W biznesie decyduje szczęście?
Zdaniem naukowca, nie ma żadnej reguły gwarantującej nadzwyczajne powodzenie. Wymaga ono zazwyczaj robienia czegoś dotychczas nieznanego lub odmiennego od przyjętej normy, a na coś takiego przepisu nie ma. Nie wystarczy jednak zrobić byle co na przekór, trzeba jeszcze celnie z tą przekorą trafić.
Łut szczęścia w show-biznesie…
Tezę o wiodącej roli szczęścia po drodze na wyżyny prof. Liu sformułował nie „z głowy”, a na podstawie badań, których wyniki opublikował w pracy pt. „Luck (Key Ideas in Business and Management)”.
Wziął m.in. pod lupę listę przebojów amerykańskiego tygodnika Billboard i niemal 8300 piosenek, które dotarły na nią od 1980 do 2008 r. Z analizy wynika, że w poszukiwaniu artystów z widokami na wielką i długą karierę wytwórnie muzyczne nie powinny skupiać się na tych z Top 20, a raczej na wykonawcach z bezpośredniego zaplecza czołówki, tj. z miejsc od 22 do 30.
Klasycznym przykładem na potwierdzenie słuszności tezy o wyjątkowej roli szczęścia jest, zdaniem Liu, koreański wykonawca Psy, który nagle i nie wiadomo dlaczego rozsławił w świecie tzw. Gangnam Style (nomen-omen, określenie Gangnam style odnosi się do życia w luksusie).
Psy miał to „coś” niepowtarzalnego i nie do zdefiniowania, co na jego szczęście chwyciło.
W statystycznej analizie wyszło niezbicie, że drugie single wykonawców z Top 20 magazynu kończyły znacznie niżej – przeciętnie na miejscach od 40 do 45, podczas gdy artyści debiutujący na pozycjach 22 − 30 mieli za drugim razem największe ze wszystkich szanse skoczyć znacznie do góry. Świadczyć to ma, że ich kariera opiera się bardziej na umiejętnościach niż na szczęściu. Brzmi przekonująco.
…i w biznesie
Podobny wniosek nasunął się badaczowi po dokładnych oględzinach listy magazynu Fortune 100 najszybciej rosnących spółek. Wprawdzie ich wzrostami w kolejnych latach rządzi przede wszystkim przypadek, to daje się jednak zauważyć, że firmy spoza czołówki radzą sobie w kolejnych latach lepiej niż liderzy.
Spółki z samego szczytu mają zatem większe szczęście w interesach niż inne firmy, ale można też przewidywać, że niebawem zaczną sobie radzić gorzej.
Prof. Chengwei Liu nie odradza czytania o nich, ale przekonuje, że nie należy próbować powielać wzorów firm będących bohaterami takich bestsellerów, jak „Search for Excellence” (Poszukiwania doskonałości), „Good to Great” (Od firmy dobrej do wielkiej), „Built to last” (Stworzona aby trwać).
Zauważył on, że spośród wymienionych tam 50 firm, aż 16 upadło zanim minęło 5 lat od publikacji książki, 23 radziły sobie w tym czasie gorzej niż spółki z listy S&P 500, stanowiącej akceptowany punkt odniesienia.
I jedynie 5 z pozostałych 11 utrzymało poziom wyjątkowości, dzięki któremu znalazły się w tych publikacjach.
Po triumfie zawsze przychodzi schyłek, a niekiedy upadek. Wnioski prof. Liu potwierdzają, że droga do wielkości nie prowadzi przez imitacje, bo skuteczniejsze są innowacje, co łatwo powiedzieć i niesłychanie trudno przeprowadzić.