Weto i gwiazdy
Ileż problemów zostałoby usuniętych! Wyobraźmy sobie, że po wejściu na mównicę bez żadnego trybu i wygłoszeniu przemówionka kwalifikującego się pod budkę z piwem pewnego szeregowego posła wstaje np. poseł Budka (nie nomen omen) i mówi” veto, nie pozwalam na obrażanie posłów”. I całą debatę o zmianach w polskich sądach wraz z projektami ustaw diabli biorą.
Niestety, broń to byłaby obosieczna: każda propozycja opozycji byłaby powodem do zerwania Sejmu przez partię rządzącą. Lekarstwo byłoby jedno – prawo do veta miałaby tylko opozycja. Niezależnie od składu parlamentu. Chociaż teraz byłby to problem, bo Kukiz’15 to taka opozycja, jak…
Teraz czas na gwiazdy. Karierę wśród państwa z PiS i wspierających ich pracowników frontu ideologicznego, inaczej propagandzistów, absolutnie błędnie nazywanych dziennikarzami lub publicystami, robi słowo „astroturfing”. Nie ma oczywiście nic wspólnego z gwiazdami. Według Wikipedii to kładzenie sztucznej trawy, „eufemizm służący do nazwania pozornie spontanicznych, obywatelskich organizacji lub inicjatyw podejmowanych w celu wyrażenia poparcia albo sprzeciwu dla idei, polityka, usługi, produktu, wydarzenia. Kampania tego typu ma sprawiać wrażenie niezależnej reakcji społecznej, podczas gdy rzeczywista tożsamość jej inicjatora i jego intencje pozostają ukryte”. A termin ten wywodzi się od nazwy AstroTurf, marki popularnej w Stanach Zjednoczonych sztucznej trawy. Wspomniani osobnicy nie są otóż w stanie wyobrazić sobie, że można coś zrobić spontanicznie – np. protestować przeciwko zawłaszczaniu sądów. Musi za tym ktoś stać – to myśl żywcem wzięta od działaczy PZPR i „Trybuny Ludu”. A kto? Oczywiście, Soros, którego macki sięgają wszędzie. Spisek. Wszędzie spisek. Wchodzisz do kibla, a tam spisek. Otwierasz lodówkę, dopada cię spisek. Budzisz się rano, otwierasz oczy, a nad tobą stoi spisek i złowieszczo sapie. Strach oczy zamknąć!
A dlaczego? Tu należy się powołać na koronny argument piso internautów. Każdy, kto ośmiela się mieć inne niż oni poglądy, jest zaczadzony TVNem i Gazetą Wyborczą. W ich ciasnych rozumkach nie mieści się, że można mieć własne poglądy. Bo ich kształtowane są przez pewne rozgłośnie radiowe i telewizyjne oraz niektóre… Tu problem, jak je nazwać? Chyba najlepiej „biuletyny partyjne”. Całe to towarzystwo funkcjonuje jak komputer bez dysku twardego: tylko na pamięci zewnętrznej.
Przemysław Szubański
Redaktor Gazety Giełdy Parkiet