Wybrańcy fortuny
Idzie człek ulicą, a tam idą inni - jak on szarzy i nad życiem pochyleni. Odpali telewizor - a tam uśmiechnięci ludzie w schludnych garniturach, wiecznie z siebie zadowoleni. Ot, wybrańcy fortuny. A może jej zakładnicy?
Jednym los sprzyja, innym nie. Tak było, tak jest i zapewne tak będzie. I tylko dylematu człek doznaje i rozdarty jest między tym, czy lepiej jest być może i niespecjalnie mądrym, ale za to szczęśliwym; czy raczej mędrcem ze szczęściem mającym niewiele wspólnego. Nie sposób wszak, uważnie obserwując otaczającą nas rzeczywistość, nie zgodzić się z przysłowiem powiadającym: głupi to ma szczęście. A ma je i w głosowaniach, i w pracy, i w partii, i w domu, i w zagrodzie… Jeno jakoś w pogoni za wiedzą nie za bardzo. A może to prostu za słabo za nią goni. Albo intelekt nie nadąża. Rzekł wszak znakomity obserwator życia społecznego Stanisław Jerzy Lec (czyli baron Stanisław Jerzy de Tusch-Let, poeta, satyryk i aforysta): Fabryki geniuszów są, tylko surowca brak.
I tylko jednego żal, że ci, co to Pana Boga za nogi chwycili i robią wszystko, by los wiecznie im sprzyjał, nawet nie zastanowią się nad tym, co napisał swego czasu Gustaw Flaubert (dziewiętnastowieczny pisarz francuski): Aby osiągnąć szczęście, trzeba spełnić trzy warunki: być imbecylem, być egoistą i cieszyć się dobrym zdrowiem. Jeśli jednak nie spełnicie pierwszego warunku, wszystko jest stracone.