Wokół finansowego analfabetyzmu Polaków

Wokół finansowego analfabetyzmu Polaków
Jan Cipiur Fot. Autor
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Media użalają się w tych dniach nad znaną dziennikarką, która dała się oskubać internetowym złodziejom, tracąc z własnej winy, bo z braku elementarnej ostrożności, 160 tysięcy złotych oszczędności.

Spory dorobek zawodowy tej starszej pani, w odróżnieniu od większości Polaków mocno i aktywnie bywałej w świecie, nie wystarczył do samoobrony przed przestępcami. Jest to skutek tragicznego poziomu wiedzy finansowej Polaków.

Wielu uzna, że przymiotnik „tragiczny” jest nie na miejscu, że to ocena przesadna, ale wbrew niby niezłym wynikom porównań międzynarodowych, jego użycie jest uzasadnione.

Kredyty frankowe

Aż milion Polaków wzięło kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich, lekceważąc wielkie ryzyko kursowe. Szczyt manii frankowej nastąpił 15 lat temu, gdy frank szwajcarski kosztował niecałe dwa złote. Trzeba było nie mieć oleju w głowie, żeby uwierzyć, że Polska była wtedy już tuż, tuż za Szwajcarią pod względem gospodarczym, bo przecież długotrwałe relacje kursowe mogą być jednym z mierników różnic w rozwoju krajów.

W kwietniu 2011, pożyczki przypisane do walut obcych stanowiły ok 40 proc. całego portfela banków komercyjnych w Polsce, w tym 2/3 to tzw. kredyty frankowe. Wielu Polaków uwierzyło najwidoczniej w Zurych z Genewą nad Wisłą, a teraz żądają pomocy i wybawienia, bo im się należy, ponieważ wpadli w tarapaty, bo to skandal…

Rachunek za wybawianie frankowiczów płacą oczywiście ci ostrożniejsi i rozsądniejsi. Np. dlatego, że ich oszczędności złożone w bankach tracą na rzeczywistej wartości z powodu inflacji i ujemnego realnego oprocentowania. Banki odbijają sobie m.in. w ten sposób straty ponoszone na wymuszanych zmianach warunków spłat kredytów frankowych.

Czytaj także: Rok Edukacji Ekonomicznej 2024 staje się faktem>>>

Państwo w gospodarce i wiedza ekonomiczna obywateli

Kolejny przykład niefrasobliwości ekonomiczno-finansowej Polaków, to społeczne przyzwolenie na rozbicie systemu OFE, które wynikało i wynika z niewiedzy, ale także wpajanej przez niemal pół wieku PRL-u czołobitności wobec państwa i jego rzekomej omnipotencji. ZUS, tylko ZUS! – judziła w swoim czasie propaganda, a za nią jak za panią-matką znakomita większość mediów. To wtedy zaczął się upadek polskiej giełdy, to wtedy zaczęły rosnąć i mnożyć się spółki skarbu państwa.

Zasadnicze w tym kontekście jest pytanie, dlaczego Polacy tak dość mieli Państwa, które zgotowało im 8 lat „fatalnej zmiany”, a tak ochoczo wierzą w państwo w gospodarce, Czyżby naprawdę sądzili, że w „państwie politycznym” i w „państwie gospodarczym” działają zupełnie różni ludzie? Jedni wredni, drudzy światli.

Na tle pani redaktor otumanionej przez oszustów pojawiła się informacja, że rocznie takich przypadków było ostatnio ok. 40 tysięcy rocznie. Jakże dobrze się składa, że jesteśmy nadal dość biednym narodem, bo w przeciwnym razie, bylibyśmy dla złodziei żerujących na niskim przysposobieniu finansowym (financial literacy) prawdziwym eldorado. Zabrzmiało sarkastycznie, ale sarkazm jest na miejscu.

Jak w prosty sposób zbadać kompetencje finansowe obywatela?

Formalnie, ale tylko formalnie, nie jest źle. Z badania przeprowadzonego w 2021 r. przez OECD z udziałem polskiego ministerstwa finansów wynikać ma, że przeciętny poziom financial literacy rodaków jest praktycznie taki sam jak w przypadku wszystkich 12 krajów objętych badaniem. Tak jak inne nacje, Polacy uzyskali 13 punktów na 21 możliwych.

Przy tym, gdybyśmy uzyskali maksimum, tj. 21 punktów, to nie bylibyśmy żadnymi mistrzami. Cieszylibyśmy się jedynie elementarnym rozumieniem kwestii finansowych i rozsądnym podejściem do wszelkich podejmowanych czynności i przedsięwzięć finansowych. To nie za dużo, ale więcej nie da się wyciągnąć z żadnej chyba nacji.

Mimo uspokajającego wyniku badania OECD (inni nie są lepsi), nadal uważam, że rysuje ono zbyt dobry obraz. Także dlatego, że jest absolutnie niereprezentatywne.

W badaniu OECD było 19 zadań do rozwiązania. Odpowiedzi udzieliło 135 (sic) respondentów, ale 14 arkuszy odrzucono ponieważ nie zawierały żadnej znaczącej odpowiedzi. Poziom przysposobienia finansowego Polaków został zatem oceniony na podstawie wiedzy 114 osób.

Właściwe badanie powinno objąć kilka, kilkanaście tysięcy osób z różnych grup wiekowych, obu płci, z różnym wykształceniem, z różnymi dochodami, ze wszystkich najważniejszych rodzajów gospodarstw domowych, z różnych miejsc zamieszkania i rejonów kraju.

Radziłbym zatem przeprowadzenie na początek szeroko zakrojonego, ale jednocześnie prostego (więc i taniego) badania na wzór zaproponowany 20 lat temu przez Annamarię Lusardi z The George Washington University i Olivię S. Mitchell z pensylwańskiej The Wharton School, opisany w ich pracy ”The Importance of Financial Literacy: Opening a New Field”.

Spośród mnóstwa ważnych zagadnień autorki wybrały „Dużą Trójkę” (Big Three). Istotne było, że spośród sugerowanych odpowiedzi można było wybrać „nie wiem/odmawiam odpowiedzi, co w przypadki niewiedzy lub niepewności zapobiegało wyborowi „na chybił-trafił”.

Najpierw poprosiły, żeby wyobrazić sobie, że ma się w banku na rachunku 100 dolarów, a oprocentowanie w skali rocznej wynosi 2 proc. Pytanie brzmi, ile mogłoby być na rachunku po 5 latach nieruszania tej kwoty? Ponad 102 dolary, dokładnie 102 dolary, mniej niż 102 dolary?

W drugim zestawie do rozwiązania oprocentowanie bankowe wynosi 1 proc. rocznie, inflacja 2 proc. rocznie, a pytanie: ile po roku można byłoby kupić za to co jest na rachunku? Więcej niż dzisiaj, tyle samo, mniej niż teraz?

W trzecim i ostatnim podejściu respondent miał wybrać: prawda, czy fałsz na stwierdzenie, że „zakup pojedynczej akcji przynosi zazwyczaj bezpieczniejszy zwrot niż zakup jednej akcji funduszu inwestycyjnego”.

Lepiej nie zawracać sobie głowy wynikami „badania” OECD z 2022 r. Jedyna (duża) wartość raportu pt. „Financial literacy in Poland – Relevance, evidence and provision” to szerokie opisanie kontekstów społeczno-ekonomicznych, finansowych, konsumpcyjnych, edukacyjnych.

Nadal zatem jesteśmy z wiedzą o przygotowaniu Polaków do korzystania z rynków oraz narzędzi finansowych, bankowych i inwestycyjnych, jak niegdysiejszy chłop stający do orki na ugorze. Trzeba to zmienić, a na pierwszy rzut metoda Amerykanek wydaje się właściwa.

I jeszcze jedno. Współczuję pani redaktor ograbionej z zasobów, ale uważam, że głęboko niestosowne jest kibicowanie przez media zbiórce pieniędzy na jej rzecz, ponieważ nie angażują się z równą mocą w przypadkach pozostałych 39 999 ofiar.

Media powinny się ograniczać do nagłaśniania takich spraw ku przestrodze. Ich pożądana rola polega przede wszystkim na przypominaniu władzy o obowiązku skutecznego edukowania i instruowania Polaków w sprawie niebezpieczeństw związanych z korzystaniem z ofert internetowych oraz w ogóle z nowoczesnej telekomunikacji.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.
Źródło: BANK.pl