Strefa VIP: Wielki fan witaminy N
Rozmawiał: Adam Bogoryja-Zakrzewski
Marcin Syciński uśmiecha się, gdy mówi o ładowaniu baterii witaminą N – czyli naturą. To jednak prawda. Energii dodają mu wiatr i woda. Sporty wodne są jego pasją. Jest członkiem zarządu Idea Banku S.A., ale sprawia wrażenie skromnego, nawet nieco nieśmiałego… To jednak pozory. Jest człowiekiem pełnym fantazji i marzeń. Co istotne – realizowanych krok po kroku. To udaje się niewielu. Właśnie zdobywa najwyższe w żeglarstwie uprawnienia kapitańskie. Już jest zawodowym ratownikiem wodnym i motorowodnym sternikiem morskim. Kończy kurs instruktora pływania.
– Mam zajęcia na basenie na wytrzymałość i doskonalenie stylu – wyjaśnia. To fan windsurfingu i… jednośladów. Ma dwa motory i jeden skuter. Na tym ostatnim, lawirując między limuzynami prezesów konkurencyjnych banków, dotarł do NBP na galę „Gwiazd bankowości 2015”. To prestiżowa w branży uroczystość wręczenia nagród za wyniki finansowe i produkty innowacyjne.
Studiował na Wojskowej Akademii Technicznej (specjalność inżynieria materiałowa) i na Politechnice Warszawskiej na Wydziale Inżynierii Materiałowej. Miał plany, aby zostać na uczelni po studiach i poświęcić się pracy naukowej. Ostatecznie wybrał jednak karierę w bankowości. – Ten świat raportów i analiz bardziej mnie wciągnął – mówi z przekonaniem. Bankowości zasmakował już w 2001 r., podczas ostatniego roku studiów. W banku przeszedł wszystkie szczeble – niemal jak u słynnego producenta samochodów Henry Forda. Zaczął od najniższego stanowiska.
– Zatrudniłem się w Citibanku „na słuchawkach”, jako windykator telefoniczny. Byłem na studiach dziennych, więc do banku przyjeżdżałem już o 6. rano, by potem zdążyć na „laborki” na uczelni. Po nich wracałem do pracy. Zostawałem do 22. w nocy. Nauka sytemu windykacyjnego przychodziła mi łatwo. Po roku zostałem jego administratorem. Teraz funkcja windykacji jest postrzegana inaczej. Wtedy Citibank był jedynym, który wydawał karty kredytowe. Klienci nie rozumieli, co to jest algorytm spłaty kart kredytowych, okres bezodsetkowy, co to są transakcje cashowe, on-linowe. Musieliśmy edukować klientów, uzupełniać to, czego wcześniej nie zrobili sprzedawcy kart.
Jak pan, żeglarz czuł się w banku? Na wodzie istnieją nieco inne zasady: obok odpowiedzialności – pewien luz, swoboda w stosunkach między ludźmi, uśmiech, tolerancja.
– W banku, tak samo jak na wodzie, ważna jest odpowiedzialność. Reszta to kwestia zespołu, w jakim się pracuje. A ten był młody, w dużej mierze złożony ze studentów, którzy tak jak ja próbowali pogodzić pracę z nauką.
I potrafił pan znaleźć jeszcze czas na żeglarstwo?
– Żeglowanie zaczęło się jeszcze na Wojskowej Akademii Technicznej. Na jeziorze Zegrze pierwszy raz wsiadłem na Omegę.
Piękna konstrukcja…
– Bardzo wdzięczna. Najlepsza zabawa polegała na tym, kto najszybciej przewróci Omegę i kto ją potem najszybciej postawi. Później zacząłem pływać po Mazurach. Nawet kilka razy w roku. Największym zaskoczeniem był pierwszy wypad na Śniardwy. To duże jezioro. Nieźle wieje.
Są też niebezpiecznie kamienie, w tamtych latach były nieoznakowane!
– To płytkie jezioro, ale faktycznie bywa niebezpieczne. Uwielbiam Mazury. Byłem chyba na każdym jeziorze. Przyznam jednak, że gdy z Citibanku przeniosłem się do Raiffeisena, musiałem zrobić sobie przerwę w pływaniu. W nowym miejscu prowadziłem zespół windykacji. Opracowałem procedury szkolenia, postępowania, zasad rozmów z klientem. Po półtora roku zostałem kierownikiem windykacji na 15 krajów w centrali banku w Wiedniu. Praca była tak intensywna, że musiałem zrezygnować z żeglarstwa.
Długo był pan za granicą?
– W sumie osiem lat. Cztery lata na Ukrainie. Tam udało mi się nie tylko wrócić do żeglarstwa, ale nawet wejść na wyższy poziom – żeglarstwo morskie. Przełomowym momentem był pierwszy rejs po Morzu Czarnym. Postanowiłem zdobyć patent sternika morskiego. Następny rejs to była już wyprawa po Morzu Północnym i Atlantyku, na północ od Szkocji. Wiedzieliśmy, że będzie wiało, że będzie padać i że będzie zimno. Ciągnęło mnie jednak do pływania w ostrych warunkach. Zaliczyłem jeszcze kilka ...
Artykuł jest płatny. Aby uzyskać dostęp można:
- zalogować się na swoje konto, jeśli wcześniej dokonano zakupu (w tym prenumeraty),
- wykupić dostęp do pojedynczego artykułu: SMS, cena 5 zł netto (6,15 zł brutto) - kup artykuł
- wykupić dostęp do całego wydania pisma, w którym jest ten artykuł: SMS, cena 19 zł netto (23,37 zł brutto) - kup całe wydanie,
- zaprenumerować pismo, aby uzyskać dostęp do wydań bieżących i wszystkich archiwalnych: wejdź na BANK.pl/sklep.
Uwaga:
- zalogowanym użytkownikom, podczas wpisywania kodu, zakup zostanie przypisany i zapamiętany do wykorzystania w przyszłości,
- wpisanie kodu bez zalogowania spowoduje przyznanie uprawnień dostępu do artykułu/wydania na 24 godziny (lub krócej w przypadku wyczyszczenia plików Cookies).
Komunikat dla uczestników Programu Wiedza online:
- bezpłatny dostęp do artykułu wymaga zalogowania się na konto typu BANKOWIEC, STUDENT lub NAUCZYCIEL AKADEMICKI