Wymuszony grecki kompromis
Porozumienie zawarte 13 lipca b.r. przez Euroland z Atenami, jest sukcesem Eurolandu, Merkel, Hollande’a, Greków i personalnie Donalda Tuska jako przewodniczącego Rady Europejskiej.
Dla greckiego rządu zagrywka va banque w postaci referendum o przyjęciu lub odrzuceniu kolejnego scenariusza wyrzeczeń, aby wymusić redukcję jego długów u wierzycieli, spaliła na panewce. Owszem, wyniki referendum dały mu mandat poparcia społecznego w oporze wobec reform narzuconych przez Brukselę. Ale ten argument nie przestraszył głównych rozgrywających: Hollande’a i Merkel i nie skłonił ich do kolejnych ustępstw. Szefowie rządów Francji i Niemiec domagali się od Aten racjonalności i odpowiedzialności.
Musieli tak robić, bo widmo kolejnych turbulencji banków z obu krajów, czyli głównych wierzycieli, zbyt dotkliwie uderzyłoby w proces sanacji unijnej gospodarki, wyprowadzonej z równowagi globalnym kryzysem. Czy to oznacza powstrzymanie grexitu? Raczej odwleczenie nieuchronnego procesu powrotu Aten do drachmy. Grecka tragedia jest dowodem na twierdzenie sceptyków, że euro jest tylko kontrowersyjnym projektem politycznym, który wbrew regułom ekonomii miał wzmocnić pozycję Berlina wobec reszty krajów UE. Dziś tylko widmo upadków budżetów narodowych z powodu ratowania własnych banków, zmusiło Merkel i Hollande’a do zatrzymania na siłę Aten w Eurolandzie. Pytanie tylko – na jak długo?
Casus Grecji pokazuje, że zbyt łatwy dostęp do taniej, pożyczonej gotówki budzi chęć do życia ponad stan. Prowadzi do rezygnacji z eksportu własnych produktów, wyhodowania monstrualnej administracji, korupcji i systemu społecznego opartego na zależności od obcych donatorów. Musimy o tym pamiętać, rozważając plusy i minusy wejścia Polski do strefy euro.