To be or not to be

To be or not to be
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Już 23 czerwca Wielka Brytania będzie musiała odpowiedzieć na to znane od kilku stuleci hamletowskie pytanie. W oczekiwanym przez wielu referendum Brytyjczycy pokażą, jak wyobrażają sobie dalszą przyszłość relacji ich kraju z Unią Europejską. Decyzja ta wpłynie nie tylko na stosunki międzynarodowe, ale będzie miała również znaczenie dla indywidualnych portfeli mieszkańców Wspólnoty. Dlatego kontynent wstrzymuje oddech obserwując z niepokojem wyspiarskie wahania.

W ostatnim czasie zauważalna jest duża ostrożność w interpretacji informacji o nastrojach i preferencjach Brytyjczyków przed czerwcowym referendum, podawanych przez firmy badawcze. Pewne jest tylko to, że wynik plebiscytu nie jest jeszcze przesądzony, a walka będzie toczyć się do ostatniego dnia. Brytyjski rząd w sprawie referendum jest podzielony równo po połowie. Szefem obozu zwolenników Unii jest premier David Cameron, podczas gdy blokowi przeciwników Brukseli przewodzi kilku liderów z ministrem sprawiedliwości na czele. Linie podziałów między stronnikami obydwu opcji są niezwykle zawiłe, prowadzą  przez zupełnie obce sobie ideowo obszary, co jeszcze bardziej zaciemnia obraz sytuacji.

Przez wiele miesięcy wydawało się, że londyńskie City murem poprze zwolenników pozostania w Unii, jednak poparcie biznesu wcale nie jest oczywiste. Premier Cameron na niedawnym spotkaniu z ludźmi rynku powiedział, że jeśli nie chcą pomóc, to niech przynajmniej nie przeszkadzają. Tymczasem na początku maja 110 znanych menedżerów, w tym były szef HSBC, opowiedziało się za zerwaniem z UE, twierdząc, że Brexit wzmocni pozycję City w roli światowego centrum finansowego.

To dość kontrowersyjna teza, gdyż przeważający jest pogląd, że wyjście z Unii osłabi znaczenie Londynu na finansowej mapie świata. Wspomniany HSBC zapowiedział przeniesienie centrali do Azji, motywując to rosnącymi kosztami regulacji w Europie oraz niepewnością co do przyszłości Wielkiej Brytanii. W razie Brexitu, City na czas wypracowania umów bilateralnych zostanie odcięte od UE. Przejściowo może to mieć negatywny wpływ na rynek inwestycyjnych produktów finansowych, również w Polsce, ponieważ największym ich dostawcą jest właśnie Londyn. Jak wiadomo, biznes nie znosi pustki i ewentualne problemy bankierów z City z pewnością wykorzystają konkurenci na kontynencie. Już dzisiaj mówi się otwarcie, że po wyjściu Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty, centrum finansowe UE przemieści się do Frankfurtu nad Menem, gdzie znajduje się siedziba Europejskiego Banku Centralnego, niemiecka giełda i centrale kilku banków.

Gospodarka głupcze

Przedreferendalna dyskusja w coraz większym stopniu odwołuje się do emocji i brytyjskich lęków przed napływem kolejnych fal imigrantów w związku z rzekomo przygotowywaną przez Brukselę akcesją Albanii i Turcji do Wspólnoty. Mimo wszystko to argumenty ekonomiczne mają największą moc przekonywania. Z badań Ipsos MORI wynika, że największe obawy wśród głosujących budzi wpływ Brexit na ekonomię, rynek pracy i handel. Problem imigracji jest na drugim miejscu, a dopiero kolejna pod względem ważności jest kwestia brytyjskiej suwerenności, mocno podnoszona przez Borysa Johnsona, byłego mera Londynu (obecny, Sadiq Khan włączył się w kampanię na rzecz pozostania Wielkiej Brytanii we Wspólnocie). Dwóch na trzech przeciwników Unii stwierdza, że ma obawy, jak wyjście ze Wspólnoty przełoży się na brytyjską gospodarkę. Co ważniejsze, niepokój o przyszłość ekonomiczną ma pierwszoplanowe znaczenie dla Brytyjczyków, którzy wahają się jak zagłosować.

Jak pokazują liczne analizy, obawy te nie są bezpodstawne. Financial Times cytując badania National Institute of Economic and Social Research opublikowało, że w konsekwencji Brexitu, wzrost gospodarczy Wielkiej Brytanii w 2017 roku może być niższy o 0,8 punktu procentowego. W dłuższej perspektywie czasowej, do 2030 roku brytyjskie PKB ma być niższe od 1,5 proc. do 7,8 proc. w stosunku do scenariusza bazowego, czyli pozostania kraju w UE. Jest to zbieżna opinia z szacunkami Credit Swiss, wedle których produkt krajowy Wielkiej Brytanii w skutek wzrostu niepewności, spadku zaufania wśród przedsiębiorców, zaostrzenia warunków finansowania, wysokiej inflacji, spadku dochodów realnych, może w krótkim terminie zmniejszyć się o 1-2 proc.

Obawa o przyszłość 

Oprócz prognoz gospodarczych, warto przeanalizować, jakie skutki wystąpienie z UE może przynieść brytyjskiej walucie. Od początku roku kurs funta spadł o przeszło 7 proc. w stosunku do euro, a w kwietniu deprecjacja wyniosła aż 12 proc. Przecena wobec dolara, który w tym roku jest wyjątkowo słabowity, jest mniejsza, ale w szczytowym momencie, w minionym miesiącu przekraczała 6 proc. A to dopiero przedsmak tego co czeka funta, ponieważ doświadczenia z referendum w sprawie niepodległości Szkocji pokazują, że prawdziwy odpływ kapitału może ruszyć na kilka dni przed głosowaniem. Goldman Sachs przewiduje, że decyzja na „tak” osłabi funta o 15-20 proc., co będzie stanowić niemałe wyzwanie dla importerów i gospodarstw domowych, zmniejszając ich siłę nabywczą.

Ostatni w kolejce

Barack Obama podczas niedawnej wizyty na Wyspach uderzył w czuły punkt mówiąc, że jeśli Wielka Brytania wyjdzie z UE to trafi na koniec kolejki krajów negocjujących Transatlantyckie Partnerstwo na rzecz Handlu i Inwestycji. Brytyjczycy mogą oburzać się na protekcjonalizm prezydenta, ale muszą przyznać, że Brexit to wielki eksperyment i znak zapytania dla kraju.

Eksperci nie mają złudzeń, że w przypadku opuszczenia Unii, Wielką Brytanię czeka szereg wyzwań i negocjacji związanych również z obecnością w innych organizacjach międzynarodowych. Rozważając nad skutkiem Brexitu warto wziąć pod uwagę fakt, że Wielka Brytania przystąpiła do Światowej Organizacji Handlu jako członek UE. To Bruksela, w imieniu Londynu negocjowała warunki funkcjonowania w WTO. Jej szef – Roberto Azevedo, w wywiadzie dla Financial Times podkreślił, że w przypadku wystąpienia ze Wspólnoty Wielka Brytania będzie musiała na nowo podpisać porozumienie członkowskie, na ustalonych ponownie zasadach. Nie ma mowy o „skopiowaniu” ustalanych przez UE warunków.

Brexit a sprawa polska

Wyjście Wielkiej Brytanii z UE będzie mieć również poważne konsekwencje dla Polski. Niepewna jest przyszłość ponad 700 tys. Polaków pracujących na Wyspach. Nie wiadomo jaki będzie ich status, jakie będą mieli prawa pracownicze, uprawnienia socjalne i zdrowotne. Raczej mało prawdopodobne wydaje się, żeby Londyn zmusił ich do powrotu do kraju. Z całą pewnością jednak możliwość wyjazdu do pracy na Wyspy zostanie drastycznie ograniczona.

Według szacunków PKB Polski w pierwszym roku po Brexicie może zmniejszyć się o 1 proc. Wielka Brytania jest ważnym partnerem handlowym Polski, z którym notujemy sporą nadwyżkę. Eksport na Wyspy ma wartość 44 mld zł, a import 18,2 mld zł. Brexit prawdopodobnie będzie skutkować ograniczeniami w handlu zagranicznym.

Na tak znaczącą zmianę strukturalną dynamicznie zareagują rynki finansowe. Groźba dalszych rozłamów wewnątrz Unii będzie kolejną cegiełką do załamania wspólnotowego budżetu. Obojętna na wyjście ze Wspólnoty nie będzie na pewno nasza waluta. Polska może mimowolnie stać się ofiarą odpływu kapitału, co osłabi złotego.

Jedną z najważniejszych konsekwencji Brexitu będzie nowy podział budżetu unijnego. Polska jest dzisiaj największym beneficjentem funduszy płynących z Brukseli. Po wyjściu Wielkiej Brytanii, drugiego co do wielkości płatnika netto po Niemczech, wspólna kasa będzie ponownie dzielona. Oznacza to przede wszystkim mniejszą pulę.  A co więcej, biorąc pod uwagę nienajlepsze dziś relacje Warszawy z Berlinem i Brukselą można zakładać, że tym razem rozdział pieniędzy będzie dla nas mniej korzystny, niż przy ostatnim ustalaniu budżetu.

Konrad Grzelec
BGŻOptima