W Szczecinie o kredytach frankowych
W dyskusji na temat walutowych kredytów hipotecznych bardzo często nie uwzględnia się gruntownej zmiany uwarunkowań ekonomicznych, jaka dokonała się pomiędzy okresem udzielania tych zobowiązań przez banki a czasami współczesnymi.
Konsekwencją jest pochopne ferowanie ocen w oparciu o znajomość realiów, których w żadnym razie nie dało się przewidzieć kilkanaście lat temu. Przypomniał o tym prezes Związku Banków Polskich, Krzysztof Pietraszkiewicz.
Dyskusja odbyła się podczas XXI edycji konferencji „Zarządzanie Finansami”, zorganizowanej przez Uniwersytet Szczeciński.
Wejście do UE i perspektywa przyjęcia euro
Odnosząc się do uwarunkowań sprzed dwóch dekad, prezes ZBP przypomniał, jakim wzywaniem było nabycie nowego mieszkania u schyłku lat 90-tych czy też w pierwszych latach nowego stulecia, i jak duży problem stanowiło pozyskanie korzystnego finansowania na taki zakup.
Stopy procentowe były wówczas nieporównanie wyższe nie tylko w stosunku do obecnych, ale i do sytuacji z pierwszej połowy obecnej dekady, a więc sprzed rozpoczęcia polityki luzowania ilościowego przez banki centralne.
W roku 2003 rata kredytu hipotecznego złotowego kształtowała się na poziomie przeciętnego wynagrodzenia
Równocześnie coraz bardziej realna stawała się perspektywa przystąpienia Polski do struktur Unii Europejskiej, a dowodem na zbliżającą się integrację była rosnąca liczba Polaków, wyjeżdżających do pracy w krajach zachodnioeuropejskich.
Krzysztof Pietraszkiewicz zwrócił uwagę, iż jednym z argumentów za przystąpieniem Polski do Wspólnoty był właśnie dopływ kapitału, którego w polskich bankach w latach 90-tych poważnie brakowało.
Pięć punktów procentowych różnicy pomiędzy kredytem w CHF a PLN
W takich okolicznościach pojawiła się potrzeba taniego finansowania akcji kredytowej, skierowanej do osób poszukujących własnego mieszkania.
Opcja kredytów denominowanych oraz indeksowanych do waluty obcej wydawała się być rozwiązaniem optymalnym, biorąc pod uwagę fakt, iż różnica pomiędzy wysokością oprocentowania pomiędzy kredytem walutowym a analogicznym zobowiązaniem wyrażonym w złotych polskich kształtowała się na poziomie 5 punktów procentowych.
W roku 2008 polskie banki zaimportowały ponad 220 mld zł kapitału, z czego aż 150 mld przeznaczono na finansowanie nieruchomości mieszkalnych
Prezes ZBP wspomniał, że w roku 2003, czyli przed uruchomieniem akcji kredytowej w walutach obcych, rata kredytu hipotecznego złotowego kształtowała się na poziomie przeciętnego wynagrodzenia.
Klient zawsze miał wybór
Dzięki udostępnieniu tzw. kredytów frankowych sfinansowanie własnego mieszkania przez banki stało się na tyle dostępne, że obciążało budżet przeciętnego gospodarstwa domowego w mniejszym stopniu, aniżeli wynajem analogicznej nieruchomości w większych aglomeracjach.
Dynamiczny wzrost sprzedaży zobowiązań wyrażonych w walucie obcej w pewnym momencie zaniepokoił zarówno przedstawicieli nadzoru, jak i bankowców
Równocześnie jednak tak powszechna akcja kredytowa wymagała zasilenia polskich banków pokaźnym zastrzykiem kapitału z zagranicy, o czym zdają się zapominać ci, którzy twierdzą iż „polskie banki nie posiadały franków”.
W roku 2008 polskie banki zaimportowały ponad 220 mld zł kapitału, z czego zdecydowana większość, bo aż 150 mld, przeznaczono na finansowanie nieruchomości mieszkalnych.
Należy jednak pamiętać, że decyzja o wyborze właściwej formy finansowania należała w każdym przypadku do klienta, nie jest zatem prawdą obiegowa opinia, jakoby nie było alternatywy dla zobowiązania frankowego.
Krzysztof Pietraszkiewicz przypomniał, że zarówno w bankach komercyjnych, jak i spółdzielczych były dostępne oferty złotowe, a niektóre instytucje proponowały obie formy finansowania.
Niemniej dynamiczny wzrost sprzedaży zobowiązań wyrażonych w walucie obcej w pewnym momencie zaniepokoił zarówno przedstawicieli nadzoru, jak i bankowców.
Konsekwencją był postulat wysunięty już w 2005 r. przez ZBP, aby regulacyjnie ograniczyć sprzedaż tych produktów. Propozycja bankowców spotkała się z dezaprobatą zarówno ze strony polityków, jak i organów ochrony konsumenta.
Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów sugerował wprost, że byłoby to ograniczenie konkurencji.
Wyborcze obietnice bez pokrycia
Także i sami kredytobiorcy nie byli zainteresowani ograniczeniem dostępności tanich i korzystnych produktów, pozwalających na sfinansowanie zakupu nieruchomości.
Prezes ZBP przypomniał, że w tamtych latach, tuż po przystąpieniu Polski do UE, wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na kolejny krok, czyli przyjęcie wspólnej waluty.
Tymczasem kolejne lata przyniosły zbieg niekorzystnych uwarunkowań, których nikt nie mógł przewidzieć, poczynając od kryzysu Lehman Brothers, poprzez konflikt na Ukrainie i kryzys na Bliskim Wschodzie aż po pamiętną decyzję władz Szwajcarskiego Banku Narodowego ze stycznia 2015 r., kiedy to wartość franka gwałtownie poszybowała w górę.
Jeszcze przed tą datą banki zaczęły wysuwać postulat stworzenia odpowiednich zabezpieczeń dla kredytobiorców, dzięki czemu możliwe było uruchomienie tzw. sześciopaku, czyli pakietu instrumentów pomocowych.
Niestety, atmosfera kampanii wyborczej w roku 2015 poskutkowała lawiną populistycznych obietnic dla frankowiczów, składanych przez kandydujące ugrupowania polityczne. Równie niepokojącym zjawiskiem był rozkwit działalność kancelarii prawnych, które odwodziły kredytobiorców od zawierania ugód z bankami, proponując kierowanie spraw na drogę sądową.
Tymczasem sytuacja, w jakiej znaleźli się frankowicze, była niezawiniona ani przez nich samych, ani przez udzielające tych kredytów banki.
Prezes ZBP przypomniał, że największym beneficjentem akcji kredytowej jest państwo, tymczasem w sytuacji próby niejednokrotnie wycofywało się ono z wzięcia jakiejkolwiek odpowiedzialności za zaistniałą sytuację.