Wydarzenia i Opinie | Felieton | Wirus rezydentny
Krzysztof Mika
Może ktoś zapytać, dlaczego przeciwstawiamy sobie te dwie organizacje. Otóż, o ile dobrze wiadomo, jak działa BBC, bo jest obecna na rynku medialnym od dziesiątków lat, o tyle warto przyjrzeć się bliżej metodom Prawa i Sprawiedliwości, tym bardziej że dominując publiczną telewizję, ma olbrzymi wpływ na procesy opiniotwórcze.
No właśnie. W okresie wyborów PiS zauważył zjawisko deficytu w godnościowym traktowaniu tzw. suwerena przez poprzednią ekipę i doskonale to wykorzystał. Tak doskonale, że praktycznie wszyscy uznali 500+ za działanie słuszne i za sukces nowej ekipy. W tej chwili nie warto zastanawiać się nad racjonalnością tego działania, choć wystarczy zadać pytanie – po co 500+ rodzinom z wysokimi dochodami. Podobne wątpliwości dotyczą 300 zł na wyprawki szkolne i ekstra emerytur.
Wróćmy wszakże do polityki informacyjnej PiS – w tej kwestii można powiedzieć tak: sukces goni sukces. Nie jest ona efektem jakiegoś geniuszu spindoktorów, tylko skutkiem cynicznej gry znanej z historii od zawsze.
Jedna z zasad BBC brzmi: „najpierw złe wiadomości„. Może się to wydawać dziwne, ale paradoksalnie zwiększa to wiarygodność agencji, zresztą podobne zasady stosował Winston Churchill, kiedy w 1940 r. oświadczył Anglikom, że jedyne co im może obiecać, to „krew, pot i łzy„. Nikt nie miał wątpliwości, że nie można oczekiwać szybkich sukcesów, że trzeba wbić zęby w ścianę i walczyć. I jeszcze raz pragnę podkreślić – nie miało to żadnego negatywnego wpływy na postawy społeczeństwa.
Teraz siadamy w maszynę czasu i przenosimy się w rok 2020 i rzeczywistość pandemii. Wiosną tego roku ton pisowskiej propagandy brzmiał mnie więcej tak: pandemia pokazała, jak sprawnym rządem jest ekipa związana z PiS i jak świetnie sobie radzi. Co więcej, pokazywano to w kontraście do Europy, gdzie ludzie umierali setkami, a liczba chorych sięgała dziesiątków tysięcy. U nas wszystko było w porządku, potrzeby były realizowane i byliśmy „do przodu”. Europa mogła się od nas uczyć.
Równie wielkim sukcesem miało być wprowadzenie tarcz antycovidowych i letnie wybory. Przecież w lecie wirus był już pokonany. Jednak należy powiedzieć, że owe sukcesy wynikały m.in. z tego, że nie wykonywano wystarczającej liczby testów, ale tak minister zdrowia, jak i wszyscy w rządzie się starali. Sukces był nieunikniony. Ta zawirusowana propaganda konsekwentnie odrzucała wtedy prognozy matematyków i specjalistów od chorób zakaźnych.
Przykładem tego, jakie są skutki uwierzenia we własną propagandę, jest długi szereg błędnych decyzji dotyczących uruchomienia szkół. Minister (były już) Dariusz Piontkowski stwierdził, patrząc w kamery, że w ogóle nie ma problemu. Przekonywał, że np. w klasach dzieci mogą być bez masek, a PiS – żeby utrzymać ten ton – konsekwentnie popierał te rozwiązania. Można by oczekiwać, że w sytuacji idących w tysiące nowych zakażonych Pan Premier nieco spuści z tonu i powie tzw. Narodowi: „Słuchajcie! Jest ciężko, ale zrobimy wszystko, żeby dać radę!„. Nic z tego. Propagandowy wirus PiS-u narzucił zupełnie inną narrację: robimy lekki lockdown, zrobimy kolejną tarczę (nie będę oceniał gospodarczej jakości tego przedsięwzięcia) i uwaga! Uwaga! Polska znajdzie się w pierwszej trójce albo piątce krajów Europy!
Wyniki zwiększonej liczby testów oraz uparci faceci od modelowania statystycznego, którzy przebili się szeroko do mediów, zaczęli zakłócać ten idylliczny obraz. Sytuacja pokazała ciemną stronę zjawiska, ponieważ zwiększenie liczby testów uwidoczniło – i tak ciągle jeszcze niepełny – obraz zakażeń. Na dodatek cały czas mówi się o nieznanej nikomu liczbie osób zakażonych a bezobjawowych. Na to nałożyły się braki w personelu medycznym oraz coraz mniejsza rezerwa respiratorów i łóżek covidowych. Nie przykryje tego chwalenie się super szpitalem na Stadionie Narodowym, choć tu na wszelki wypadek nie mówi się, skąd wziąć personel do obsługi 500 łóżek. Chodzi oczywiście o ludzi przygotowanych do prowadzenia dosyć skomplikowanych czynności medycznych, a nie byle kogo bez przygotowania.
Tak czy siak sytuacja się zagęszcza, ale wciąż, w ramach zawirusowanej propagandy, rządzący nie są w stanie zdobyć się na wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, ani przynajmniej uregulowania ustawowego problemu noszenia masek. O dniu Wszystkich Świętych nawet nie wspomnę…
„I śmieszno, i straszno” jest obserwować, jak wirus zjada pisowską politykę informacyjną. I jak doprowadził do tego, że politycy uwierzyli we własną propagandę. A co za tym idzie – w ponadludzką sprawczość i odporność. Cóż, medycyna doskonale zna przypadki odziaływania wirusa na mózg.