Wydatki na zdrowie i upadłość konsumencka
Autorzy badania ogłoszonego w marcu 2019 r. przez tamtejsze stowarzyszenie zdrowia publicznego (APHA) utrzymują, że aż 2/3 bankructw wiąże się w Stanach z wydatkami na leczenie lub utratą pracy wskutek ciężkiej choroby albo wypadku. Europejczycy łapią się za głowy, nie mogą tego pojąć, ale tak w Ameryce sprawy się toczą.
Klasa średnia bankrutuje gdy choruje
Co jeszcze dziwniejsze, wbrew potocznym wyobrażeniom, szpitalnictwo w USA nie jest bynajmniej głównie prywatne, czyli pazerne z definicji. Na ponad 6 000 szpitali tylko 1300 to instytucje prywatne powołane dla zysku. Reszta to lecznice państwowe lub powołane przez organizacje non-profit.
10 lat temu ukazał się artykuł wskazujący, że ponad 90 proc. bankrutów na podłożu zdrowotnym miało długi powyżej 5 000 dolarów, co stanowiło 10 proc. dochodów brutto ich rodzin. Większość tych dłużników była dobrze wykształcona, miała własne domy i wykonywała zawody typowe dla klasy średniej.
Trzy czwarte z nich miała ubezpieczenia medyczne, ale ich polisy pokrywały najwyraźniej tylko tanie w leczeniu choroby. Co oczywiste, nie ma wśród bankrutów osób ubogich, bowiem biedacy amerykańscy wolni są zarówno od zarobków, jak również od długów, jako że nie mają zabezpieczeń, bez których nie nikt im nic nie pożyczy.
Koszty opieki zdrowotnej i ryzyko prawne
USA przeznaczają na zdrowie 17 proc. PKB, najwięcej na świecie. Wg OECD, wydatki publiczne i prywatne na zdrowie (bez inwestycyjnych) na jednego mieszkańca wyniosły tam w 2018 roku 10 600 dolarów w ujęciu porównywalnym parytetu siły nabywczej,.
W Polsce było to 2056 dolarów, a więc pięć razy mniej. Przepaść wydaje się głęboka jak Rów Mariański, ale w rzeczywistości jest mniej przepaścista. Koszty opieki zdrowotnej są w USA nieracjonalnie wysokie przede wszystkim z powodu tzw. litygacji (pozywania do sądów) i postrzeganych w Europie za absurdalne praktyk amerykańskich sędziów zasądzających kolosalne zadośćuczynienia za rzekome lub rzeczywiste błędy i zaniedbania, także lekarskie i medyczne.
Zabezpieczeniem przed ryzykiem prawnym są nie tylko drogie polisy ubezpieczeniowe wliczane w koszty gabinetów i szpitali, ale przede wszystkim niezliczone badania i testy, daleko nie wszystkie – konieczne, profilaktyczne hospitalizacje itd. Bezpieczeństwo lekarzy i szpitali rośnie, a rachunki puchną.
Są też inne powody niesłychanej drożyzny medycznej w USA, wśród nich np. przodownictwo we wdrażaniu nowych technologii i leków, co kosztuje krocie i ma właśnie takie paradoksalne skutki, jako że lek nawet absurdalnie drogi znajdzie tam nabywcę.
Lekcja dla Polski
Przeciętny Amerykanin nie prowadzi wyszukanych analiz i dlatego rozszerzenie programów publicznej ochrony zdrowia budzi tak zaciekły opór aż ok. połowy obywateli, którzy pytają: -Co z wami, chcecie, żebyśmy płacili jeszcze więcej?
Gdyby przyjąć za bliski optimum poziom ochrony zdrowia w Niemczech, gdzie idzie na ten cel 11,2 proc. bardzo tłustego PKB i równocześnie oczyścić koszty z narośli, to wydatki w Ameryce zmalałby o 1 170 mld dolarów rocznie, a więc o 3653 dolary per capita, tj. do wysokości ok. 7000 dol. na osobę.
Z czytanki ten wniosek dla nas taki, żeby w rozmowach o sytuacji w Polsce nie skupiać się wyłącznie na wzroście wydatków, bo te i bez tego wzrosną, a szukać najlepszych sposobów wydatkowania każdej złotówki wydawanej na zdrowie.