Z inflacją w drogę po wysokie nominały
OECD podaje, że w jej klubie państw bogatych i niebiednych ceny dóbr konsumpcyjnych (CPI) były w sierpniu 2021 r. wyższe przeciętnie o 4,3 proc. niż w tym samym miesiącu rok temu.
Pod względem drożyzny w sklepach spożywczych uplasowaliśmy się w OECD zaraz za pierwszą piątką ze wzrostem cen żywności o 3,9 proc.
Na czele zestawienia jest Turcja (wzrost o 19,3 proc.) stanowiąca jednak przypadek osobny z uwagi na rozgrzanie do czerwoności jej gospodarki w poprzednich latach, co ma ścisły związek z ambicjami i grą polityczną prezydenta państwa.
Za Turcją jest Meksyk (5,6 proc.), a na trzecim miejscu znalazła się niestety Polska (5,5 proc.). Bardzo mocno podrożało również życie w Stanach, ale tam wskaźnik jest ciut lepszy niż u nas – wyniósł 5,3 proc.
Najbardziej boli ludzi wzrost cen żywności. Najwyżej poszła w górę w Kolumbii i Australii, gdzie wzrosty jej cen wyniosły nieco ponad 10 proc. W Meksyku płacili za żywność o 7,9 proc. więcej niż rok temu, w Korei o 5,6 proc., a w Niemczech o 5,6 proc.
Także u nas podrożała przez dwanaście miesięcy bardziej niż gdzie indziej. Pod względem drożyzny w sklepach spożywczych uplasowaliśmy się w OECD zaraz za pierwszą piątką ze wzrostem cen żywności o 3,9 proc.
Inflacja 9 procent?
Z cenami energii jest u nas jeszcze gorzej, ale ostra faza dopiero przed nami. Dla całej OECD wskaźnik wzrostu cen energii dla konsumentów wyniósł 18 proc., a w Polsce – 13,7 proc.
Mamy nie aż tak drogo, ponieważ ceny energii są tłumione przez rząd dyrygujący sektorem energetycznym. Dostawcy energii absorbują u siebie rosnące koszty w imię politycznego interesu władzy. Jednak firmy, nawet te państwowe, to nie gąbki, więc prędzej, czy później ceny energii w Polsce wzrosną.
Przedsiębiorcy zdają się podzielać zdanie, że inflacja zagości w Polsce na długo i być może na dłużej niż za granicą. Wg badania firmy doradczo -audytorskiej Grant Thornton, aż 71 proc. liderów średnich i dużych firm polskich sądzi, że w nadchodzących dwunastu miesiącach ceny ich produktów wzrosną. Wskaźnik netto wynosi 66 proc., ponieważ 5 proc. prezesów i dyrektorów przewiduje, że je zmniejszy.
Nastroje inflacyjne są znacznie gorsze niż rok temu, kiedy podwyżki przewidywało 40 proc. szefów, a wskaźnik netto wyniósł 36 proc.
Autorzy badania zwracają uwagę, że „dotąd nasz wskaźnik skłonności firm do podnoszenia własnych cen był dość dobrze skorelowany z późniejszymi faktycznymi odczytami inflacji. Gdyby ta korelacja miała się utrzymać, mogłoby to oznaczać w najbliższych 12 miesiącach wzrost inflacji do około 9 proc.”
Czytaj także: Tak będą rosły ceny w Polsce, badanie Grant Thornton
Spirala inflacyjna w Polsce
Spośród przebadanych 22 dużych gospodarek, tylko w Turcji przewidywania drożyzny są powszechniejsze niż w Polsce. Nad Bosforem odsetek netto firm wieszczących podwyżki wynosi aż 72 proc. Za nami jest RPA (56 proc.), Brazylia (53 proc.), Rosja (49 proc.) i USA 46 proc.
Im gospodarki relatywnie mniejsze, a państwa bogatsze, tym odsetek spada w okolice 20-30 proc. Na końcu jest oczywiście Japonia (8 proc.), która od lat tkwi w deflacji lub jej bliskich okolicach.
Liczyć się trzeba z nakręcaniem się w Polsce klasycznej spirali inflacji, w której rosną ceny, za nimi płace, ceny znowu nadganiają, płace starają się dogonić i tak dalej przez lata
W omówieniu Grant Thornton podkreślono, że rosnąca presja na podwyżki cen ma jedno źródło w wysokim popycie wspomaganym programami antycovidowymi rządu, a drugie we wzroście kosztów funkcjonowania firm, w tym kosztów energii oraz pracy.
Pięć lat temu tylko 16 proc. ankietowanych szefów przedsiębiorstw uważało, że koszty energii są dla nich silną lub bardzo silną barierą wzrostu. W 2021 odsetek ten wzrósł do 65 proc. W przypadku kosztów pracy w okresie 2016-2021 udział szefów narzekających na ich rosnącą wysokość wzrósł z 43 do 67 proc. pracodawców.
Partner Grant Thornton Mariusz Maik wskazuje, że liczyć się trzeba z nakręcaniem się w Polsce klasycznej spirali inflacji, w której rosną ceny, za nimi płace, ceny znowu nadganiają, płace starają się dogonić i tak dalej przez lata.
Chciałoby się, żeby był to jedynie zły sen, ale będzie tak na jawie. Prezes NBP myśli o banknotach tysiączłotowych i niedługo myśl wypełni czynem z konieczności.