje, jak ważny w akumulacji bogactwa jest czas, który pozwala nabrać tempa inwestycjom nie tylko finansowym, ale też tym opartym na innowacjach – mówi Beata Majewska.
Snapchata Spiegel i Murphy stworzyli w 2011 jeszcze jako studenci Uniwersytetu Stanforda, jednej z najbardziej prestiżowych uczelni technicznych w USA. To stąd wywodzi się większość startupów z kalifornijskiej Doliny Krzemowej z Google na czele. Spiegel studiował wzornictwo, a Murphy informatykę. Snapchat to aplikacja mobilna (dostępna na iOS oraz Androida), za pomocą której można robić zdjęcia i filmy oraz dzielić się nimi ze znajomymi. To, co wyróżnia tę aplikację wśród innych podobnych narzędzi społecznościowych to fakt, że treści po pewnym (krótkim) czasie znikają. W zależności od ustawień wysyłającego, odbiorca może oglądać je od 1 do 10 sekund. Ta właśnie osobliwa funkcjonalność sprawiła, że Snapchat stał się modny wśród nastolatków, którzy dzielą się z przyjaciółmi wrażeniami z imprez, ale jednocześnie nie chcą, by szalony wieczór zostawił ślad na ich profilu po wsze czasy.
Historia Snapchata pokazuje, że czasem dobry startup potrzebuje więcej niż jednego podejścia. Pierwsza aplikacja stworzona przez Spiegela, Murphy’ego oraz Reggiego Browna, Picaboo, miała dokładnie te same funkcjonalności, co Snapchat. Ale okazała się klapą. Dziś szacuje się, że ze Snapchata korzysta ponad 100 mln osób miesięcznie. Sukces przyszedł dopiero po zmianie nazwy. I wymianie udziałowców. Brown nie został miliarderem. Przynajmniej nie oficjalnym. Jak to bywa w świecie start-upów współpraca zakończyła się procesem, w którym Brown domagał się udziałów, twierdząc, że to on miał wymyślić Picaboo. Ostatecznie wspólnicy z czasów studiów zawarli w sądzie ugodę o nieujawnionej wartości. Nie wiadomo zatem, jaką sumę otrzymał Brown.
Zwycięzca jest jeden
Najbogatszym 30-latkiem świata jest oczywiście Mark Zuckerberg. Chociaż jako prezes Facebooka pobiera symboliczną pensję w wysokości 1 dolara miesięcznie, jego majątek wycenia się na 38,6 miliardów dolarów. W ostatnich latach świat biznesu podziwia go nie tyle za stworzenie największego serwisu społecznościowego świata, co za chronienie go od zepsucia. Historia internetu zna wiele spektakularnych sukcesów, które mimo pierwotnej euforii użytkowników i dynamicznego wzrostu, równie szybko popadły w zapomnienie. Mimo mniejszej popularności wśród młodszych użytkowników, Facebook nie tylko nie przemija, ale rośnie. Jego przychody w 2014 roku wzrosły o 58 procent. Co więcej giełdowa spółka nabyła w minionym roku za 19 mld dolarów popularny wśród nastolatków komunikator mobilny WhatsApp.
Historia Zuckerberga od lat inspiruje młodych przedsiębiorców. Jednak przykład Facebooka pokazuje, jak skoncentrowany i kapryśny jest sukces w zglobalizowanym świecie. W tym samym czasie, kiedy student Harwardu startował z siecią społecznościową, powstały też inne podobne serwisy. Zwycięzca jest jeden. Ponad 12 miliardów przychodów i ponad 100 miliardów giełdowej kapitalizacji wystarczyło dla aż trzech młodych miliarderów. Oprócz Zuckerberga dziesięciocyfrowy majątek zawdzięczają mu Dustin Moskovitz, trzeci pracownik firmy oraz Sean Parker pierwszy prezes spółki. Ich majątki wyceniane są odpowiednio na 9,7 i 3,1 mld dolarów.
Wywrócić rynek usług do góry nogami
“Uberyzacja” i “erbienbizacja” – to według specjalistów dwa trendy, które ogarną w najbliższym czasie coraz to nowe rynki usług. Airbnb to platforma, która zrewolucjonizowała rynek noclegów na całym świecie. Jest znana także w Polsce. Każdy może przyłączyć się do Airbnb i udostępnić łóżko, pokój, mieszkanie albo dom innym za stosowną cenę. Airbnb pobiera od każdej takiej transakcji prowizję.
Usługa wystartowała w 2008 roku, skorzystało z niej już ponad 30 mln osób. Można w niej znaleźć milion ofert, również z Polski. Założyli ją Nathan Blecharczyk, student informatyki na Harwardzie oraz dwaj studenci wzornictwa mniej znanej uczelni z Rhode Island – Brian Chesky i Joe Gebbia. Każdy z nich jest w posiadaniu 15 proc. spółki, co stanowi pakiet wyceniany na 2-3 miliardy dolarów.
Równoległa rewolucja przebiega na rynku taksówkarskim, chociaż tutaj opór ze strony obrońców status quo jest silniejszy. Uber wystartował w 2009 roku. Aplikacja pozwala zamówić taksówkę wysokiego standardu za cenę zależną od aktualnego popytu na usługę. Różnica w porównaniu z dotychczas obowiązującym modelem przewozów taxi polega na tym, że jak w przypadku Airbnb, usługę dostarczają nie profesjonalni kierowcy, lecz “amatorzy” zrzeszeni w społeczności Ubera. Nadzwyczajną znajomość miasta nie jest konieczna, dzięki nawigacji GPS, a rozliczenia przeprowadzane są za pośrednictwem aplikacji.
Firmę zarządzającą dziś rozwojem aplikacji Uber założyli w 2009 roku jako UberCab dwaj doświadczeni przedsiębiorcy z branży informatycznej. Travis Kalanick stworzył wcześniej platformę do dzielenia się plikami Red Swoosh. Nie zdominowała one rynku, jednak rozwinęła się na tyle, że sprzedał ją za 19 milionów dolarów. Drugi, Kanadyjczyk Garrett Camp rozwinął wcześniej bardziej znany serwis StumbleUpon, gdzie użytkownicy mogli dzielić się linkami do treści znalezionych w internecie. W 2007 roku sprzedał go eBayowi za 75 mln dolarów. Kupiec jednak szybko się rozmyślił i dwa lata później założyciele odkupili StumbleUpon.
Wartość udziałów każdego z twórców Ubera wyceniana jest na 6 mld dolarów. Firma rozwija się tak szybko, że do grona miliarderów zalicza się też Ryan Graves, jeden z pierwszych pracowników, który dołączył do zespołu w 2010 jako product manager.
Miliardy dolarów zamiast dyplomu
Najmłodszą miliarderką, która własnymi siłami zgromadziła tą okrągłą sumę liczoną w dolarach jest 31-letnia Elizabeth Holmes. Ona również studiowała na uniwersytecie Stanforda, ale zaledwie dwa lata. Potem zrezygnowała, aby zająć się rozwojem swojej firmy Theranos, założonej w 2003 roku. Zainwestowała w nią wszystkie pieniądze zaoszczędzone w trakcie studiów.
Theranos zajmuje się testami krwi. Wyjątkowy jest błyskawiczny czas oraz niski koszt realizacji usługi. Udało się to osiągnąć, bo do testów potrzebna jest dużo mniejsza ilość krwi niż w przypadku standardowych metod. Aparaty Theranos dostępne są w coraz większej liczbie amerykańskich aptek, a firma, w której Holmes ma połowę udziałów, wyceniana jest na 9 miliardów dolarów.
Najnowsze startupy, które popularność zdobyły dopiero w tym roku, nie są jeszcze wyceniane na miliardy, ale już zdążyły uczynić z pomysłodawców milionerów. Jednym z najgłośniejszych jest Periscope – aplikacja mobilna pozwalająca użytkownikom nadawać relację wideo na żywo. Pomysł tak spodobał się zarządowi Twittera, że serwis społecznościowy kupił go od twórców zanim zdążyli uruchomić usługę. Twórcy Periscope Keyvon Beykpour i Joe Bernstein mogli za niego otrzymać od 50 do 100 milionów dolarów. Z kolei Honor to serwis, który łączy w pary starsze osoby, które już nie wychodzą z domu, z opiekunami – zapewniającym tym pierwszym towarzystwo i wsparcie bez konieczności przeprowadzania się do instytucji opiekuńczej. Niedawno jego twórca, Seth Sternberg pozyskał 20 milionów dolarów na rozwój przedsięwzięcia, od inwestorów takich jak współtwórca PayPal Max Levchin, CEO firmy Yelp Jeremy Stoppelman czy aktorka Jessica Alba. Niewiele mniej, bo 14 mln finansowania, pozwoli Benowi Fischmannowi rozwijać M.Gemi – markę butów sprzedawaną prosto z włoskich fabryk do odbiorców w USA. Sukces przedsięwzięcia ma wynikać z tego, że jej biznes model pozwala obniżyć ceny produktów nawet pięciokrotnie, w stosunku do rynkowego standardu. Meerkat to z kolei narzędzie do “livestreamingu” podobne do Periscope. Ma ponad 300 tys. użytkowników i 18,2 mln finansowania. Projekt pod nazwą 21 Inc. wykorzystuje twój telefon do wydobywania bitcoinów. Pozyskał 121 milionów dolarów.
Cudze chwalicie, swoje znacie
Jako polski, dojrzały startup, który odniósł międzynarodowy sukces wymienia się najczęściej Brand24, platformę do monitoringu marki w internecie. Wymyślili ją w 2011 roku trzej studenci Politechniki Wrocławskiej: Michał Sadowski, Piotr Wierzejewski i Karol Wnukiewicz. Rzadziej wspomina się o innym wrocławskim projekcie, który odniósł nie mniejszy sukces. Mariusz Ciepły prowadzi od 2002 roku LiveChata, czyli komunikator dedykowany do obsługi klientów online. Korzysta z niego 10 tys. firm na całym świecie, a prawie 80 proc. sprzedaży pochodzi z USA. Z kolei Kraków wyrasta na światowego potentata w dostarczaniu rozwiązań opartych o beacony, czyli nadajniki wyzwalające różnego typu akcje w smartfonach osób, które obok nich przechodzą. Mają zastosowanie w marketingu i sprzedaży. Firma Kontakt.io, które je produkuje, ma już 7 tys. klientów na całym świecie. Inna krakowska spółka Estimotet dostarcza oparte o nie rozwiązania.
– Czytając inspirujące historie o start-upach wartych miliardy powinniśmy pamiętać, że rzeczywistość nie wygląda tak różowo. Jak pokazują amerykańskie badania, aż 92 procent nowo zakładanych firm upada w ciągu pierwszych trzech lat – mówi Beata Majewska z Deutsche Bank. Co wpływa na ostateczny sukces startupu? Bill Gross długo się nad tym zastanawiał. – Najpierw myślałem, że pomysł. Potem, że najważniejszy jest zespół, model biznesowy, finansowanie – mówi. Aby to sprawdzić przebadał 200 startupów zarówno tych, którym się udało, jak i takich, które nie wypaliły. Doszedł do wniosku, że najważniejszy jest „timing” – odpowiedni moment rozpoczęcia działalności. W drugiej kolejności zespół. Pomysł okazał się dopiero trzeci. Model biznesowy i finansowanie miało stosunkowo niewielkie znaczenie.
– Wielu inwestorów nie chciało dofinansować Airbnb twierdząc, że nikt nie będzie wynajmował swojego domu nieznajomym. Jednak Airbinb wystartowało w środku amerykańskiej recesji. Ludzie potrzebowali pieniędzy i opór zniknął. Podobnie było z Uberem. W tym samym czasie wiele osób, które straciło stałe zajęcie uznało, że dorabianie jako taksówkarz to świetny pomysł – opowiada Bill Gross. Podobnie było z YouTube. Dwa lata po porażce świetnie finansowanego, opartego na zdrowym modelu biznesowym serwisu wideo z.com, w który zainwestował m.in. Gross, sukces odniósł YouTube – bez żadnego wyrafinowanego planu stał się szybko dominującą platformą wideo na świecie. Z.com wystartował, gdy łącza szerokopasmowe nie były jeszcze tak popularne, a oglądanie wideo w przeglądarkach wymagało instalacji dodatkowych kodeków. Chwilę potem te bariery znikły. Niemal 10 lat temu szczęśliwi twórcy serwisu YouTube Chad Hurley, Steve Chen i Jawed Karim sprzedali go Google za 1,65 miliarda dolarów. Dzisiaj najpopularniejsza telewizja świata jest wyceniana na 80 miliardów dolarów.
-Tym, którzy nie zarobią miliarda przed czterdziestką pozostaje systematycznie budować swoją finansową przyszłość m.in. poprzez rozsądne inwestowanie nadwyżek finansowych – przekonuje Beata Majewska z Deutsche Bank. Wiek 20 – 40 lat to nie tylko czas najbardziej twórczy. Jak pokazują statystyki to, ile będziemy zarabiać mniej więcej między 30 a 40 rokiem życia będzie prawdopodobnie szczytem naszych zarobków. Rozsądek nakazuje zatem skrupulatnie ten czas wykorzystać, wysyłając pieniądze do pracy na naszą przyszłość.
Źródło: Deutsche Bank