Sukces z wieloma niewiadomymi
Wybór premiera Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej to najgorętszy news kończących się wakacji. Ten ewidentny sukces Polski można interpretować na wiele sposobów.
Wbrew pozorom nie wróży to PO przekonywującego zwycięstwa w wyborach parlamentarnych za rok, ponieważ jego potencjalni sukcesorzy nie mają jego charyzmy ani skuteczności.
Dla opozycji to ogromny prezent, bo trudno nie zakładać, że wewnętrzny bój o inwestyturę w Platformie może przynieść wiele zaskakujących personalnych wolt i medialnych faktów. Dziś trudno wyrokować, czy ten wybór realnie pomoże Europie Wschodniej w uświadomieniu Zachodowi, jak naprawdę groźna dla europejskiej cywilizacji jest junta Putina.
Z pewnością trzeba odnotować ostentacyjne pomijanie informacji o nowym przewodniczącym przez kremlowskie tuby propagandowe.
Na pewno czytelne dla Zachodu było poparcie dla Tuska podczas głosowania ze strony krajów naszego regionu. Jego wybór to porażka południowej, śródziemnomorskiej flanki UE oraz wyraźne wskazanie, że obecnie Wspólnotą rządzi Berlin.
Trudno dziś powiedzieć, czy Tusk kiedyś pełen dobrej woli i wiele razy boleśnie upokorzony przez Putina wyciągnie z tego polityczne konsekwencje. Można przecież przyjąć, że został wylansowany przez Merkel dla uspokojenia obaw krajów nowej Unii, zwłaszcza przy wecie Niemiec na przenoszenie baz NATO na Wschód. To, jaką strategię działania wobec Moskwy wybierze Tusk, będzie do grudnia największą zagadką dla UE i… jego samego.