Z archiwum sopockiego pasjonata
Pierwsze lata powojenne to okres poszukiwania w Sopocie nowej arkadii przez wielu przybyszy, ciężko doświadczonych traumą utraty swojej dotychczasowej małej ojczyzny i poszukujących swojego miejsca do życia. Trafili tu m.in. przybysze ze zdruzgotanej Warszawy, utraconych bezpowrotnie - jak się miało okazać - kresów, profesorowie z Lwowa, uciekinierzy z Wilna, wszyscy, którzy nie mieli już dokąd i z kim wracać - próbowali odnaleźć w przedwojennym kurorcie, wciąż eleganckim i wspominającym czasy niedawnej świetności.
Gdańsk powoli podnosił się z ruin, mniej zniszczona Gdynia szybko wyrosła na gospodarczego lidera całego Pomorza, a Sopot zakwitł nie tylko jako popularna miejscowości turystyczno-uzdrowiskowa, ale jako centrum życia kulturalnego, sportowego, rekreacyjnego i towarzyskiego. Liczne knajpki, restauracje z dancingami, bary i kawiarnie przyciągały gości spragnionych rozrywki i towarzystwa. Lokowali tu też swoje interesy – z uwagi na centralne położenie i stosunkowo niewielkie zniszczenia wojenne – rzemieślnicy, drobni producenci, krawcy, fryzjerzy, kosmetyczki, handlowcy, sklepikarze, jubilerzy, wytwórcy pamiątek, artyści, mechanicy, lekarze czy dentyści. Bez większych przeszkód rozwijał się wolny handel i ludzie przedsiębiorczy mogli szybko rozwinąć skrzydła. Do 1948 roku prywatni wydawcy zdążyli też w związku z tym opublikować sporą ilość przewodników informacyjnych i turystycznych, dziś stanowiących wręcz bezcenne źródło wiedzy o tamtych latach. To z umieszczonych tam tekstów i reklam możemy dziś dość precyzyjnie zrekonstruować codzienne życie w powojennym Sopocie w latach 40-tych do czasu ideologicznej „wojny o handel” Hilarego Minca.
„Przewodnik pod wybrzeżu” ukazał się w roku 1947, a jego wydawcą (jak napisano w stopce redakcyjnej) był „Romuald Fronik, student medycyny, b. więzień polityczny”. Jak można sądzić, udało mu się przygotować i wydać tę pozycję, zawierającą kompendium informacji na temat Gdańska, Gdyni, Sopotu, Jastarni i Helu, dzięki zamieszczonym w książce licznym reklamom. To jednak chyba jedna z ostatnich prywatnych publikacji tego typu na Wybrzeżu, bo w kolejnym roku skutecznie zlikwidowano wszelkie „oddolne” inicjatywy wydawnicze – tzw. domiarami skarbowymi lub np. wstrzymaniem nakładu (tak stało się np. z prężnym sopockim Wydawnictwem Fregata, które doprowadzono do bankructwa, nie zezwalając na dystrybucję debiutanckiej książki Stanisławy Fleszarowej-Muskat „Sen o morskiej potędze”, do której wstęp napisał sam Eugeniusz Kwiatkowski, który właśnie popadł w polityczną niełaskę).
Z prywatnych reklam, spisu ulic oraz listy ważniejszych instytucji możemy sporo dowiedzieć się o Sopocie AD’1947. Działały wówczas w mieście aż 3 szpitale: Miejski Szpital Chrirgiczny (ul. Abraham 18), Miejski Szpital Wewnętrzny (ul. Obrońców Westerplatte 3) oraz Miejski Szpital Zakaźny (ul. 23 Marca 93). Pierwsza siedziba Polskiego Radia (późniejszego Radia Gdańsk) w aglomeracji trójmiejskiej mieściła się również w Sopocie (ul. Chrobrego 48). Działały tu wtedy aż 3 szkoły wyższe (Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Pięknych – na „artystycznej” ulicy Obrońców Westerplatte 24 z siedzibą w urokliwej, uwiecznionej później w kilku filmach przedwojennej willi; Wyższa Szkoła Handlu Morskiego – ukochane dziecko wspomnianego Eugeniusza Kwiatkowskiego, która później zmieniła się w Wyższą Szkołę Ekonomiczną – zlokalizowana w budynku przedwojennego Gimnazjum Realnego – ul. Armii Czerwonej 101-103 oraz Wyższa Szkoła Nauk Politycznych, której żywot był stosunkowo krótki – ul. 22 Lipca 27. W przypadku ostatniego adresu (dziś jest to ulica Parkowa, zgodnie z przedwojenną nazwą) skorowidz ulic z przewodnika przypomina nam też, że w latach 1945-1947 ulica ta nosiła imię Marszałka Michała Roli-Żymierskiego. W budynku dzisiejszego sądu przy ul. 1 Maja mieściła się siedziba Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z celami więziennymi w piwnicach. Nadal Sopot (również z uwagi na teren przygraniczny) znajdował się też pod zwierzchnictwem wojskowej komendantury, która urzędowała przy Alei Generalissimusa Stalina (w czasie wojny Adolf Hitlerstrasse, dziś Aleja Niepodległości 775).
Niestety sama treść merytoryczna przewodnika pozostawia wiele do życzenia i roi się od błędów. Może przeczytać tam m.in.:
„Żołnierz polski 28 marca (?) 1945 roku zajął Sopot i umocnił go w swoim posiadaniu przelaną krwią braci”. Ani żołnierz polski nie zajął Sopotu (zajęły go wyłącznie wojska Armii Czerwonej pod dowództwem Marszałka Konstantego Rokossowskiego, bowiem polskich żołnierzy wysłano w tym czasie do walk o Gdynię, co poniekąd miało swoje logiczne wyjaśnienie, bowiem Rosjanie uznawali teren Gdańska i Sopotu za miasta niemieckie, natomiast Gdynię – za polskie) ani to „zajęcie” nie miało miejsca 28 marca (pierwsze oddziały Rokossowskiego przekroczyły bowiem granice Sopotu w nocy z 23 na 24 marca). Dalej jest już tylko gorzej: „Najdłuższe w Europie Północnej molo, wynoszące 640 mtr długości wżyna się w morze” (skąd te wymiary?!), a „Opera Leśna w Sopocie powstała przed 25 laty” (czyli, jak wynika z prostego rachunku, powinna powstać w roku 1922, gdy tymczasem pierwszy sezon operowy w tym unikalnym leśnym amfiteatrze miał miejsce w roku 1909, aby uroczyście obchodzić swoje ćwierćwiecze w roku 1934, kiedy z tej właśnie okazji przygotowano jubileuszową, rocznicową monografię!).
Wymysłem autora jest też prawdopodobnie niespotykana nigdzie indziej wersja legendy o tzw. wzgórzu zamkowym, gdzie dziś znajduje się zrekonstruowane średniowieczne, drewniane grodzisko:
„… znajdował się tam przed 900 laty przed Chrystusem warowny zamek, w którym mieszkał groźny król, jeden ze skandynawskich rozbójników morskich. Miał on piękną córkę, która zakochała się w rybaku z wioski. Odbywały się tajne schadzki i spacery. Gdy ojciec dowiedział się o miłości córki do rybaka, rozgniewał się. Powołał młodzieńca na zamek i gdy ten, niepodejrzewając nic złego zgłosił się, król w czasie rozmowy rzucił w niego siekierę, powodując uplanowaną śmierć na miejscu. Córka króla, okryta wielką żałobą po stracie ukochanego, opuściła zamek, przeklinając ojca-mordercę. Następnego dnia znaleziono ją martwą nad brzegiem morza. Ojciec żałował swego czynu. Wyrzuty sumienia dręczyły go stale. Z okrutnego zrobił się pobłażliwy. W tym czasie dzikie hordy Prusaków napadły na jego kraj i zamek. Król został zabity a zamek po zabraniu z niego kosztowności, spalony„.
Pomijając już literacki styl dość niskich lotów, autor tej opowieści usłyszał zapewne dalekie echa ludowych podań o warownym sopockim grodzie i kasztelanie, ale chyba tylko jego wyobraźnia uzupełniła tę historię o „skandynawskiego rozbójnika morskiego” (a zatem Wikinga), który został sopockim królem i rządził tu całym „krajem”, o dzikie hordy Prusaków, pustoszące tę krainę i umieścił ją 900 lat p.n.e.! Niezbadane są ścieżki ludzkiej wyobraźni i niewiedzy…
Niezależnie jednak od wszystkich mankamentów i błędów jakimi obarczone były tego typu wydawnictwa przewodnikowe z lat 1945-1948, są to jednak dziś bezcenne źródła naszej wiedzy o tamtych latach. Późniejsze publikacje, pozbawione już niemal całkowicie reklam (jeśli się już jakieś pojedyncze trafiały, były to anonse przedsiębiorstw państwowych lub rozmaitych urzędów), z niezbędnym balastem ideologiczno-politycznym, pokazywały Sopot jako miasto „odzyskane” dla „mas pracujących miast i wsi”, które korzystały tu teraz z wszystkich (?) dobrodziejstw jedynego słusznego i sprawiedliwego ustroju oraz nowej, powojennej rzeczywistości.
„Przewodnik po Wybrzeżu’ (woj.gdańskie: Gdańsk-Sopot-Gdynia-Hel); Okno na świat – historia, urzędy, ulice, zabytki, reklamy, mapy, Wydawca: FRONIK ROMUALD – student medycyny- b. więzień polityczny, Wybrzeże 1947, Miejskie Zakłady Graficzne, Gdańsk, Pl.Wałowy 14, do nabycia w księgarniach, składach materiałów piśmiennych i kioskach.
Wojciech Fułek
Sopocki Instytut Ubezpieczeń SA.